Internetowe plotki

opublikowano: 2007-07-16, 17:00
wolna licencja
Globalna sieć stała się największym plotkarskim rynkiem. Mało kto zdołał utrzymać się od niego z daleka. Nic dziwnego, że znaleźli się tacy, którzy chcą na nim zarobić.
reklama

Podobno Anna Mucha nie wydepilowała sobie nóg na przyjęcie u Dody. A Paweł Mroczek podrywał córkę Donalda Tuska. Nie wiecie? To pewnie zadziwi was fakt, że Michał Wiśniewski chce adoptować Murzynka. Internet zarzuca nas podobnymi rewelacjami. Czytają je rozkapryszone nastolatki, stateczne panie po czterdziestce, informatycy w czasie przerw w pracy i studenci w czasie sesji. A skoro ktoś to chce czytać, to można na tym zrobić interes. Szybko tę zasadę zrozumiały największe polskie portale internetowe. Wyszły naprzeciw oczekiwaniom i uruchomiły serwisy poświęcone plotkom. Doszło do tego, że plotki zaczęły rywalizować z najważniejszymi wiadomościami dnia. A wynik tej walki wcale nie jest oczywisty.

Klonowanie klonów

W słowniku przeczytamy, że plotka to niesprawdzona lub kłamliwa pogłoska powodująca utratę dobrego wizerunku przez osobę, której dotyczy. O tym, że plotkowanie jest stare jak świat nikt nie musi pisać, bo wszyscy to wiedzą. Swą niszczycielską siłę objawiało już wieki temu. Sonce Holszańskiej zarzucono, że na okrągło zdradzała Władysława Jagiełłę, co zresztą doprowadziło do pokazowego procesu. Oszczerca musiał wejść pod stół i staropolskim zwyczajem „odszczekać psim głosem” to, co królewskiej małżonce zarzucił. Z rzucanych za plecami zarzutów nie umiała wytłumaczyć się przysłowiowa żona Cezara, która przyprawiła rogi swojemu dumnemu małżonkowi.

Na zniszczeniu dobrego imienia możnych tego świata zawsze można było wiele ugrać. Gdy Gutenberg myślał nad czcionką, nie wpadł na to, że to właśnie słowo drukowane zapewni plotce promocję na kolejny szczebel masowego rażenia. W szlacheckiej Rzeczpospolitej zdarzało się, że za wydrukowanie kalumnii karano jak za zabójstwo. Plotce tego wszystkiego było mało. Dopiero globalizacja i rozwój Internetu ujawniły jej cały majestat. Dzisiaj w ciągu kilku chwil mieszkaniec Budapesztu może przeczytać o tym, jak kilka godzin wcześniej Ronaldinho wypoczywający na Hawajach klepał w tyłek zgrabną blondynkę. Nigdy się natomiast nie dowie, że brazylijski piłkarz w tym czasie wylewał z siebie hektolitry potu na bocznym boisku Camp Nou. Ważne, żeby czytelnik kliknął na podany link i został poddany zmasowanej inwazji reklam wyzierających z każdego zakamarka strony internetowej, na której umieszczono nieprawdziwą informację.

reklama
Egotastic.com – Britney Spears is naked

Polskim protoplastą plotkarskich serwisów był bodaj niezrównany pudelek.pl, owoc pracy zespołu portalu o2.pl. Jest dosyć wierną kopią amerykańskiego egotastic.com. Wykorzystując nadspodziewany sukces Pudelka, o2.pl wprowadziło kolejne serwisy: egoiści.pl, kaprysy.pl, a ostatnio pardon.pl – poświęcony ploteczkom o polskich politykach. — Po co Tlen wydaje serwis o takiej samej treści, co Pudelek? — pytała na internetowej liście dyskusyjnej jakaś nastolatka. — To jak z różnymi rodzajami gum do żucia w sklepie. Producent jest jeden, więc rośnie prawdopodobieństwo, że kupisz choćby z ciekawości albo przez przypadek. Natłok oszałamia — tłumaczył jej ktoś w następnym poście. — Nieprawda, Pudelek jest nieco inny od Egoistów, a Kaprysy to zupełnie inna bajka. A Pardon jest nudny – oświeca mnie moja sąsiadka, regularna czytelniczka wymienionych stron. Mniejsza zresztą o genealogię i palmę pierwszeństwa, bo inne portale błyskawicznie postanowiły sklonować na własny użytek Pudelka, który przecież sam również jest klonem. Dzisiaj jego kopii jest już chyba tuzin. Wabią swoimi infantylnymi nazwami – Kozaczek, Snobka, Ukaraj, Pomponik. I cieszą się rosnącą popularnością. Ilości odwiedzin może im pozazdrościć niejeden rzetelny serwis.

Doszło do tego, że trudno sobie wyobrazić większy portal bez zakątka przeznaczonego na plotkę. Od 1 kwietnia Interia nawoływała do „przeczesywania Pomponika”, który poza nazwą niczym nie różnił się od tlenowej konkurencji. Nawet gazeta.pl, która kreuje się na poważny i inteligencki serwis, uległa powszechnej tendencji. Otworzyła Plotka – płytkiego jak sierpniowa kałuża sobowtóra Pudelka. Recepta na serwis jest prosta. Zdobyć aktualne zdjęcie osoby ze szczytów świata show-biznesu. Najlepiej w czyimś towarzystwie. Właściwie sfotografowana osoba nie musi być tak bardzo znana – specjaliści podkreślają, że internetowi plotkarze potrafią niemal od zera wykreować gwiazdę. Gdy jest zdjęcie, można puścić wodze fantazji i wymyślić niestworzone historie. Do głosu dochodzą najgorsze żądze. — Ja wiem, że link na głównej stronie gazety.pl jest głupi, ale coś zmusza mnie do kliknięcia i przekonania się jak zabawia się Kasia Cichopek na plaży. Siła wyższa po prostu — mówi dziewiętnastoletni Łukasz, który w Internecie spędza codziennie co najmniej kilka godzin.

reklama
Plotek.pl – pełen plotek i anegdotek

Hipokryzja i wolny rynek

Badania psychologów pokazują, że najchętniej czytamy o seksie, dużych pieniądzach i tajemnicach. I niewielkie znaczenie ma tutaj nasze wykształcenie. Zatem wszystkie Pudelki, Plotki i Kozaczki będą serwować takie opowieści w nadmiarze. Michał Barański, współwłaściciel o2.pl, który stoi za sukcesem Pudelka, mówi w wywiadzie dla „Internet Standards”: — Pudelek osiąga szczyty popularności w okresie typowych godzin pracy w biurach. Jak dodają właściciele portalu, serwis czytają także osoby bardzo wykształcone, które twierdzą, że jego lektura jest do tego stopnia głupawa, że aż śmieszna.

Ale i tak polskie witryny pozostają daleko w tyle za swoimi zachodnimi pierwowzorami. Newsom z Pudelka wciąż jeszcze nieco brakuje do płytkości prezentowanej na Egotastic! Internetowy trend podchwyciły już zresztą inne media — niedawno wiadomością dnia w Stanach Zjednoczonych była odsiadka Paris Hilton w więzieniu. Na amerykańskich i brytyjskich portalach przebiła rangą informację o fiasku rozmów pokojowych na Bliskim Wschodzie i krwawym zamachu w centrum Bagdadu. Nawet nieco bardziej konserwatywne medium, jakim jest telewizja, postawiło na Paris. Mimo szeroko komentowanego gestu Miki Brzezinski, która, prowadząc wydanie wiadomości, podarła na wizji kartkę z informacją o pannie Hilton, nie należy mieć złudzeń. Informacja jest produktem, obowiązują reguły wolnego rynku. A popyt na plotkę jest ogromny. Być może już zawsze będzie zwyciężać w rywalizacji z rzetelnymi, ale nie tak emocjonującymi faktami. Dobrze oddaje to pełna hipokryzji reakcja mediów na wspomniany gest córki Zbigniewa Brzezińskiego: w peany powtykano linki do artykułów o ekscesach Paris Hilton.

Mika Brzezinski odmówiła prezentowania informacji o Paris Hilton w serwisie informacyjnym MSNBC

Sytuacja robi się naprawdę niesmaczna, gdy twórcom wielkich serwisów przydarzają się chwile nieuwagi. Gdy na stronie głównej Onetu w migającym okienku po informacji o śmierci kilkudziesięciu osób w zamachu pojawił się obrazek roznegliżowanej aktoreczki z podpisem: „Zobacz, kogo ukryła w sypialni”, trudno powstrzymać się od oburzenia. Gazeta.pl na tej samej wysokości strony umieściła informacje o wystąpieniu Benedykta XVI oraz news o „ulubionych pozycjach” pewnej amerykańskiej piosenkarki. Najgorsze jest to, że prawie nikt już na taki koktajl wiadomości nie reaguje oburzeniem. Pozostał tylko śmiech, ale jak długo można się śmiać z czystej głupoty?

reklama

Reklama dźwignią handlu

Oczywiście Pudelek i jego klony budzą niechęć co bardziej rozgarniętej części społeczeństwa. — Pudelek.pl to kompletne dno. Autorzy serwisu kopiują wprost zachodnie serwisy o tym profilu. Pozostając wtórnymi, nie podają źródła informacji. Łamią prawa autorskie do artykułów i zdjęć przede wszystkim. No i ten jad. Jeśli tylko jesteś dobrze wyglądającą kobietą, to masz 80% gwarancji, że autorzy serwisu obsmarują cię, jak tylko potrafią (na szczęście nie potrafią). Jeśli do tego masz talent, to gwarancja rośnie do 100% — pisze na jednym z for internetowych Alicja. Niżej wpisał się Behemot — Szkoda słów. Nie powinniśmy im robić darmowej reklamy.

Pudelek.pl – Tamara Arciuch chce być sławna. Późno się obudziła.

A właśnie o reklamę tutaj chodzi. Potentaci medialni nigdy nie zainteresowaliby się plotkami, gdyby nie dało się na nich zarobić. Dokładniej rzecz ujmując, na reklamie wyzierającej z każdego wolnego miejsca w Internecie. Niektóre produkty wręcz proszą się o eksponowane miejsce na plotkarskich serwisach. Bielizna, kosmetyki, czasopisma dla nastolatków, telefony komórkowe, środki antykoncepcyjne. Grupa potencjalnych klientów masowo odwiedza Pudelka i Plotka. A reklama w Internecie wciąż jest tania, tańsza od telewizyjnej. Kto wie zresztą, czy nie równie skuteczna. Zatem nie ma się co spodziewać rychłego zmierzchu wymienionych serwisów. Raczej ich profesjonalizacji, bo jak na razie wciąż przypominają na wpół amatorskie przedsięwzięcia.

Jak jednak wskazuje Wojciech Gorzycki z konkurencyjnego portalu internetowego, uboga szata graficzna i brak fajerwerków może mieć drugie dno. — To w pewien sposób utrzymuje nieformalny charakter czytanych informacji. Współgra z plotkarskim klimatem. Gdyby Pudelek albo Plotek zaskoczyły dopracowanym graficznie, wymuskanym image, gdyby zrezygnowały z formy bloga, ich forma mogłaby zostać uznana za nieprzystającą do treści. Albo, co gorsza, poszłaby fama, że witryna jest całkiem niemodna. Na takie ryzyko szefowie opisywanych portali nie mogą sobie pozwolić. Ich zyski są bezpośrednio uzależnione od liczby internautów odwiedzających serwis.

Okazuje się po raz kolejny, że pieniądz rządzi (prawie) całym światem. Nawet rzeczą tak miałką i pustą jak plotka. Nowym paliwem, które ją napędza, jest zysk. Już nie tylko zawiść, ciekawość i niezdrowe podniecenie.

reklama
Komentarze
o autorze
Paweł Rodak
Absolwent politologii i student prawa na Uniwersytecie Warszawskim, współpracował z redakcją „Życia Warszawy” i branżowego miesięcznika poświęconego samorządowi terytorialnemu „Forum Samorządowe”. Obecnie pracuje w administracji rządowej, czym, jak mówi, zdradził swoją miłość do samorządu terytorialnego. Jest fanatycznym kibicem snookera i włoskiego futbolu. Do końca 2007 roku blisko współpracował z redakcją „Histmaga”.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone