Jarosław Tomasiewicz – „Faszyzm lewicy czy ludowy patriotyzm?” – recenzja i ocena
Jarosław Tomasiewicz – „Faszyzm lewicy czy ludowy patriotyzm?” – recenzja i ocena
Jarosław Tomasiewicz nie jest wśród osób zainteresowanych myślą polityczną postacią nieznaną. Historyk i politolog, profesor Uniwersytetu Śląskiego, od lat publikuje w mediach głównego nurtu, w prasie ogólnopolskiej i regionalnej. U badacza tego da się zauważyć zamiłowanie do przybliżania dorobku środowisk nierzadko marginalnych, często radykalnych, ale nieodmiennie interesujących intelektualnie. Nie inaczej jest w przypadku wydanej przez PIW pracy „Faszyzm lewicy czy ludowy patriotyzm”, poświęconej międzywojennym tradycjom polskiego lewicowego nacjonalizmu, a ściślej, jak głosi podtytuł, tendencjom antyliberalnym i nacjonalistycznym w polskiej lewicowej myśli politycznej lat trzydziestych (rzecz jasna XX w.).
Praca podzielona jest na trzy części. Najobszerniejsza, bo stanowiąca mniej więcej połowę książki, poświęcona jest lewicy piłsudczykowskiej. Pozostałe dwie opisują tendencje mające miejsce w łonie ruchów ludowego i robotniczego.
Okres po śmierci Józefa Piłsudskiego to czas dekompozycji obozu sanacyjnego i jego postępującego przesuwania się w prawo, czego przykładem jest powołanie Obozu Zjednoczenia Narodowego. Dużym uproszczeniem jest taka interpretacja konfliktu koterii skupionych wokół Edwarda Rydza-Śmigłego i Ignacego Mościckiego, która każe widzieć w nim starcie dążenia do ustanowienia rządów silnej ręki z pozostałościami liberalniejszego i skłonnego do demokratyzacji skrzydła obozu rządzącego, uosabianego przez prezydenta. W istocie także Mościcki nie miał nic przeciwko oparciu się na zwolennikach „zamordyzmu”, bo za takich bez wątpienia uznać należy działaczy „Naprawy”. Wojewoda śląski Michał Grażyński był wręcz przez nieprzychylne sobie osoby, np. Stanisława Cata-Mackiewicza, widziany jako wzorowy kandydat na lidera polskiej monopartii. „Naprawiacze” domagali się „unarodowienia” sanacji. Krytykując antyżydowskie ekscesy narodowców, sam antysemityzm uważali za poniekąd uzasadniony i popierali emigrację ludności żydowskiej do Palestyny. Do mniejszości słowiańskich nastawienie było przychylne, czego nie można powiedzieć o traktowanej wrogo, jako potencjalne zagrożenie, mniejszości niemieckiej. Choć opowiadająca się za rządami silnej ręki, „Naprawa” nie występowała przeciw demokracji jako takiej. Nie uważano jednak demokracji za tożsamej z jej liberalną i parlamentarną formą. Dziś może nas to dziwić, ale musimy być świadomi nastrojów politycznych, panujących w latach trzydziestych. Także w kwestii gospodarki przedstawiciele tego nurtu byli sceptyczni względem rozwiązań liberalnych i kapitalistycznych, skłaniając się ku ideom syndykalistycznym. Syndykalizm był w ogóle bardzo popularny wśród różnych ugrupowań lewicy piłsudczykowskiej.
Szczególnie intersujący jest casus Partii Pracy, która początkowo reprezentowała liberalne oblicze władzy pomajowej (związany był z nią premier Bartel) w latach trzydziestych, wraz ze zmianą pokoleniową, wyraźnie zaczęła zaś przejawiać tendencje faszyzujące. Wiele kontrowersji wzbudzała też działalność Legionu Młodych, przez bardziej konserwatywnych reprezentantów obozu władzy oskarżanego o zapędy komunizujące.
Elementy lewicowo-narodowe dało się też zidentyfikować w łonie ruchu ludowego. Co ciekawe, wśród ludowców nierzadko pojawiała się idea rządów silnej ręki, co skończyło się po 1926 r., kiedy PSL-Piast stało się jednym z filarów demokratycznej opozycji. Co można uznać za zaskakujące, ludowcom nie był obcy także antysemityzm (i to co ciekawe, zarówno działaczom wywodzącym się z bardziej prawicowego Piasta, jak i z lewicującego Wyzwolenia) i byli skłonni także na jego gruncie na współpracę z endecją. Ba, nieraz oskarżali narodowców, że ci usiłują zawłaszczyć dla siebie monopol na antysemityzm (traktowany najwyraźniej jako jakaś cnota).
Moim zdaniem, najciekawsza była część poświęcona ruchowi robotniczemu. Interesujące w szczególności wydały mi się passusy poświęcone dwóm partiom, o których co prawda słyszeli nawet co bardziej zainteresowani historią dwudziestolecia międzywojennego licealiści, ale wiedza o których rzadko kiedy wykracza poza nazwę i ogólną charakterystykę. I tak PPS – dawna Frakcja Rewolucyjna to coś zdecydowanie ciekawszego niż propiłsudczykowska fronda z Polskiej Partii Socjalistycznej, za jaką zwykle jest przedstawiana. To niebywale interesująca „skamielina ideowa” niepodległościowego socjalizmu z początków XX w. „Fracy” byli wręcz ortodoksyjnymi socjalistami, a jednocześnie zdeklarowanymi niepodległościowcami, uważali się za prawdziwych piłsudczyków, a ich poparcie dla sanacji było warunkowe.
Bardzo ciekawie przedstawiona została Narodowa Partia Robotnicza, wiedza o której sprowadza się zwykle do tego, że byli to dawni endecy, zniechęceni prorosyjskim kursem Dmowskiego.** Tymczasem była to formacja o przemyślanym programie narodowo-lewicowym.** Pewnego sznytu intelektualnego nadawało NPR zainteresowanie modernistyczną myślą katolicką. Nie była to jednak typowa chadecja. Myślę, że najwłaściwszą paralelą byłaby działająca w Czechosłowacji Partia Narodowych Socjalistów (nie mająca rzecz jasna nic wspólnego z ideologią i zbrodniczą praktyką niemieckiej NSDAP).
Autor doszukuje się też polskich i narodowych akcentów wśród, będących wszak obcą agenturą komunistów, i co ciekawe, znajduje takowe w działalności pisma „Dźwigary”.
Praca Jarosława Tomasiewicza nie jest lekką lekturą „do poduszki”. To rzetelne studium oparte na solidnym materiale źródłowym, w skład którego wchodzą archiwalia, prasa, dokumenty programowe, wspomnienia i pamiętniki. Autor poddał dogłębnej analizie programy i deklaracje omawianych środowisk ideowych. Mimo jednoznacznie naukowego charakteru książki, będzie ona pasjonującą lekturą dla wszystkich zainteresowanych historią polityczną i historią myśli politycznej dwudziestolecia międzywojennego.
Większość omawianych w książce środowisk łączyły zapatrywania na politykę zagraniczną. Głównego wroga Polski upatrywano w Niemczech. Postulowano trwanie w sojuszu z Francją i krajami słowiańskimi – w tym Czechosłowacją, mimo na ogół pozytywnej oceny zajęcia Zaolzia. Większość bohaterów książki na Sowiety patrzyła nieufnie. Myślę, że nieodległe od prawdy będzie utożsamienie takich zapatrywań z nastrojami społeczeństwa (co swoją drogą jest jednym ze słabych punktów idei sojuszu z Niemcami). Dosyć podobne były też poglądy na kwestię mniejszościową – pełna tolerancja dla mniejszości słowiańskich, potępienie przemocy wobec ludności żydowskiej połączone z chęcią pokojowego nakłonienia jej do opuszczenia kraju oraz podejrzliwość i niechęć względem mniejszości niemieckiej.
Ciekawe, że w Polsce mającej wszak od 1926 r. coraz mniej wspólnego z demokracją, tak wielki był ferment ideowy. Możemy tylko domyślać się, co by było, gdyby różne idee, w tym narodowo-lewicowe, miały swobodne warunki do rozwoju i ekspresji. Mi podczas lektury narzucały się pewne paralele Polski z Czechosłowacją. W końcu w obydwu krajach jedną z najważniejszych sił politycznych byli wówczas ludowcy. Analogia między NPR a Narodowymi Socjalistami także narzucała się sama.
Na polskiej prawicy istniał swego czasu swoisty fetysz przedwojennej patriotycznej lewicy. Narzekano, że lewica jest, jaka jest, zamiast być taka, jaka była przed wojną. Problem w tym, że liczni prawicowi publicyści mieli dość specyficzne rozumienie tej przedwojennej lewicy, sprowadzające się do tego, że w zasadzie to była ona taką prawicą. Otóż nie była – i książka Tomasiewicza znakomicie to pokazuje. Problem w tym, że idei w niej opisywanych rzeczywiście ciężko się u współczesnej lewicy nawet ze świecą doszukać, w tym więc aspekcie prawicowi krytycy mieli rację. A omawianą pracę jak widać polecić można nie tylko pasjonatom dwudziestolecia, ale też znacznie mniej odległego czasowo życia politycznego.