Jakub Tyszkiewicz, Agata Tyszkiewicz – „Operacja Eagle – Niemcy 1945. Polscy spadochroniarze w służbie amerykańskiego wywiadu” – recenzja i ocena
Jakub Tyszkiewicz, Agata Tyszkiewicz – „Operacja Eagle – Niemcy 1945. Polscy spadochroniarze w służbie amerykańskiego wywiadu” – recenzja i ocena
Karty II wojny światowej – najkrwawszego konfliktu zbrojnego w dziejach, zakończonego blisko 80 lat temu wciąż kryją niejedną tajemnicę. Na tej długiej liście znajduje się sprawa śmierci Heinricha Himmlera, katastrofy na Gibraltarze czy agresji III Rzeszy na ZSRR w 1941 roku i inne. Taką właśnie sprawą jest desant grupki kilkudziesięciu żołnierzy polskiego pochodzenia na teren niemieckiej III Rzeszy w ostatnich dniach jej istnienia. Operacji tej, jej organizator i mocodawca, wywiad Stanów Zjednoczonych w postaci Biura Służb Strategicznych (Office of Strategic Services – OSS) nadał kryptonim „Project Eagle” (Operacja Orzeł).
PWN, wydawca książki Agaty i Jakuba Tyszkiewiczów nadał bohaterom ich publikacji miano „polskich Jamesów Bondów”. Być może wykonywali oni tajne, specjalne zadania, o których wiedza na jaw może wyjść dopiero po jakimś czasie, w tym wypadku po 80 latach, lecz sądzę, że na tym porównania ze słynnym fikcyjnym brytyjskim szpiegiem się kończą.
Owych „Jamesów Bondów” spotkał przede wszystkim w większości tragiczny los i skazanie na zapomnienie. Nie było w ich posunięciach także spektakularnych akcji, filmowej brawury, zachwytów kobiet i poczucia, że swoim działaniem ratowali cały świat.
Były za to ciężkie, wojenne realia, możliwość polegania tylko i wyłącznie na sobie i jak najbardziej realne widmo śmierci, nie w bezpośredniej walce z jakimś wielkim światowym złoczyńcą, lecz przy okazji dekonspiracji czy wykonania choćby jednego złego ruchu.
Jakub Tyszkiewicz, pracownik naukowy Instytutu Historycznego Uniwersytetu Wrocławskiego, specjalizujący się w stosunkach polsko-amerykańskich, będący m.in. autorem książki „Polityka Stanów Zjednoczonych wobec Polski 1945-1988” wraz ze swoją żoną Agatą Tyszkiewicz, w miarę pojawienia się (dzięki odtajnieniu części amerykańskich archiwów) odpowiednich źródeł postanowili pochylić się nad losem tamtych ludzi i ich dokonań. Grupka młodych polskich straceńców godzi podjąć się tak ekstremalnego zadania, jakim był skok z samolotu na wrogi teren, by wykonywać ściśle tajne zadania, istotne dla ich amerykańskiego zleceniodawcy.
Cała historia „Project Eagle” rozpoczęła się 3 października 1944 w opuszczonym budynku przy Bryanston Square 29 w Londynie. Wtedy rozpoczęło się szkolenie dla 40 polskich spadochroniarzy (z których później wyklarowała się ostateczna liczba 32), którzy na wiosnę przyszłego roku mieli zostać zrzuceni na teren Niemiec. Zrzuty odbywały się od 19 marca do 12 kwietnia 1945. Ich uczestnicy zostali pogrupowani w 16 dwuosobowych zespołów z nazwami pochodzącymi od popularnych amerykańskich koktajli. I tak, istniały zespoły o nazwach: „Martini”, „Sidecar”, „Alexander”, „Old Fashioned”, „Highball” czy też „Orange Blossom” i „Planters Punch”.
Józef Gawor i Gerhard Nowicki, duet zespołu „Sidecar”, którzy zostali zrzuceni w okolicach Ansbach w zachodniej części Bawarii w jednym z pierwszych lotów „Project Eagle” zdołali urządzić obławę na ukrywających i szykujących się do ucieczki żołnierzy SA i SS z tego niewielkiego miasta (dzisiaj liczącego blisko 40 tysięcy mieszkańców). Z kolei zespół „Martini” z bodaj najbardziej znanym i najbardziej zasłużonym uczestnikiem tej tajnej operacji, 30-letnim starszym sierżantem Leonem Adrianem, operującym w innej części Bawarii, w Augsburgu, na podstawie fałszywej tożsamości stworzonej na potrzeby tego zadania zajmował się podobnymi sprawami, co żołnierze z duetu „Sidecar”. Lecz tuż na początku misji Adriana (oraz jego towarzysza z grupy, Józefa Bartoszka) pod koniec marca 1945 spotkało widmo dekonspiracji.
Przez nie dość dokładną pracę oddziału OSS w Londynie, Adrian został zdekonspirowany i wpadł w ręce Gestapo. Po brutalnych przesłuchaniach i wysłaniu do obozu koncentracyjnego, od pewnej śmierci wyratował go przypadek – do miasta właśnie wkraczała amerykańska armia. Tego „polskiego Bonda” spotkały przerażające tortury, lecz dane było mu później spotkać swoich oprawców i bez mrugnięcia okiem po prostu ich zastrzelić. Dzięki pracy Polaka Amerykanie pozyskali cenne informacje o niemieckich żołnierzach uciekających w kierunku Czechosłowacji oraz składach broni dla nazistowskiej partyzantki – Werwolfu. Przez krótki czas pracował także dla amerykańskiego kontrwywiadu pomagając w tropieniu oficerów SS i Gestapo.
Losy innej grupy, „Pink Lady” – w skład której wchodzili 21-letni Wacław Chojnicki urodzony w Chojnicach na Pomorzu oraz 27-letni Zygmunt Orłowicz, rodem z Dortmundu, lecz zamieszkały z rodziną w Bydgoszczy były nie mniej zawiłe i skomplikowane. We wschodnich Niemczech, w okolicach Erfurtu, Nauendorfu i Bad Berka po licznych perypetiach i przygodach przekazali wojskom amerykańskim informacje o magazynach broni, konspirowaniu żołnierzy wycofujących się wojsk III Rzeszy oraz odkryciu podziemnych lotnisk.
Książka Tyszkiewiczów pisana jest przystępnym i łatwym w odbiorze językiem. Jej układ odbiega od układu książki typowo naukowej, pisanej przez zawodowego historyka (jakim jest jeden z autorów), przez co czytelnik może łatwo w niej się odnaleźć. Pozytywnie trzeba ocenić jej fabularyzowaną część, czyli zaimprowizowane przez autorów opowieści, dialogi i dłuższe rozmowy, jakie mogli toczyć ze sobą, lub przedstawiać opis sytuacji, w której w danym momencie znaleźli się realizatorzy „Project Eagle”. Do słabszych stron publikacji zaliczyć można brak jej części dokumentalnej – brak zdjęć, opisów, raportów, które składali polscy żołnierze podczas trwania operacji, w której uczestniczyli. Książka ogranicza się w tym względzie jedynie do suchego przytaczania losów jedynie wycinka całości grup realizacyjnych „Operacji Orzeł”.
Grupa 32 młodych wojskowych z zachodnich i północnych terenów przygranicznych II RP pomimo licznych trudności podołała wyznaczonemu jej zadaniu. Wobec słabości organizacyjnych (m.in. złej jakości radiostacji, przez co kontakt z nimi podczas wykonywania zadań był ograniczony oraz niechęci wojsk sojuszniczych do powierzenia Polakom tego zadania) i realizacyjnych (ryzykowność samej operacji) większość z nich spotkało uznanie w postaci odznaczeń i orderów wojskowych ze strony amerykańskiej, jak i polskiej.
„Project Eagle” wpisał się tym samym w niewątpliwie chlubną i chwalebną, lecz w gruncie rzeczy mało znaną, zapomnianą i niedocenianą część polskiej historii. Po wojnie Adriana, Bartoszka, Chojnickiego, Orłowicza czy Gawora i Nowickiego spotkał los idealnie pisany tajnym agentom – Ci rozpierzchli się gdzieś po świecie nie dając żadnego znaku życia. A to, co robili, stanowiło tylko kolejny przyczynek do wkładu Polski w zwycięską porażkę, jaką dla naszego kraju była II wojna światowa. Zachęcam do lektury.