Jacek Komuda – „Westerplatte” – recenzja i ocena
Jacek Komuda – „Westerplatte” – recenzja i ocena
Dla Komudy jest to już drugie podejście literackie do Wojny Obronnej Polski 1939 r. Kilka lat temu ukazał się jego „Hubal” – interesująca wariacja ukazująca ostatniego Żołnierza Września jako niemal staropolskiego zagończyka w warunkach niemieckiej okupacji. Czyli wojna wojną, ale kawaleryjska fantazja musi być…
Przy „Westerplatte” sprawa jest lekko utrudniona – obrona placówki na gdańskim półwyspie nie daje teoretycznie szans na ukazania kunsztu kresowego zagończyka. Jednak Komuda udowadnia, że nie jest tylko specjalistą od epoki nowożytnej – widać wyraźnie, że wgryzł się w dostępną historiografię dotyczącą walk na Westerplatte. Oczywiście nie trzyma się jej „niewolniczo”, ma prawo do swojej licentia poetica, jak każdy powieściopisarz. Jednak generalnie nie przekracza zanadto tej granicy.
Akcja powieści zaczyna się w dniu przybycia pancernika Schleswig-Holstein z słynną „kurtuazyjną wizytą”, która – jak wiadomo z historii – przeciągnęła się o przeszło tydzień. Placówka wizytowana przez Szefa Wydziału Wojskowego Komisariatu Generalnego RP w Wolnym Mieście Gdańsku płk. Wincentego Sobocińskiego. Wszyscy czują, że coś „wisi” w powietrzu, pod maską pewności siebie czy spokoju chowają swoje obawy. Jednocześnie poznajemy w tym momencie sylwetki głównych bohaterów zbliżających się wydarzeń.
Major Henryk Sucharski wygląda na osobę apodyktyczną, przekonaną o swojej racji, nie znoszącą sprzeciwu. Pod tą maską skrywa niepokój oraz poczucie winy z powodu błędów, które popełnił i jak pokaże dalszy ciąg – popełni. W gruncie rzeczy jest wystraszony i chce tylko wykonać rozkaz – tak aby przełożeni byli z niego zadowoleni. Aczkolwiek uważam, że przy przedstawieniu słabości majora Komudę poniosła nieco wyobraźnia…
Jego przeciwieństwem jest kapitan Franciszek Dąbrowski. Pochodzący z rodziny zawodowych wojskowych, wychowany i ukształtowany przez II Rzeczpospolitą. Jest pewny siebie, wymagający, ale jednocześnie to prawdziwy dowódca dla żołnierzy. Niczym kaloryfer – twardy ale ciepły. Chce wykonać rozkaz ale nie dla poklasku wyższych szarż, lecz dla dobra Ojczyzny. Jego twarda postawa i brak skrupułów w realizacji zadań sprawi, że żołnierze będą się go jednocześnie bali, ale jednocześnie darzyli szacunkiem.
Po stronie kapitana twardo stoją młodzi oficerowie i podoficerowie. Porucznik Grodecki, mający już doświadczenia z nazistami z czasów studiów na Politechnice Gdańskiej, podporucznik Kregielski młody żołnierz świeżo po promocji. Wszyscy oni chcą kroczyć drogą wyznaczona przez Dąbrowskiego.
Nieco z boku tych młodych lwów jest kapitan Słaby, lekarz placówki. Choć generalnie podziela wartości kolegów, dla niego najważniejsze jest trzymanie się zasad i obowiązków lekarza. Inne wytłumaczenie znajdują pozostali podoficerowie. To zawodowi żołnierze, którzy wykonają każdy rozkaz wydany oczywiście z zachowaniem drogi służbowej.
A jacy są żołnierze? To przede wszystkim młodzi chłopcy, którymi trzeba umieć kierować. Od dowódców zależy czy będą walczyć jak lwy czy uciekać jak barany. Czekająca ich walka jest trudna, bo nawet najlepsze ćwiczenia na poligonie nie zastąpią doświadczenia. Jak też i nie zniwelują bezwzględnej przewagi w uzbrojeniu wroga.
Z kolei Niemcy u Komudy nie są przedstawieni jako nadludzie. Komuda ciekawie opisał tradycyjny już, znany ze wszystkich armii świata, konflikt czy raczej rywalizację pomiędzy rożnymi rodzajami sił zbrojnych – w tym przypadku Wojska Lądowe i Marynarkę Wojenną. Łączy ich tylko wspólna niechęć podszyta pogardą – ale też i strachem – wobec partyjnych bojówek i formacji SS. Jednocześnie trzeba przyznać, że hipotetyczny obraz narad niemieckich jest całkiem realistycznie przedstawiony – to mogło tak wyglądać. Tak jak zaskoczenie polskim oporem i próby szukania rozwiązania w tej patowej i bardzo nieprzyjemnej prestiżowo sytuacji.
A co z opisem scen batalistycznych? Autor przede wszystkim pokazuje sylwetki żołnierzy w boju i to obu stron (aczkolwiek z naciskiem na stronę polską oczywiście). Wojacy walczą nie tylko z wrogiem, lecz także z własnymi słabościami oraz przeciwnościami jakie pojawiają się w trakcie walk. Fanów wrześniowych walk może trochę rozczarować brak szczegółowych opisów, jednak to byłoby już okrutne czepianie się szczegółów.
Ja też się „okrutnie przyczepię” – do niektórych dialogów polskich bohaterów. Jako fan twórczości Komudy miałem wrażenie, że niektóre kwestie pasują do narad i rozmów na stepach kresowych pomiędzy postaciami noszącymi kontusze i mającymi przypasane u boków szable, niż do osób umundurowanych w stroje koloru khaki czy noszących oficerskie bryczesy i buty.
Ale jak już wspomniałem – to też należy zaliczyć do okrutnego czepiania się szczegółów. Zachęcam do lektury!