Jak ubierały się kobiety w latach 20. i 30.?
Więcej informacji o wystawie można znaleźć na stronie Muzeum!
Marek Teler: Wystawa „Kobieta dwudziestolecia. Ubiory damskie z lat 20. i 30. XX w. z kolekcji Adama Leja” stanowi wyjątkową prezentację strojów z jednego z największych zbiorów kostiumów haute couture w Polsce. Jak narodziła się współpraca Muzeum w Gliwicach z panem Adamem?
Joanna Puchalik: W sezonie 2013/2014 zrobiłam już jedną wystawę o ubiorach dla muzeum, wtedy były to suknie XIX-wieczne, więc wiadomo było, że kiedyś musi nastąpić ciąg dalszy. Z dużym prawdopodobieństwem w nawiązaniu kontaktu z panem Adamem pomogła mi moja działalność w ruchu rekonstruktorskim, a ściślej mówiąc w Stowarzyszeniu Rekonstrukcji Historycznej i Kostiumingu „Krynolina”. Okazało się, że mamy wspólnych znajomych i dzięki temu kolekcja po raz pierwszy wyjechała tak daleko od domu i została pokazana na Śląsku.
M.T.: Eksponaty z kolekcji nie zostały ułożone chronologicznie, lecz zgodnie z porami dnia. Skąd pomysł na właśnie taką organizację wystawy?
J.P.: Pierwsza myśl była prosta – ułóżmy to chronologicznie… nuda. Potem, pewnie po jakimś retro wydarzeniu, zauważyłam, że ludzie bardzo często wrzucają lata 20. i 30. do jednego worka i w ogóle nie zauważają różnicy w modzie między tymi okresami. Stąd wyszedł pomysł ustawienia obok siebie sukni z lat 20. i sukni z lat 30., by można było je porównać i zauważyć brak talii czy zaznaczonego biustu w tych pierwszych i dokładnie odwrotną sytuację w tych drugich. Z kolei pory wynikają z tego, że w tamtych czasach nadal obowiązywały zasady dopasowywania ubioru właśnie do danego momentu dnia. Inaczej ubierano się rano, inaczej na spacer i wizytę, a jeszcze inaczej na wieczorne przyjęcie. Dlatego na wystawie możemy zobaczyć jak zmieniał się damski ubiór zarówno w ciągu 20 lat, jak i 24 godzin.
M.T.: Tłem dla wystawy są powiększone fotografie wnętrz Hotelu Haus Oberschlesien, jednego z najważniejszych obiektów przedwojennych Gliwic. Czy mogłaby Pani opowiedzieć więcej o tym niezwykłym budynku?
J.P.: Hotel stanął na placu, na którym wcześniej planowano postawić nowy ratusz. Była to jedna z ostatnich niezabudowanych działek przy Wilhelmstrasse, prawdopodobnie ze względu na to, że teren tam był dość grząski. Hotel ostatecznie stanął na ponad czterystu żelbetowych palach. Budowa szła bardzo opornie, pierwsza firma budowlana zbankrutowała, prace dokończyła kolejna – Deutsche Land und Baugesellschaft. Hotel otwarto wreszcie w roku 1928 i był to jeden z najnowocześniejszych budynków na Górnym Śląsku. Oprócz pokoi i apartamentów dla gości (w sumie 110) były w nim: salon fryzjerski, sklepy, kawiarnia z ogródkiem, restauracja, pomieszczenia biurowe do wynajęcia, cukiernia, piwiarnia, pokój muzyczny, herbaciarnia, pokój z maszynami do pisania i czytelnia prasy. Hotel dość szybko stał się centrum kulturalnym miasta, a w jego pomieszczeniach odbywały się bale, koncerty, występy kabaretowe i różne imprezy kulturalne. Niestety budynek spłonął w 1945 roku, a po odbudowaniu znalazł się tam Urząd Miejski.
M.T.: Moda lat 20. i 30. nadal fascynuje kobiety, o czym świadczy popularność balów w stylu retro. Który z elementów kolekcji wywarł na Pani największe wrażenie?
J.P.: Niekoniecznie jeden pojedynczy element, ale naprawdę duże wrażenie robią cięte po skosie suknie wieczorowe z lat 30. No i po raz kolejny przekonałam się, że „diabeł tkwi w szczegółach”. Niemal każdy ubiór ma dopasowane buty, czasem torebkę, kapelusz, biżuterię czy nawet fifkę papierosa i to dopiero tworzy nam całość danej postaci i oddaje prawdziwy epokowy „look”.
M.T.: Wystawę możemy podziwiać w Willi Caro już od 9 listopada. Jak odbiorcy wystawy reagują na prezentowane obiekty i z jakimi wrażeniami wychodzą?
J.P.: Mam nadzieję, że z dobrymi. Zwłaszcza po zobaczeniu na wystawie sukienki Chanel, kapelusza z Domu Mody Lanvin czy osobistych rękawiczek Elsy Schiaparelli. No i że są naprawdę „oślepieni” dużą liczbą błyszczących cekinów, sztrasów i szklanych koralików.