Irlandia - wyspa nadziei
Jest dziewiąta rano w Skerries. O tej porze wiele zamieszkałych tu osób jest już w pracy w Dublinie. Gospodyni domu, w którym mieszkamy, właśnie wyjeżdża samochodem. Jest nią Bogna Gorecka, lekarz w miejscowej przychodni. Osiedliła się w Irlandii niecały rok temu, ale już żyje miejscowym trybem życia. Tak jak większość Irlandczyków, zaczyna pracować, gdy słońce jest już wysoko na niebie. Typowy mieszkaniec tego kraju rozpoczyna dniówkę o dziewiątej rano i kończy w późnych godzinach popołudniowych.
Pora na lunch jest jak angielska herbata o 17. Czasem pełny obiad musi zostać zastąpiony przez szybki posiłek, ale w ostatecznym rozrachunku nie może go zabraknąć. Częstym obrazkiem są duże grupy robotników, którzy wspólnie spożywają posiłek. Pani Bogna pojawia się na obiedzie punktualnie. Je razem z córką, która teraz ma wakacje, po czym wraca do pracy. Szesnastoletnia Mirka przez pół roku uczęszczała do miejscowej szkoły, więc potrafi troszkę opowiedzieć o tym, jak się żyje w Skerries.
We wtorek ułożę włosy
Tu młodzież zachowuje się zupełnie inaczej niż w Polsce – opowiada Mirka. Wiele razy chciałam spotkać się po szkole z osobami z mojej klasy, ale okazało się to niemożliwe. Wracają prosto do domu i tam zajmują się swoimi sprawami, nie zapraszają do siebie koleżanek lub kolegów. – uzasadnia. Jakie zajęcia ma na myśli? Jej irlandzka koleżanka w poniedziałek może oglądać telewizję, we wtorek będzie godzinami układać włosy, a w środę upiecze ciasto. Równie nietowarzyscy okazują się być jej rówieśnicy. Dla kogo więc zadbane boiska w okolicy? Okazuje się, że rzadko można kogoś na nich spotkać. Humor może poprawić za to spacer po plaży. W ładną pogodę zobaczymy tutaj wiele rodzin korzystających z kąpieli słonecznych oraz morskich.
W miasteczku, które w całości składa się z jednorodzinnych domków mieszkalnych, plaża może stać się jedyną atrakcją zmuszającą do wyjścia poza teren własnej posesji. Znajdziemy tutaj jeszcze dwa niewielkie puby, a po dłuższych poszukiwaniach natkniemy się na dyskotekę. Skerries to miasto-sypialnia dla Dublina. W większych ośrodkach, które są samowystarczalne, dzień przebiega troszkę inaczej.
Smak ciemnego trunku
Wieczorami wszystkie puby w miastach wypełniają się po brzegi. W przewodnikach znajdziemy obszerne notki, opisujące ich klasyczny wygląd i nieraz kilkudziesięcioletnią tradycję. Podchodząc do lady można poczuć pewien dyskomfort, jeśli nasza wiedza z zakresu gatunków piwa nie jest szeroka. Co tu wybrać? Zwykle do wyboru mamy około dwunastu odmian tego złocistego trunku. Kultura picia jest wśród Irlandczyków bardzo wysoka. Nigdy nie słyszałem rozbijającego się po nocy pijanego mieszkańca tego kraju, a słyszałem przedstawicieli wielu innych nacji. Klimat, który budują mieszkańcy tego kraju, tworzy atmosferę bezpieczeństwa i łatwo pozwala się z nią zespolić.
Fantastycznym miejscem do zaobserwowania integracji kulturowej jest Galway z odbywającym się tutaj w lipcu festiwalem sztuki. Uczestnicy imprezy bawią się od południa do późnych godzin nocnych. Główne ulice miasta zamieniają się w małe sceny, gdzie uliczni artyści prezentują swój program. Zapłatą jest dla nich dobrowolny datek do kapelusza oraz uśmiech na twarzach zatrzymujących się turystów. Wieczorem wszyscy przenoszą się do pubów, by przy daniach podawanych w lokalach i rozsądnej ilości alkoholu cieszyć się swoim towarzystwem do późnej nocy. Można też wziąć udział w plenerowym koncercie. Oficjalnie festiwal kończy wielka parada przebiegająca przez całe miasto.
Z tak dużą dawką kiczu nie zetknąłem się nigdy wcześniej. Sednem scenariusza tej parady były wielokolorowe platformy emitujące głośną muzykę, przebierańcy w wielobarwnych strojach na szczudłach, a to wszystko dopełniały grupy różnego rodzaju tancerzy. Landrynkowość przedsięwzięcia szybko przestała mi jednak przeszkadzać. Atmosfera jest wyśmienita i nikt w tej sytuacji nie stoi obojętnie. W huku głośniej muzyki powstawały kolejne pamiątkowe zdjęcia. Wszyscy bawili się razem i nikt nie stał w bezruchu. Po takiej dawce emocji tłum rozszedł się, by skonsumować te wrażenia. Puby znów wypełniły się po brzegi. Miasto po trzydniowym festiwalu i całonocnych zabawach jest jednak całkowicie zaśmiecone. Umiłowanie porządku nie należy do cech tego narodu, a czasami może się wydawać, że tego pojęcia po prostu nie znają.
Upiór w bibliotece
Pierwszy szok kulturowy miałem okazję przeżyć już podczas wysiadania z samolotu. Moją drogę do wyjścia znaczyły porozrzucane na podłodze i siedzeniach czipsy, papierki, kubki oraz puszki. Sprawcą okazuje się grupa irlandzkich młodych rugbistów. Inny przykład? Idę boczną nawą katedry w Galway i obserwuję... składowisko starych mebli. Stare konfesjonały, ławki i krzesła stoją jedne na drugich, zasłaniając witraże i malowidła na ścianach.
Wielbiciele książek mogliby się zdziwić, wypożyczając tutaj konkretne wydawnictwa. Spoglądając przez okno biblioteki można zauważyć poprzewracane stosy z książkami, znajdujące się na parapetach, stołach i szafkach. Jak w takim miejscu znaleźć swój odpowiedni tytuł, niech pozostanie kwestią naszej wyobraźni... Bałaganiarstwo Irlandczyków wymaga sporej armii służb porządkowych, więc każdy park miejski ma swój własny oddział sprzątaczy. W czasie festiwalu boczne ulice Galway były zaśmiecone puszkami i butelkami po wieczornych zabawach, dlatego sprzątanie po imprezie było z pewnością większym wyzwaniem niż zwykle. Nie można zwalać całej winy za bałaganienie po festiwalu na mieszkańców zielonej wyspy, ale mieli w tym z pewnością spory udział.
Najzwinniejsze jajko świata
Ciężko powiedzieć, czy pod względem zainteresowania sportem Irlandczycy różnią się czymś od mieszkańców innych krajów. Każdy kraj ma swoje ulubione dyscypliny, z którymi czują się związani jego mieszkańcy. W Norwegii będą to bez wątpienia sporty zimowe, w Stanach Zjednoczonych mamy baseball, koszykówkę i football amerykański, w Kanadzie hokej, a w Polsce prym nadal wydaje się wieść piłka nożna. W Irlandii bez wątpienia takie dyscypliny są dwie. Jest to rugby i golf. Zwłaszcza jajowata piłka jest w Irlandii obecna na każdym kroku i potrafi zrobić wiele zamieszania. Gromadzi tłumy młodych i starszych ludzi przed telewizorami. Turyści mogą kupić piłki i koszulki związane z tym sportem, a wybór towaru jest ogromny. Irlandczycy uwielbiają oglądać mecze w pubach, gdzie głośnymi okrzykami dopingują swoje drużyny do zdobywania kolejnych punktów.
Jesteśmy jak multivitamina
Ludność Irlandii staje się powoli mieszanką wielokulturową. Polacy stali się już tutaj największą mniejszością narodową. Jesteśmy dobrze rozpoznawani i wszyscy doskonale znają powód najazdu Polaków na zielony kraj. Nikt jednak nie ma nam tu tego za złe i zawsze jesteśmy przyjmowani z uśmiechem. Irlandczycy nie za bardzo jednak wierzą, gdy Polak tłumaczy im, że przyjechał na zieloną wyspę, by ten kraj zwiedzić.
Ten naród nie zamyka drzwi przed nikim. Każdy jest tutaj mile widziany i nikomu się nie utrudnia procesu asymilacji ze społeczeństwem. Pomimo tej narastającej wielokulturowości nie spotkałem na swojej drodze żadnych radykalnych grup czy haseł.
Nie ma za co
Potrzebujecie pomocy? – zapytał przypadkowy przechodzień, który zauważył dwoje ludzi analizujących plan na moście w Corku. Tak, właśnie staramy się zorientować, gdzie jesteśmy. – odpowiadam. Hmm, jesteście na moście. To jest prawdopodobnie ten most, ponieważ tam jest widoczny pomnik. – pokazuje na statuę na brzegu rzeki, która jest atrakcją miasta.
Sytuacja taka z pewnością może się przydarzyć przyjezdnym niejednokrotnie. Irlandczycy są bardzo chętni w niesieniu pomocy i czynią to skrupulatnie. Wchodząc do sklepu, by zapytać ekspedientkę o drogę, zobaczymy niespotykane w Polsce zachowanie. Pracownica przeprosi następnego w kolejce klienta, wyprowadzi nas przed sklep i wzbogacając opis drogi gestami, poinformuje nas dokładnie o kierunku, w którym mamy się udać. Istnieją sytuacje, gdy zaczepiony przechodzień nie jest w stanie nam pomóc. Wtedy serdecznie przeprosi nas za swoją niewiedzę. Dziwny kraj - chciałoby się powiedzieć, porównując go z Polską...
Dziękuję, nie palę
Mieszkańcy zielonej wyspy potrafią dbać o środowisko naturalne. Ze świecą szukać tutaj przemysłu ciężkiego, a po ulicach poruszają się wyłącznie nowoczesne samochody, które nie emitują do atmosfery szkodliwych związków. Pierwszy raz przekonałem się o przepisach prawnych służących ochronie środowiska w czasie wizyty w jednym z supermarketów. Poprosiłem o reklamówki na zakupione towary. Sprzedawczyni powiedziała, że za każdą muszę zapłacić 0.15 Euro. To jest wymóg władz. – wytłumaczyła, widząc zdziwienie na mojej twarzy.
W Irlandii równie popularna jak w Polsce jest darmowa prasa codzienna. Rozdawana jest w wielu miejscach, ale po przeczytaniu taka gazeta nie ląduje w zwykłym śmietniku. Na dworcach autobusowych i kolejowych są ustawione specjalne kontenery, do których można taką prasę wyrzucać. Zupełnie niepopularna jest tutaj także forma reklamy, jaką są ulotki rozdawane na ulicach miast. Można powiedzieć, że taki sposób dotarcia do klienta nie istnieje.
Pozytywnym zjawiskiem wydaje się być całkowity zakaz palenia w miejscach publicznych wprowadzony przez irlandzkie władze. Jako osoba niepaląca nie musiałem się czuć w tym kraju gorszy podczas pobytu w pubie czy restauracji. Może niedługo polski rząd zainteresuje się zaostrzeniem przepisów, ponieważ tam gdzie został wprowadzony, okazał się dobrym posunięciem.
Porcupine doesn't work
Hostele to wspaniałe miejsca na nocleg, z których korzystają tutaj ludzie w każdym wieku i zasobności portfela. Atmosfera schronisk jest tak miła, że drobne niedogodności nie mają znaczenia. Jednę z nich jest karta magnetyczna do naszego pokoju – znów nie działa. Ze znanym problemem wędruję do recepcji. Informuję, jaką mam sprawę. Zapytany o pokój,
odpowiadam. – Porcupine. Może postukanie przyniesie szczęście. – uśmiecha się, stukając kartą w stół, a następnie wręcza mi ponownie zaprogramowany klucz. Karta przestaje funkcjonować dopiero następnego dnia. Muszę wymienić swój kluc.z – śmieje się Marokańczyk, gdy po raz kolejny utknął na korytarzu w samym ręczniku. Za dwa dni pojedzie dalej zwiedzać swoją nową ojczyznę. Jest na wakacjach, na co dzień mieszka i pracuję w Corku. Cieszy się, że mieszka na zielonej wyspie nadziei.
W tym kraju bez wątpienia dominuje kolor zielony, a św. Patryk jest patronem większości kościołów. Kraj urzeka jednak nie tylko pięknem przyrody, ale również mieszanką zachowań i kultur, które spotkamy właśnie na tej wyspie. Krótka wizyta w księgarni i przekartkowanie ilustrowanego przewodnika mogą nas zachęcić do rezerwacji biletu lotniczego relacji Polska-Dublin, do czego serdecznie zachęcam.