„Jak błądzić skutecznie” – Prof. Zbigniew Mikołejko w rozmowie z Dorotą Kowalską – recenzja i ocena
Przeczytaj fragment książki
Goszczący w mediach filozof przepytywany jest na 450 stronach przez Dorotę Kowalską, a ich rozmowy porządkowane są przez odniesienie do dzieł sztuki, również w tomie reprodukowanych. Gdyby się uprzeć, książkę dałoby się rozedrzeć na dwie całości, dość nierówne. Dostajemy więc, wymieszane ze sobą, autobiografię uczonego i jego komentarze społeczno-polityczne (pamiętać należy, że Mikołejko zajmuje się m.in. polskim katolicyzmem, o którego kondycji wypowiada się wielokrotnie również tutaj).
Owa – także duchowa – autobiografia to jedna z najbardziej przejmujących rzeczy, jakie zdarzyło mi się ostatnio czytać. Mikołejko, krytykując Staniszkis i Głowackiego za niszczący intymność sposób wypowiadania się o swoich związkach, decyduje się na opowiedzenie o przeżyciach, niewykluczone, dużo bardziej prywatnych i bolesnych. Oczywiście nie należy tego uznać za przytyk. Historia dzieciństwa spędzonego z matką-sadystką należy do najważniejszych, najgłębszych części książki. Nie wiem, czy wyznania Mikołejki mogą mieć takie znaczenie (zarówno dla pojedynczych osób, jak i dla społecznego pojmowania problemu), jakie kilka dekad temu miało przyznanie się Wiktora Osiatyńskiego do alkoholizmu. Ale trudno przyjąć, że owe strony będą miały dużą wagę tylko dla ich autora.
Życie w oczach Mikołejki ma bardzo cioranowski posmak – w swojej tragiczności i przy nieustannym cieniu śmierci, jest również boleśnie piękne: Niosę choćby w sobie pamięć o miejscach, o zwierzętach. […] Nie mogą tak przepaść bez śladu, bez imienia, jakby ich nie było. I jakby nie było ich ogromnej miłości. Podobnie fascynujące są nieco melancholijne wspomnienia owych ukochanych miejsc – przede wszystkim Warmii i Włoch, jakby się to zestawienie nie wydawało egzotyczne.
Fragmenty polityczno-społeczne nie dorastają do tych dotyczących spraw osobistych. Oczywiście wiele z nich uznać można za inspirujące i przenikliwe, gorzej, że pojawiają się takie, przy których człowiek się zastanawia, czy żyje w tym samym kraju, co Mikołejko. Najbardziej rażący przykład dotyczy coraz modniejszego (przynajmniej w kręgach lewicy) przywoływania „hańby pańszczyźnianej”. Świadomość owej hańby, według jednego z dziennikarzy, na wsi jest mocniejsza od świadomości narodowej, a nawet religijnej. Rozmówca Doroty Kowalskiej idzie tym tropem, dowodząc, że napięcia w społeczeństwie polskim biorą się właśnie z tego, iż nie zasypano tego rozdarcia na naród szlachecki i udręczonych chłopów. Oczywiście nie tłumaczy, która z części pokłóconego społeczeństwa to chłopi, a która to szlachta. Pokuśmy się więc o taki eksperyment: jeśli uznać, że grupa powołująca się na tradycję, religię i patriotyzm to naród szlachecki, pasuje uznać za szlachtę zwolenników PiS. W takim razie wzdychający do Europy młodzi wyborcy PO są chłopstwem pańszczyźnianym. Albo po prostu pięknie wyglądające na papierze wywody nijak się nie mają do rzeczywistości i zamiast słówka „pańszczyzna” można podstawić cokolwiek. Na przykład – odradzające się co raz w społeczeństwie polskim podziały wynikają z tego, że w czasie Potopu część Polaków poparła Karola Gustawa i do tej pory przeżywamy ucztę w Kiejdanach.
Skoro mowa o naszym katolicyzmie, nie mogło zabraknąć Radia Maryja. Mikołejko twierdzi:
Owszem, to radio robi także dobrą rzecz, bo tłumaczy tym ludziom, że coś znaczą, że stanowią jakąś siłę i jakąś wartość – czego nikt im nigdy dotąd tak stanowczo i uporczywie nie powtarzał. Ale pogłębia też w nich ciągle lęk. A więc pogłębia nienawiść, skłonność do przemocy, do anarchicznych zachowań do histerii w życiu społecznym i destrukcji.
I znów brzmi bardzo zasadnie, acz po chwili pojawia się pytanie: jakiej to przemocy – jak wynikałoby z kontekstu, na skalę społeczną – dopuszczają się babcie słuchające toruńskiej rozgłośni?
Wreszcie samo pojmowanie polityki, zwłaszcza tej światowej, u Mikołejki budzi wątpliwości: Złudzeniem bowiem jest pogląd […] że wszystkie problemy, które mamy, są rozwiązywalne. I kiedy Profesor zwraca uwagę, jak to w niby zglobalizowanym świecie przejmujemy się wypadkiem autobusu w Europie, a nie dostrzegamy rzezi i śmierci tysięcy ludzi, jakie mają miejsce kilka tysięcy kilometrów dalej, trudno się nie zgodzić. Natomiast propozycje rozwiązań, jakie rzuca (dość swobodnie, wbrew cytowanej wyżej wypowiedzi), wydają się cokolwiek zbyt uproszczone.
A jednak, mimo wszystko, warto. Choćby dla takich smaczków jak: oczywiście ja, jako mężczyzna brzydki, jestem estetą.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska