Jakub Ostromęcki – „Skręcona historia. Film a prawda historyczna” – recenzja i ocena
Jakub Ostromęcki – „Skręcona historia. Film a prawda historyczna” – recenzja i ocena
Książka Jakuba Ostromęckiego o wiele mówiącym tytule „Skręcona historia. Film a prawda historyczna” opowiada o zderzeniu wizji reżyserskiej z realiami historycznymi. Bo to właśnie filmowcy kształtują nasze wyobrażenie o przeszłości, a niektórzy współtworzą w ten sposób politykę historyczną w służbie państwa. Najlepszym bodaj współczesnym tego przykładem jest rosyjski „Rok 1612”, głośny również nad Wisłą. Wbrew tytułowi twórcy nie serwują publiczności dramatycznej opowieści o wypędzeniu Polaków z Moskwy, a jedynie wydarzenia je poprzedzające. Polscy widzowie byli bezlitośni wobec tego filmu – i słusznie, jednak trzeba pamiętać, że obraz Władimira Chotinienki (w roli „Żółkiewskiego” Michał Żebrowski) jest wykorzystywany w procesie edukacji najmłodszych.
Abstrahując od niesprawiedliwego obrazu Rzeczpospolitej film tworzy sprzeczny ze współczesną wiedzą, na poły mitologiczny pejzaż rosyjskiego odrodzenia, a odparcie Polaków jako początek zjednoczenia Rosjan i narodzin mocarstwowej Rosji. Dość wspomnieć o tym, jak wyszkolony przez… Hiszpana (albo jego ducha) rosyjski chłop w obliczu zagrożenia jest w stanie skonstruować działo z wiadra i pierwszym strzałem zniszczyć skład amunicji. Bo przecież zawsze umieszczano proch w zasięgu dział przeciwnika. Natomiast, jak słusznie zauważa Ostromęcki, pokazany na ekranie jednorożec „to wyżyny kina historycznego” w porównaniu z wielkim ładunkiem kuriozalnych i zwyczajnie głupich rozwiązań scenariuszowych.
Autor zauważa, że wielu konsultantów historycznych podczas kręcenia superprodukcji historycznych zjadło zęby widząc nonszalancję, z jaką twórcy filmów traktowali ich uwagi. Tak było w przypadku słynnego „Gladiatora”, który pełen jest niedorzecznych i ahistorycznych rozwiązań. I nie chodzi tu wyłącznie o mieszczące się w konwencji kina rozrywkowego manipulowanie faktami w celu uatrakcyjnienia narracji i zwiększenia dramatyzmu. To także fałszywy obraz Rzymu i ówczesnego społeczeństwa. Koniec końców „Gladiator” to bardzo angażujące dzieło, sprawnie nakręcone, emocjonujące, świetnie zagrane i ze znakomitą muzyką. Tym bardziej trzeba pamiętać, ze nie jest to dokument, ale tylko film fabularny.
Kiedy oglądamy stare filmy, zakładamy pewną umowność świata przedstawionego. Podkreśla to obowiązująca konwencja, charakteryzacja, dekoracje i styl gry aktorskiej. Współczesne kino dysponujące nowoczesnymi środkami stwarza znacznie bardziej realistyczny obraz wydarzeń, co sprawia, że trudniej jest uchwycić ewidentne zafałszowania, a zarazem łatwiej poddać się celowym manipulacjom. Niezależnie od tego miłośnicy X Muzy z lubością oddają się punktowaniu błędów, niedoróbek i niezgodności popularnych produkcji z realiami.
Podobne podejście rodzi też szereg problemów wykraczających poza licentia poetica. Niektóre produkcje nie tylko bowiem przekłamują rzeczywisty obraz wydarzeń, ale tworzą zupełnie nową historię. Takim przykładem był „Patriota” Rolanda Emmericha. Niemiecki reżyser ukazując wojnę o niepodległość Stanów Zjednoczonych nie tylko sportretował Amerykanów jako naród miłujący wolność i świadom swej tożsamości, z Brytyjczyków czyniąc zgraję bezwzględnych okrutników. Tytułowym bohaterem filmu uczyniono postać wzorowaną na Francisie Marionie. Emmerich przedstawił go jako miłującego pokój i wartości rodzinne człowieka, który dopiero zmuszony do chwycenia za broń staje na czele antybrytyjskiej rebelii i walczy z ogromnym poświęceniem w obronie uciemiężonej ojczyzny. W rzeczywistości Marion nie był postacią kryształową, słynął z brutalności, a filmowy wizerunek przykładnego ojca dalece odbiega od prawdy. Jego sylwetka miała wyłącznie podtrzymać (stworzyć?) mit.
Ostromęcki podejmuje się weryfikacji popularnych filmów z realiami historycznymi. Obok wspomnianych wyżej tytułów omówił takie produkcje jak „Braveheart” i „Lista Schindlera”, ale również te polskie. Autor pokazuje m.in. wysokobudżetowe (jak na nasze realia) filmy „Piłsudski” oraz „Legiony”, zderza ze sobą słynne „Westerplatte” Stanisława Różewicza i wywołującą swego czasu niemałe kontrowersje „Tajemnicę Westerplatte” Pawła Chochlewa nakręconą prawie czterdzieści lat później.
Warto sięgnąć po książkę Jakuba Ostromęckiego. To ciekawa propozycja, która nie tylko wytyka błędy w głośnych filmach, ale przede wszystkim ukazuje, jak ogromną siłę oddziaływania ma kino. Materiału do rozważań jest oczywiście dużo więcej, a nowości prezentowane na wielkim i małym ekranie w ostatnich latach pokazują, że twórcy wcale nie zamierzają rezygnować z instrumentalnego wykorzystywania historii do określonych celów.