Jak wyglądają dziś procedury ścigania zbrodniarzy z okresu II wojny światowej?
Natalia Pochroń: Od zakończenia II wojny światowej minęło już ponad siedemdziesiąt lat. Wydawać by się mogło, że zbrodnie popełnione w tym czasie mają dziś wymiar głównie historyczny, a ich badanie to domena historyków, nie prokuratorów. Czy istnieją jeszcze przesłanki badania tych zbrodni i karania ich sprawców?
Sylwia Karowicz-Bienias, Andrzej Pozorski, Rafał Leśkiewicz: Dochodzenie prawdy po upływie tak wielu lat i próba doprowadzenia przed oblicze wymiaru sprawiedliwości osób winnych zbrodni może rzeczywiście wydawać się trudem daremnym. Jest to jednak błędne założenie. Obowiązek ścigania sprawców zbrodni przeciwko narodowi polskiemu, w tym zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, uzasadniony jest z wielu powodów. Jednym z nich jest występowanie wzajemnej zależności ustaleń dokonanych na gruncie prawnym oraz wyników badań historycznych. Prokuratorzy IPN dysponują środkami prawnymi pozwalającymi na uzyskanie danych i dokumentacji niedostępnych dla historyków. W trakcie czynności procesowych nierzadko więc dochodzi do odkrycia nieznanych wcześniej faktów i potwierdzenia lub wykluczenia dotychczasowych ustaleń historiograficznych.
N.P.: W jakich przykładowo sprawach ustalenia prokuratorów IPN podważają dotychczasową wiedzę historyczną?
S.K-B, A.P., R.L.: Przykładem jest chociażby dolne oszacowanie liczby ofiar Obławy Augustowskiej, odbiegające od ustaleń historycznych o tysiące osób oraz odkrycie prawdopodobnego miejsca ich pochówku dzięki zastosowaniu satelitarnej technologii LIDAR. W toku śledztwa w sprawie obozu KL Auschwitz-Birkenau udało się natomiast stworzyć najbardziej kompletną i stale uzupełnianą listę funkcjonariuszy obozowych, liczącą ponad 8,5 tysięcy nazwisk. Dzięki temu zostało wszczętych kilka postępowań karnych za granicą – w miejscu zamieszkania zidentyfikowanych członków załogi tego niemieckiego obozu.
Dodatkowo ważnym argumentem przemawiającym za prowadzeniem postępowań sądowych jest także sam proces gromadzenia materiału dowodowego – w reżimie kodeksu postępowania karnego. Zupełnie inną wartość mają relacje świadków zebrane przez historyków, a inną zeznania odebrane od świadka przez prokuratora pod przysięgą.
N.P.: Czy mogą one jeszcze wnieść coś nowego do tego – wydawać by się mogło – dobrze udokumentowanego już okresu historii?
S.K-B, A.P., R.L.: Zdecydowanie tak. Mimo że od zakończenia wojny minęło już wiele lat, wciąż odkrywane są kolejne dowody masowych zbrodni, a co za tym idzie – wszczynane są nowe postępowania karne. Naszym celem było przybliżenie Czytelnikowi specyfiki pracy prokuratorów IPN i ukazanie, jak istotną ma ona wartość na wielu płaszczyznach – prawnej, historycznej, moralnej i społecznej. Należy podkreślić, że postępowania karne opisane w publikacji to jedynie ułamek z tysięcy śledztw prowadzonych przez pion śledczy IPN w sprawach dotyczących zbrodni z czasów II wojny światowej. Każde z nich jest równie istotne i przybliża nas do poznania prawdy o minionych wydarzeniach. Do tego dochodzi aspekt prawny – zgodnie z regulacjami prawa międzynarodowego, zbrodnie przeciwko ludzkości nie ulegają przedawnieniu.
N.P.: Na stosowne regulacje trzeba było jednak trochę poczekać – konwencję o nieprzedawnianiu zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości przyjęto dopiero w 1968 roku.
S.K-B, A.P., R.L.: Rzeczywiście, chociaż kwestia przedawnienia rzeczonych zbrodni po raz pierwszy została podniesiona na arenie międzynarodowej już kilka lat wcześniej – dokładnie w 1964 r. Wtedy to rząd RFN poinformował o podjęciu decyzji o przedawnieniu wszystkich zbrodni dokonanych w trakcie II wojny światowej – instytucja przedawniania miała nabrać moc obowiązującą 8 maja 1965 r. W odpowiedzi na to, z inicjatywy Polski w ramach Organizacji Narodów Zjednoczonych rozpoczęto prace nad aktem prawa międzynarodowego, mającym zapobiegnąć sytuacji, w której gros nieosądzonych zbrodniarzy wojennych uniknie odpowiedzialności za swoje czyny.
Efektem tych prac było podpisanie Konwencji o niestosowaniu przedawnienia wobec zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości w 1968 r. Uzyskała ona status aktu bezwzględnie obowiązującego na całym świecie. Jeśli natomiast chodzi o Polskę, po raz pierwszy stosowna ustawa została uchwalona już w 1964 roku. Obecnie zapis o braku stosowania instytucji przedawnienia wobec zbrodni przeciwko ludzkości znajduje się w Konstytucji RP, polskim kodeksie karnym oraz ustawie o IPN.
N.P.: Czym są w zasadzie zbrodnie przeciwko ludzkości? Jakie przesłanki muszą być spełnione, by można było uznać czym za taką zbrodnię i wszcząć postępowanie?
S.K-B, A.P., R.L.: Po raz pierwszy zostały one zdefiniowane w Statucie Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze i obejmowały takie czyny jak: morderstwa, wytępianie, obracanie ludzi w niewolników, deportację i inne czyny nieludzkie, których dopuszczono się przeciwko jakiejkolwiek ludności cywilnej przed wojną lub podczas niej, przede wszystkich zaś stanowiące prześladowania ze względów politycznych, rasowych lub religijnych. Czyny te należy rozpatrywać w kontekście transgranicznym i w domyśle są to zbrodnie o charakterze masowym. Istotny jest tu przy tym zamiar sprawcy – wyrządzenia krzywdy z powodu przynależności do określonej grupy rasowej, religijnej czy politycznej.
Na podstawie Statutu Trybunału Norymberskiego, w procesie norymberskim karze podlegały wszystkie osoby, które osobiście lub jako członkowie organizacji działały w interesie Państw Osi, bez względu na to, czy ich udział mieścił się w sferze imperium, czy jedynie wykonywały one otrzymane rozkazy. W doktrynie prawa panuje również przekonanie, że odpowiedzialność za zbrodnie może ponieść także ustawodawca za wydawanie ustaw nakazujących lub zezwalających na popełnienie czynów uznanych za przestępstwa międzynarodowe.
N.P.: A co z osobami należącymi do organizacji uznanych przez Trybunał Norymberski za zbrodnicze? Czy sam fakt przynależności do nich stanowi wystarczającą przesłankę do wydania wyroku skazującego?
S.K-B, A.P., R.L.: Orzeczenie przez Trybunał Norymberski o przestępczym charakterze danej organizacji lub grupy niosło za sobą daleko idące konsekwencje dla członków tych organizacji. Mogli oni bowiem zostać pociągnięci do odpowiedzialności przed krajowymi lub okupacyjnymi sądami wojskowymi za sam fakt przynależności do zdelegalizowanej grupy. Kwestie te zostały uregulowane w Porozumieniu londyńskim z sierpnia 1954 roku.
Polska przystąpiła do tego Porozumienia, wobec czego prawo norymberskie stało się częścią polskiego porządku prawnego. Kształt wprowadzanych w Polsce regulacji prawnokarnych jest częściowo utrzymany w konwencji Statutu Międzynarodowego Trybunału Wojskowego oraz jego wyroku. Przejaw tego zjawiska dostrzec można w nowelizacji obowiązującego do dziś w ograniczonym zakresie dekretu sierpniowego z 10 grudnia 1946 r.. Choć nadal nie zawarto w nim definicji legalnej zbrodni przeciwko ludzkości, to w artykule 4 znajdujemy penalizację udziału w organizacji przestępczej, której celem jest popełnienie tychże zbrodni.
N.P.: Czy Trybunał Norymberski wskazał konkretne organizacje przestępcze?
S.K-B, A.P., R.L.: Tak, za organizacje przestępcze uznano przede wszystkim NSDAP, SS, SD oraz Gestapo. Nie był to jednak katalog zamknięty. Warto podkreślić, że w przywołanym przepisie znamienne jest użycie sformułowania „branie udziału”, a nie „przynależność”. Ma to na celu odróżnić członków organizacji kierujących się jej przesłankami ideologicznymi oraz identyfikujących się z jej celami i działalnością, od tych należących do niej jedynie w sposób formalny. Przynależność do wspomnianych grup była również penalizowana w wyrokach polskiego Najwyższego Trybunału Narodowego.
N.P.: Czy obowiązujące dzisiaj przepisy również pozwalają penalizować przynależność do wspomnianych organizacji?
S.K-B, A.P., R.L.: Nie, rozwiązanie to nie zostało utrzymane w mocy i wraz z ewolucją przepisów prawa międzynarodowego i polskiego, stopniowo odchodzono od penalizacji samej przynależności do organizacji uznanych za przestępcze, odpowiedzialność karną przypisując jedynie za konkretne czyny. Trzeba jednak pamiętać, że każdy z Niemców pełnił określoną rolę w ramach zbrodniczej działalności III Rzeszy. Niektórzy osobiście zabijali lub katowali więźniów, inni „tylko” dosypywali cyklon B do komór gazowych czy przeszukiwali ciała ofiar w poszukiwaniu kosztowności i wyrywali im złote zęby. Każdy z nich przyczynił się jednak do funkcjonowania machiny eksterminacyjnej. Stanowisko takie przyjął również sąd niemiecki w sprawie Oskara Gröninga tzw. „księgowego z Auschwitz”, skazując go w 2015 r. na 4 lata pozbawienia wolności, pomimo tego, że odpowiadał on „tylko” za odbieranie kosztowności przybyłych do obozu więźniów i transferowanie ich do Berlina.
N.P.: W deklaracji alianckiej z 1943 roku, odnoszącej się do ścigania niemieckich sprawców zbrodni wojennych, znalazły się następujące słowa: „Niech ci, którzy do tej pory nie unurzali swych rąk w krwi niewinnych, uważają, by nie dołączyć do grona winnych, gdyż z całą pewnością trzy Mocarstwa sprzymierzone ścigać ich będą aż do krańców ziemi i wydadzą ich oskarżycielom, aby sprawiedliwości stało się zadość”. Jak wyglądał proces ścigania i sądzenia niemieckich zbrodniarzy wojennych w czasie zimnej wojny?
S.K-B, A.P., R.L.: Realizację przywołanej zapowiedzi rozpoczęto wraz z powołaniem Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w Norymberdze na mocy Porozumienia londyńskiego z dnia 8 sierpnia 1945 r. Po zakończeniu procesu w sprawie głównych zbrodniarzy hitlerowskich trwały ożywione negocjacje dotyczące dopuszczalności wszczęcia kolejnego postępowania przed tym organem. Tym razem na ławie oskarżonych zasiąść mieliby niemieccy przemysłowcy, którzy nie tylko wspomagali finansowo i rzeczowo Hitlera w realizacji ideologii Lebensraum, ale również korzystali z niewolniczej pracy więźniów deportowanych z okupowanych terytoriów. Stanowczy sprzeciw Stanów Zjednoczonych zaprzepaścił jednak te starania. Tym samym, po wydaniu wyroku 1 października 1946 r. Trybunał Norymberski przestał istnieć, a po tym czasie przeprowadzono jedynie dwanaście tzw. procesów następczych w ramach trybunałów alianckich stref okupacyjnych.
Sytuacja zmieniła się 1 grudnia 1958 r., kiedy w Ludwigsburgu utworzono działającą do dziś Centralę Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych. Jej zadaniem jest gromadzenie danych dotyczących zbrodni popełnionych przez Niemców w czasie II wojny światowej, przekazywanie ich do prokuratur oraz prowadzenie śledztw w sprawie czynów popełnionych przez popleczników Hitlera poza granicami Niemiec. Centrala zobowiązana jest do współpracy z organizacjami z całego świata. Statystyki ścigania zbrodni w Niemczech nie napawają jednak optymizmem, a liczba skazań objęła jedynie ułamek zbrodniarzy winnych popełnienia przestępstw wojennych.
Poznaj tajniki ścigania zbrodniarzy z okresu II wojny światowej. Kup książkę "Nazwać zbrodnie po imieniu. Ustalenia Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w sprawie zbrodni z okresu II wojny światowej"
N.P.: Przez długi czas, mimo oficjalnych deklaracji, Niemcy nie wyrażali woli karania sprawców – bardzo wymownym przykładem tego jest przywołana w Państwa publikacji sprawa Hermana Heinricha, która w samej RFN wywołała duże oburzenie, nazwano ją „prawniczą katastrofą”. Do jakich metod uciekali się Niemcy by uniknąć karania sprawców?
S.K-B, A.P., R.L.: Niechęć państwa niemieckiego do sądzenia „swoich” zbrodniarzy wojennych widoczna była już po I wojnie światowej. Przykładowo w stan publicznego oskarżenia poddano wówczas cesarza Wilhelma II Hohenzollerna, jednak sprzeciw Holandii odmawiającej jego ekstradycji uniemożliwił osądzenie i skazanie cesarza. Podobnie było ze sprawcami zbrodni wojennych niższej rangi. W efekcie, z przesłanej przez mocarstwa sprzymierzone do Niemiec listy liczącej około 900 zbrodniarzy, wyroki skazujące wydano zaledwie 6 oskarżonym i opiewały one na kary pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 4 lat. Ze względu na siedzibę Sądu Najwyższego, przed którym w 1921 rok toczyły się powyższe sprawy, wydarzenie to nazwano potocznie „farsą lipską”.
Z podobną tendencją mieliśmy do czynienia po zakończeniu II wojny światowej. Sądy niemieckie często próbowały dokonać takiej kwalifikacji prawnej zarzucanych oskarżonym czynów, by posiadały one niższy ciężar gatunkowy niż zbrodnie międzynarodowe i w związku z tym mogły ulec przedawnieniu. Wiele z wydanych wówczas wyroków było oburzająco niskich lub wręcz uniewinniających. Przedstawiciele polskiej doktryny podjęli niegdyś próbę dokonania analizy orzecznictwa sądów RFN, jednak niemieckie władze państwowe znacząco utrudniały te starania, m.in. poprzez ignorowanie wniosków o udostępnienie odpowiednich danych w ramach pomocy prawnej kierowanych przez polskie organy wymiaru sprawiedliwości.
Szacuje się jednak, że w Niemczech postępowaniami przygotowawczymi objęto ponad 170 tysięcy osób, z czego do sądów trafiło mniej niż 10% spraw. Spośród nich wyrok skazujący zapadł w stosunku do 6656 osób (uniewinniono blisko 14 tysięcy oskarżonych). Z danych udostępnionych przez niemieckie media w odniesieniu do samych tylko członków załogi obozowej z KL Auschwitz-Birkenau wynika, że spośród zidentyfikowanych ok. 6,5 tysięcy sprawców, w RFN skazano 29, zaś w NRD ok. 20 osób. Wnioski nasuwają się same.
N.P.: A jak to wyglądało w przypadku ZSRS?
S.K-B, A.P., R.L.: Nie jest tajemnicą, że dostęp do dokumentacji sowieckiej jest znacznie ograniczany instytucjonalnie. Niestety nie dysponujemy wystarczającą ilością danych, żeby przeprowadzić rzetelne badania w tym zakresie. Wielka szkoda – niewątpliwie zapełniłoby lukę w polskiej i międzynarodowej literaturze.
N.P.: Aby możliwe było sądzenie osób oskarżonych o popełnienie zbrodni wojennych, konieczna jest współpraca międzynarodowa w tym zakresie. Jak ona przebiega? Jak wyglądają procedury działania prokuratorów IPN, gdy zidentyfikują osobę odpowiedzialną za zbrodnie wojenne poza granicami Polski?
S.K-B, A.P., R.L.: W pierwszych latach po wojnie główną rolę w procesie ekstradycyjnym pełniły komisje UNWCC (United Nations War Crimes Commission) i CROWCASS (Central Registry of War Criminals and Security Suspects), które stanowić miały także swego rodzaju aparat wykonawczy. Jak to wyglądało? Otóż państwo pokrzywdzone, przed złożeniem wniosku o ekstradycję, musiało upewnić się, że podejrzany widnieje na obu prowadzonych przez nie listach, a jeśli nie – spowodować jego wpisanie. W innym wypadku wniosek o wydanie podejrzanych nie zostałby rozpatrzony. Ponadto Konwencja o niestosowaniu przedawnienia wobec zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości z 1968 r. zobowiązywała państwa–strony do dostosowania ustawodawstwa wewnętrznego w taki sposób, aby umożliwiało ono ekstradycję osób oskarżonych o dopuszczenie się tychże przestępstw.
Aktualnie procedura ta odbywa się przede wszystkim na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. Jest to wydany przez organ sądowy jednego z państw członkowskich UE wniosek o aresztowanie danej osoby w innym państwie członkowskim i przekazanie tej osoby do państwa, które wystąpiło z wnioskiem bądź zastosowanie środka zabezpieczającego polegającego na pozbawieniu wolności. Mechanizm ten opiera się na zasadzie wzajemnego uznawania orzeczeń sądowych i ma zastosowanie we wszystkich państwach członkowskich UE na zasadzie bezpośredniego kontaktu między organami sądowymi. Poza granicami UE procedura ta opiera się na obowiązującym w prawie międzynarodowym procesie ekstradycyjnym, zbliżonym modelowo do tego przyjętego przez państwa UE.
N.P.: Czy współpraca międzynarodowa w tym aspekcie jest skuteczna, przynosi zadowalające skutki?
S.K-B, A.P., R.L.: Na przestrzeni lat wyglądało to różnie. Po zakończeniu wojny kraje sprzymierzone nie szczędziły sił i środków na to, by doprowadzić do ekstradycji oskarżonych osób na ich terytorium. Polsce udało się zidentyfikować około 12 tys. zbrodniarzy, ale ich pociągnięcie do odpowiedzialności nie było takie łatwe. Mimo obietnic o współpracy mocarstw alianckich w tym zakresie, już od 1949 roku działania ekstradycyjne zostały zaniechane. Ekstradycja ze strefy amerykańskiej została zakończona w listopadzie 1947 roku, ze strefy brytyjskiej w maju 1948 roku. W efekcie do Polski udało się sprowadzić jedynie 1803 zbrodniarzy, z czego przed Najwyższym Trybunałem Narodowym postawiono zaledwie 49 z nich.
Obecnie najbardziej intensywną współpracę zagraniczną IPN prowadzi z Centrum Badania Zbrodni Narodowosocjalistycznych w Ludwigsburgu oraz w Dortmundzie. Wynika to z faktu, że wiele sprawców zbrodni wojennych mieszka na terenie Niemiec, a do tego istnieje wiele śledztw wszczętych przez stronę polską, które formalnie nie zostały zakończone. Prokuratorzy IPN występują również do prokuratur niemieckich z zapytaniami o uzasadnienia postanowień w przypadku postępowań zakończonych przez nie umorzeniem.
Poza stałą współpracą z instytucjami niemieckimi, oskarżyciele IPN kierowali także wnioski o pomoc prawną do organów sądowych i placówek badawczych Rosji, Litwy, Białorusi, Ukrainy, Izraela, Austrii, Kanady, Wielkiej Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych. Warto podkreślić, że komisje IPN stanowią jednostki prokuratury w świetle wiążących Polskę umów międzynarodowych, a inne organy wymiaru sprawiedliwości, jednostki administracji rządowej i samorządowej są obowiązane do udzielania im pomocy w realizacji swoich zadań statutowych. Dane pozyskane w ramach tej współpracy są jednak w większości tajne, gdyż dotyczą postępowań w toku. Trudno zatem o rzetelne statystyczne wnioski w tym zakresie.
N.P.: Czy można w jakiś sposób oszacować, jaka część osób oskarżonych o zbrodnie popełnione w czasie II wojny światowej wciąż nie została osądzona?
S.K-B, A.P., R.L.: Choć organy polskiego wymiaru sprawiedliwości od kilkudziesięciu lat zajmują się ściganiem i karaniem zbrodniarzy niemieckich, a od dwóch dekad także komunistycznych, wielu z nich udało się uniknąć kary. Szacuje się jednak, że do końca 1977 roku na podstawie dekretu sierpniowego skazanych zostało około 18 tysięcy osób, z których tylko ok. 30% stanowili obywatele Niemiec, Austrii oraz volksdeutsche. Z przeglądu materiałów przejętych przez IPN po instytucjonalnych poprzedniczkach wynika, że około 5 tysięcy spraw przez nie przeprowadzonych nie doczekało się zakończenia zgodnego z procedurą karną. Do połowy lat siedemdziesiątych XX wieku, w przypadku nieuchwycenia sprawców większość postępowań była zawieszana lub umarzana.
Dokładne określenie liczby skazanych zbrodniarzy niemieckich nie jest dziś możliwe. Gros akt, którymi dysponowała Główna Komisja oraz tworzone po wojnie specjalne sądy karne, jest niekompletnych, zaginęło lub zostało zniszczone. Dziś żyją już tylko nieliczni świadkowie przeszłych wydarzeń, a wielu z nich stan zdrowia nie pozwala na podzielenie się swoimi wspomnieniami.
N.P.: Co jest największym wyzwaniem w prowadzeniu śledztw przeciwko zbrodniarzom wojennym?
S.K-B, A.P., R.L.: Organizacyjny i legislacyjny chaos panujący w pierwszych latach po wojnie sprawił, że okres, w którym relatywnie najłatwiejsze było uchwycenie zbrodniarzy, dotarcie do świadków minionych wydarzeń i materiału dowodowego potwierdzającego ich przebieg, został częściowo zmarnowany. Wynikało to również z ograniczenia uprawnień prokuratorów i sędziów utworzonej w 1945 r. Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, które nie obejmowały prerogatyw oskarżyciela publicznego i nie pozwalały im na uczestnictwo w postępowaniu na etapie sądowym.
Zadania Głównej Komisji, aż do przekształcenia jej w 1998 r. w Instytut Pamięci Narodowej – Komisję Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, obejmowały głównie dokumentowanie popełnionych zbrodni. W przypadku stwierdzenia podstaw do postawienia zarzutów, sprawa kierowana była do jednostek prokuratury powszechnej, które niestety nie wykazywały zaangażowania w zakresie dalszego prowadzenia tych postępowań. Ponadto władze komunistyczne w pewnym momencie zaczęły swoją uwagę skupiać na eliminacji rodzimego tzw. „elementu reakcyjnego”, sprzeciwiającego się władzy komunistycznej, zamiast na tropieniu bliżej nieokreślonych „hitlerowców”.
Należy również podkreślić, że ściganie zbrodni komunistycznych stało się możliwe dopiero w latach 90. XX wieku, po upadku komunizmu. Wiele zbrodni popełnionych przez naszych wschodnich sąsiadów było tuszowanych „na bieżąco” i jeszcze przez wiele lat może nie ujrzeć światła dziennego. O szczególnym typie tych zbrodni – przestępstwach sądowych – będzie traktował kolejny tom serii „Nazwać zbrodnie po imieniu”.
N.P.: Dlaczego prowadzenie śledztw i postępowań karnych w sprawach zbrodni popełnionych na Polakach w czasie II wojny światowej, często przez ludzi, którzy już nie żyją, ma dziś istotne znaczenie?
S.K-B, A.P., R.L.: Wbrew pozorom wciąż żyją wśród nas zbrodniarze niemieccy z czasów II wojny światowej. Nie tak dawno, bo w 2017 roku, Polska wystąpiła do Stanów Zjednoczonych z wnioskiem o przeprowadzenie procesu ekstradycyjnego Michaela Karkoca, który wydał rozkaz pacyfikacji dwóch polskich wsi, a w 2020 roku Sąd Okręgowy w Poznaniu wydał Europejski Nakaz Aresztowania wobec obywatelki Niemiec – byłej strażniczki w filii niemieckiego obozu koncentracyjnego KL Flossenbürg, w którym więziono uczestniczki Powstania Warszawskiego.
Nie wolno zapominać jednak, że aktualnie w pracy pionu śledczego Instytutu doszło do znacznej zmiany perspektywy w stosunku do jego powojennych odpowiedników. Koncentracja bowiem nie spoczywa już na sprawcach zbrodni. Oczywiście, podejmowane są działania skierowane na odkrycie ich tożsamości i, jeśli to możliwe, doprowadzenie ich przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Niestety, biorąc pod uwagę upływ czasu od dokonania czynu, jest to mało prawdopodobne. Stąd ustawodawca jasno określił, że głównym celem prokuratorów IPN jest „wyjaśnienie okoliczności sprawy, w szczególności ustalenie osób pokrzywdzonych”.
Dzięki takiemu rozwiązaniu możliwe jest zidentyfikowanie nie tylko zbrodniarzy, ale także ofiar i ich rodzin oraz odkrycie przebiegu wielu tragicznych wydarzeń. Jest to niezwykle istotne przede wszystkim z perspektywy krewnych i bliskich ludzi, którzy w trakcie wojny zaginęli bez śladu. Nawet jeśli wyniki pracy prokuratorów nie pomagają im zorganizować godnego pochówku członków rodzin, to przekazują wiedzę na temat ich losu. Tym samym – pomagają uratować ich od zapomnienia.