Jak w Rwandzie upamiętniono zbrodnię ludobójstwa?
Mimo kontrowersji, takich jak autorytarne zapędy prezydenta Paula Kagame oraz destabilizowanie sąsiedniej Demokratycznej Republiki Konga, Rwanda od wielu lat należy do ulubionych państw Zachodu. Przez ostatnie trzy dekady kraj dynamicznie się rozwijał, zlikwidowano korupcję, zakończono konflikt wewnętrzny, dopuszczono kobiety do udziału we władzy, przyciągnięto zagranicznych inwestorów. Postawiono także na promocję. Hasło „Visit Rwanda” zostało nawet umieszczone na koszulkach piłkarskiego klubu Arsenal Londyn. I choć turysta w „kraju tysiąca wzgórz” może zobaczyć choćby goryle górskie w Parku Narodowym Wulkanów i spędzić czas nad pięknym jeziorem Kiwu, to jednocześnie stałym punktem zwiedzania zawsze będzie stołeczne Kigali Genocide Memorial.
Rwandę odwiedziłem w lutym 2023 roku. Na trasie mojej podróży znalazło się rzecz jasna „centralne” miejsce pamięci, ale także mniejsze Nyamata Genocide Memorial – położone 30 km od Kigali, na terenie byłego kościoła. Zresztą akty ludobójstwa miały miejsce w całej Rwandzie. Według szacunków zginęło od 800 tysięcy do nawet 1 miliona ludności Tutsi. Dziesiątki tablic wskazujących na mniejsze lub większe „Memoriale” można napotkać nie tylko w pobliżu stolicy, ale także na obrzeżach kraju, choćby na wzgórzu w Mutete, kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Ugandą.
Wiosną 1994 roku schronienia nie dawały nawet kościoły. Wielu badaczy wskazuje, że Kościół Katolicki mógł zrobić więcej i popełnił wobec ludobójstwa grzech zaniechania. Hutu mordowali m.in. w kościele w Kibuye na półwyspie jeziora Kiwu oraz w kościele w Nyamacie, gdzie zamordowano ok. 5 tysięcy ludzi. To właśnie w powiecie Nyamata skala zbrodni była szczególnie widoczna. W ciągu niespełna dwóch miesięcy zabito kilkadziesiąt tysięcy osób, pięciu na sześciu Tutsi. Wydarzenia te zostały opisane przez francuskiego reportera Jeana Hatzfelda w książkach Nagość życia, Sezon na maczety i Strategia antylop. W miejscu pamięci największe wrażenie - poza zdjęciami ofiar, dziurami po kulach w dachu, umieszczonymi w podziemiach trumnami i czaszkami - robią zebrane na ławach ubrania i osobiste rzeczy zabitych. Choć przewodniczka zdawała się powtarzać wyuczone formułki, warte zapamiętania było wyraźnie wyartykułowane oskarżenie wobec białych ludzi: „nic nie zrobili”.
Przypisywanie winy Europejczykom i instytucjom międzynarodowym wybrzmiewa również z wystawy znajdującej się w Kigali Genocide Memorial. Zwiedzający z pewnością natrafi i zapamięta informację o zawierającym ostrzeżenie faxie, wysłanym 11 stycznia 1994 roku przez przebywającego na miejscu głównodowodzącego siłami pokojowymi (UNAMIR) Roméo Dallairea.
Cytowana jest również odpowiedź sekretarza generalnego ONZ Koffiego Annana: „Bez wyraźnego sygnału nie podejmować żadnych działań, w tym nie odpowiadać na prośbę o ochronę”.
Zobaczcie zdjęcia!
Mimo licznych nawiązań do Holocaustu i używania takich zdań, jak „kraj śmierdział śmiercią” i „Rwanda była martwa”, przekaz końcowy muzeum jest pozytywny. Pokazane są tradycyjne sądy gacaca oraz prace społeczne więźniów skazanych za ludobójstwo. Kraj chce budować „pokojową przyszłość”.
Na ostatniej z tablic w stołecznym miejscu pamięci przywołane zostały znamienne słowa jednej z aktywistek na rzecz pojednania: „Zaczęliśmy myśleć o naszej historii i prawdziwych źródłach ludobójstwa. Dziś wielu ludzi wyleczyło się ze swoich ran. Podczas obchodów pamięci byli więźniowie uczestniczą wśród ocalałych i wszyscy dobrze rozumieją dlaczego tam są”.
„Kwibuka” – tym jednym słowem, oznaczającym jednocześnie „pamięć”, „zjednoczenie” i „odnowę”, posługują się Rwandyjczycy w oficjalnej narracji na temat ludobójstwa. Pamiętają o masakrze nie tylko w ustanowionym przez ONZ na 7 kwietnia Dniu Pamięci Ofiar Ludobójstwa w Rwandzie. Puszczany na wejściu w Kigali Genocide Memorial film pokazuje, jak dużą rolę w życiu ocalałych pełnią miejsca pamięci. Mimo tragicznej przeszłości kraju ludzie muszą żyć dalej. Dziś starają się zbudować odnowioną i zjednoczoną wspólnotę, bez różnicowania na Tutsi i Hutu. Zresztą od samego początku, jak przekonują najnowsze publikacje, a także przewodniczka w „szkolnej” przemowie dla turystów w Nyamacie, był to podział sztuczny, narzucony przez kolonizatora. Odzwierciedlający raczej dwie grupy społecznie niż etniczne (plemiona). I nawet jeśli w pewnym stopniu sztuczna jest także dzisiejsza narracja o narodowym pojednaniu, to trzydzieści lat po zbrodni Rwanda znajduje się na kursie i w miejscu, który jest wzorem dla innych państw afrykańskich.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.