Jak Polacy uczą się historii?
Badania opinii społecznej na temat postaw Polaków wobec historii, przeprowadzone niedawno przez Narodowe Centrum Kultury we współpracy z TNS Polska, pokazują, że do pogłębiania wiedzy o dawnych dziejach nie zachęcają nas książki. Nasi rodacy lubują się w rekonstrukcjach przeszłych wydarzeń – niemal 3/4 badanych uznało je za najatrakcyjniejszą formę popularyzacji historii – wyprzedziły one nawet koncerty, filmy i utwory muzyczne. Jak się okazuje, coraz częściej dyskutujemy także o tematach historycznych przy rodzinnym stole – mówimy wtedy głównie o życiu swoich bliskich, a także o II wojnie światowej. Wyniki wskazują również, że ważne jest dla nas przeżywanie narodowych świąt – aż 62% respondentów obchodzi Dzień Niepodległości. Jaki sposób spędzenia tego dnia uważają za najodpowiedniejszy? Stawiają na uczestnictwo w rekonstrukcjach, zadbanie o cmentarze z grobami poległych, parady wojskowe i wycieczki w miejsca pamięci.
Czy w takim razie inicjatywy oddolne, mające na celu promowanie historii w atrakcyjnej, lecz mniej pogłębionej formie, sprawdzają się lepiej niż tradycyjne metody nauki? Zastanawiali się nad tym goście debaty „Kto nas uczy historii? O pozaszkolnych sposobach uczenia (się) o przeszłości”: Zofia Kozłowska – wiceprezes Polskiego Towarzystwa Historycznego ds. Edukacji Historycznej, nauczycielka historii i autorka podręczników; dr Izabela Franckiewicz-Olczak – socjolog, medioznawca, adiunkt w Zakładzie Badań Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego i Zbigniew Gluza – redaktor i wydawca, opozycjonista w PRL, założyciel i prezes Ośrodka Karta. Spotkanie, które odbyło się 24 stycznia w Bibliotece Publicznej m.st. Warszawy, prowadził dr Wojciech Stanisławski – historyk i publicysta.
Czy historia może stać się nauczycielką życia w polskiej szkole?
Prelegenci zgodnie uznali, że obserwujemy obecnie spłaszczanie się wiedzy na temat dawnych dziejów wśród uczniów. Zofia Kozłowska stwierdziła, że powodem może być zapominanie o tradycji rodzinnej. Według niej historii krewnych nie przekazuje się młodszemu pokoleniu, które się nią nie interesuje. W ten sposób traci się tożsamość, skłaniającą zwykle do poznawania wątków z przeszłości. Zanika także pamięć o codzienności ludzi uczestniczących w ważnych wydarzeniach historycznych. Żywo dyskutuje się o II wojnie światowej, jednak społeczeństwo skupia się na jej militarnej stronie. Wiceprezes PTH uważa, że właśnie w tym tkwi zadanie dla szkoły – powinna ona mówić również o sytuacji jednostek wciągniętych w wir historii, ich niezauważanej walce podejmowanej każdego dnia na nowo.
Zbigniew Gluza także nie postawił optymistycznej diagnozy – według niego poziom wiedzy na temat przeszłości, a także zainteresowania nią z roku na rok maleje. Może ono przeżyć tylko dzięki nauczycielom-pasjonatom, którzy powoli wykruszają się ze swoich stanowisk. Prezes Ośrodka Karta stwierdził, że do obecnej sytuacji doprowadziła polityka III RP. Jednym z jej największych błędów było zaniedbanie edukacji historycznej. Gdyby przeprowadzono ją skutecznie, spłaszczanie wiedzy by się nie pogłębiało. Polska nie wykreowała nawet żadnej konstrukcji zajmującej się latami 1939-1989. Nie mamy dobrej metody nauczania, dołożenie kolejnych godzin historii do programu szkolnego raczej tego nie zmieni – dowodził.
Dyskutant uważał, że jako społeczeństwo wskutek PRL nie myśleliśmy w kategoriach historycznych i nie rozmawialiśmy o przeszłości w rodzinnym gronie, co znacząco wpłynęło na naszą postawę. Teraz się to jednak zmienia. Uczniowie zaczynają rozumieć, czym jest tożsamość, a szkoła może pomóc w odnajdywaniu ich prywatnych związków z historią.
Dr Izabela Franckiewicz-Olczak mówiła natomiast, że infantylizacja wiedzy o historii jest jedynie częścią większego procesu, którego nie sposób zatrzymać: Przekształceniu i banalizacji ulega cała nasza kultura, to rzeczywistość, z którą musimy się pogodzić. Nasze społeczeństwo jest nastawione na pragmatyzm, a historia nie może według Polaków pełnić takiej funkcji. Trzeba uświadamiać młodych, że ma ona pewną ciągłość i głębsze znaczenie, może, a nawet musi być nauczycielką życia. Badaczka uważa, że przez kilka lat edukacji nie jesteśmy w stanie poznać całej historii, dlatego rolą szkoły staje się zainteresowanie uczniów dawnymi dziejami, zachęcanie do ich analizy.
Dziękujemy, że z nami jesteś! Chcesz, aby Histmag rozwijał się, wyglądał lepiej i dostarczał więcej ciekawych treści? Możesz nam w tym pomóc! Kliknij tu i dowiedz się, jak to zrobić!
Zofia Kozłowska roli tej instytucji dopatrywała się jednak gdzie indziej – twierdziła, że szkoła ma za zadanie uczyć krytycznego myślenia, korzystania ze źródeł. Powinna ona w pewnej mierze sterować poznaniem, pokazywać, jak korzystać z materiałów, które nie zawsze zgadzają się z prawdą, choć są opakowane w atrakcyjną formę – stwierdziła.
Pasjonaci sposobem na naukę historii?
Według Gluzy stymulujące dla szkół mogłoby stać się zetknięcie z inicjatywami oddolnymi. Gdyby zespolić instytucjonalne możliwości szkoły i dynamikę działania inicjatyw, można by było osiągnąć coś ważnego. Zgadzała się z nim dr Franckiewicz-Olczak – uważała, że powinny się one uzupełniać. Jak mówiła, najważniejsze dla młodych jest zainteresowanie historią – nawet wypaczony obraz przeszłości może zachęcić do pogłębiania wiedzy, a szkoła powinna korygować te deformacje w myśleniu już zafascynowanych uczniów.
Gorącym tematem był dla dyskutantów wątek rekonstrukcji. Dr Franckiewicz-Olczak, na początku swoich badań sceptyczna wobec tego typu przedstawień, wskutek kontaktów z ich twórcami odkryła możliwości takiej popularyzacji nauki. Nauczyciel nie jest w stanie zbudować podobnego przeżycia – mówiła. Badaczka uważa, że choć nie powinno odnosić się bezkrytycznie do tego typu działalności, nie należy jej też piętnować. Jak twierdziła, dosyć mityczny, naiwny świat tworzą grupy przedstawiające średniowiecze, które przedstawia się najchętniej, inaczej jednak sprawa ma się zwykle w rekonstrukcjach innych okresów – np. II wojny. Krzywdzące dla tego ruchu jest jego jednoznaczne ocenianie – istnieje w nim szereg różnorodnych grup, należą do nich ludzie traktujący rekonstrukcje jak dobrą zabawę, ale większość ma dużą wiedzę, zapał, by się nią dzielić i by pracować na rzecz krzewienia historii. Ich organizatorzy, podkreślała rozmówczyni, dbają często o to, by marginalizować komercyjny charakter tych przedsięwzięć.
Gluza nie zgodził się z takim postawieniem sprawy – stwierdził, że rekonstrukcje nie wnoszą nic sensownego do życia publicznego, nie zbliżają odbiorców do rozumienia historii, z którym i tak, jako naród, mamy problem. W opinii Zofii Kozłowskiej odtwarzanie przeszłości opiera się zaś na tworzeniu wspólnoty. Niebezpieczne może stać się wtedy, gdy w grę wchodzi zapominanie o grozie wojny, wybiórcze myślenie o pewnych wydarzeniach. Dlatego właśnie szkoły powinny pokazywać, że tego typu pokazy przedstawiają historię fragmentarycznie, według pewnych wyobrażeń, niekoniecznie zgodnych z rzeczywistością.
Szkoła lekiem na podziały?
Dużą rolę szkoły w kształceniu umysłów młodych Polaków rozmówcy dostrzegali także w wychowywaniu obywatelskim. Według Gluzy celebrujemy porażki, cierpienie, zapominamy zaś o sukcesach – np. I wojnie światowej czy 31 sierpnia 1980 roku. Mamy ważny kapitał jednoczenia, nie jesteśmy słabym społeczeństwem, ale zmarnowaliśmy tematy, które mogłyby nas połączyć, mogłyby stać się mitem założycielskim. Na krótko udało się tego dokonać – w 60. rocznicę Powstania Warszawskiego. Cały czas nie jesteśmy w stanie jednak poradzić sobie z traumą II wojny, tak jak wcześniej Polacy nie potrafili poradzić sobie z zaborami. Nie czyni to z nas normalnego społeczeństwa. Stworzenie nowego, pozytywnego mitu pomogłoby nam w zjednoczeniu, dyskusji, a przede wszystkim szanowaniu siebie nawzajem – mówił prelegent. Tym właśnie powinna zająć się edukacja obywatelska. Prezes Ośrodka Karta podkreślał, że szkoła może być także pomocna przy rozbijaniu partykularyzmu, do którego wciąga się historię. Wielkim osiągnięciem stałoby się zobiektywizowanie przez tę instytucję tego, jak wykorzystuje się przeszłość w mediach czy polityce.
W spotkaniu uczestniczyli historycy, nauczyciele i pasjonaci. Chyba wszyscy zgodzili się z tym, że szkoła może odegrać dużą rolę w wychowaniu patriotycznym i obywatelskim młodzieży, a także wpłynąć na nastroje społeczne. A jeśli pomogą jej w tym inicjatywy oddolne, czemu nie miałaby z tego skorzystać? Nowy program edukowania uczniów powinien więc nie skupiać się na zwiększaniu liczby godzin poświęconych na naukę historii, lecz uatrakcyjnianiu jej formy i zachęcaniu do krytycznego myślenia. Czy rządzący sięgną po te rady?
Debatę zorganizowało Narodowe Centrum Kultury we współpracy z Muzeum Historii Polski.