„Jak rozpętałem II wojnę światową” – reż. Tadeusz Chmielewski – recenzja i ocena filmu
„Jak rozpętałem II wojnę światową” – reż. Tadeusz Chmielewski – recenzja i ocena filmu
Gdyby przeprowadzić sondę, w ramach której puściłoby się słynną balladę napisaną przez Andrzeja Czekalskiego – „Róża czerwono, biało kwitnie bez, Nikt z nas nie pęka, chociaż krucho jest”… to zapewne zdecydowana większość osób skojarzyłaby wpadającą w ucho melodię skomponowaną przez Jerzego Matuszkiewicza z filmem „Jak rozpętałem II wojnę światową”.
„Jak rozpętałem II wojnę światową” – tu rządzi fabuła
Komedia dzieli się na trzy części – „Ucieczkę”, „Za bronią” i „Wśród swoich”, w których przedstawione są przygody starszego strzelca, lekkoducha Franciszka Dolasa. Zrządzeniem losu zostaje on rzucony na fronty toczącej się wojny. Postać grana przez Mariana Kociniaka należy do kanonu kultowych bohaterów naszej rodzimej kinematografii. Co ciekawe, filmowe dzieło zostało zrealizowane na podstawie powieści Kazimierza Sławińskiego – „Przygody kanoniera Dolasa” z której zaczerpnięto tylko kilka sekwencji. Natomiast reszta to pomysły ekipy filmowej pod kierunkiem Tadeusza Chmielewskiego.
Fabuła rozpoczyna się kilka minut przed wybuchem II wojny światowej, gdy Franek Dolas przesypia zbiórkę swojej kompanii, budząc się sam w pociągu już na granicy niemieckiej. Przez swoje opilstwo, zauważa niemieckiego oficera w kierunku którego oddaje strzały. W tym momencie słyszy w tle całą kanonadę pocisków, rozpętując w swoim mniemaniu światowy konflikt. Tafia do jenieckiego obozu z którego oczywiście próbuje uciec, aby mieć możliwość ponownej walki z niemieckim najeźdźcą. Szczególny dar Franka Dolasa polegający się na mieszaniu się w kłopoty powoduje oczywiście nieprzewidziane sytuacje w czasie wojennej zawieruchy. Ostatecznie trafia do polskiej partyzantki, co zostaje przedstawione w ostatniej części adaptacji – która jest moim zdaniem najsłabsza z całej trójki.
„Jak rozpętałem II wojnę światową” – dlaczego ten film jest taki dobry?
Najmocniejszą stroną tej wojennej komedii jest niezliczona ilość fantastycznych gagów, które powstawały w momencie kręcenia danych ujęć jak i tych, które zostały zaczerpnięte z innych obrazów filmowych. Wielu polskich widzów od razu wymieni scenę przesłuchania Dolasa przez oficera Gestapo zagranego przez Emila Karewicza, co stanowi nawiązanie do serialu „Stawka większa niż życie”. A to z racji, że właśnie w tej produkcji Karewicz wcielił się w postać sławetnego Brunnera. Kolejnym przykładem jest początek filmu. Dolas strzela do niemieckiego generała granego przez Stanisława Milskiego, który również w podobną rolę wcielił się w innej wojennej komedii Chmielewskiego – „Gdzie jest generał”? Takich smaczków jest o wiele więcej i każdy koneser to z łatwością dostrzeże.
Zresztą kultowe sceny w tym filmie można wymieniać w nieskończoność – gra w karty z Arabami na targowisku, dostanie się do niewoli brytyjskiej, picie czarnogórskiej śliwowicy z Serbami, kopanie tunelu w obozie jenieckim, przygotowywanie obiadu dla Legi Cudzoziemskiej, przesłuchanie przez oficera Gestapo, wysłanie na front wschodni, rozminowywanie mostu itd.
Kreacja Franka Dolasa w wykonaniu Mariana Kociniaka jest niewątpliwie mistrzowska i słusznie przyniosła aktorowi ogromną rozpoznawalność. Niestety stała się również przekleństwem aktora, ponieważ go zaszufladkowała. Praktycznie poza rolą Murgrabiego w „Janosiku” i może jeszcze poza drugoplanową postacią Marcina Kabata w spektaklu telewizyjnym „Igraszki z diabłem” – był pomijany przez polskich reżyserów.
Na ekranie przewija się cała masa znanych aktorów jak Piotr Fronczewski, Wirgiliusz Gryń, Janusz Kłosiński, Wacław Kowalski, Zdzisław Maklakiewicz, Leonard Pietraszak, Kazimierz Rudzki, Tomasz Zaliwski. Dla dużej części młodszej widowni nazwiska tychże aktorów niewiele dzisiaj mówią i pewnie oglądając poszczególne sceny odgrywane w języku niemieckim, angielskim czy francuskim – mogą odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z koprodukcją zagraniczną. Nic bardziej mylnego. Masa polskich aktorów mówiła doskonale w obcych językach, choćby ze względu na ich wojenne doświadczenia.
Czy siła filmu „Jak rozpętałem II wojnę światową” tkwi w udanym żonglowaniu stereotypami?
„Jak rozpętałem II wojną światową” silnie odwołuje się do stereotypów narodowych, które dzisiaj byłyby uznane za niepoprawne politycznie. Austriacy przedstawieni są jako gorliwi zwolennicy Adolfa Hitlera, co pokazuje słynna scena w miejscowości Strasberg podczas festynu wiejskiego. Flegmatyczni i konserwatywni Anglicy dla których nie ma nic ważniejszego, gdy wybije godzina siedemnasta, aby wypić tradycyjną herbatkę. Wojna wojną, ale dla Włochów życie bez zabawy i typowego dla nich bałaganu nie miałoby sensu. Francuzi sięgający po broń tylko wtedy, gdy wiedzą, że walka z ich punktu widzenia ma szanse powodzenia czy ostra bijatyka w jugosłowiańskiej knajpie, symbolizująca „kocioł bałkański”.
Film był kręcony jeszcze za czasów Władysława Gomułki, a premierę miał w 1970 roku. W zasadzie ówczesna władza miała pretensje jedynie do przeoczenia przez cenzurę fragmentu jak to polski komunista, sierżant Kiedros z Legii Cudzoziemskiej – grany przez Wacława Kowalskiego – krzyczy do Franka Dolasa – „A o jaką Polskę chcesz walczyć?”. „Jak to o jaką? Przecież Polska jest tylko jedna!”. Wiadomo było, że słuszna Polska to tylko komunistyczna. Jak opowiadał reżyser filmu Tadeusz Chmielewski – „komedii nie należało wtedy traktować poważnie”, stąd też „Jak rozpętałem II wojnę światową” nakręcono w wersji czarno-białej. Realizacja kolorowa jedynie w tamtych czasach, przysługiwała w pierwszej kolejności obrazom, które przedstawiały utrwalaczy władzy ludowej. Tym samym film, który mógłby święcić triumfy na Zachodzie, w wersji czarno-białej nie miał na to szans.
Ekranizacja była ostro krytykowana w komunistycznej prasie, co jednak nie przeszkodziło, aby na ekranach kin losy Franka Dolasa obejrzało ponad osiem i pół miliona widzów. Gdyby się tak zastanowić, to ostatni raz tak znakomita historyczna komedia została nakręcona ćwierć wieku temu przez Kazimierza Kutza w doskonałym „Pułkowniku Kwiatkowskim”. Czy dzisiaj jakikolwiek polski reżyser byłby zdolny zrealizować podobne dzieło „Jak rozpętałem II wojnę światową”, gdzie nie ma miejsca na epatowanie prostactwem i wulgarnością? To pytanie na inną dyskusję. Natomiast film gorąco polecam obejrzeć w rodzinnym gronie jako doskonałą rozrywkę dla osób w każdym wieku.