Ingrid Steiner-Gashi, Dardan Gashi – „W służbie dyktatora” – recenzja i ocena
Kim Dzong Riul jest pułkownikiem jednostki ochrony osobistej dyktatora Korei Północnej, Kim Dzong Ila. Ten prominentny wojskowy powinien czuć się szczęśliwcem w kraju, gdzie nie wolno niczego, co nie zostało zaakceptowane przez wszechwładnego dyktatora, a każde słowo krytyki może oznaczać śmierć krytykującego i jego rodziny. Powinien, ale tak się nie czuje. Będąc jednym z „zaopatrzeniowców” dyktatora i prominentnych działaczy partyjnych za granicą, obserwował przez lata różnice dzielące społeczeństwo północnokoreańskie od zachodnioeuropejskiego. Stwierdził, że to nie są zwykłe różnice, ale prawdziwa przepaść w poziomie życia obu społeczeństw. W miarę upływu lat, rozgoryczenie z tego powodu u niego narastało, aż w końcu zdecydował się na ucieczkę. Zorganizował ją tak, żeby wyglądało na to, że stał się ofiarą morderstwa i wszelki ślad po nim zaginął. W 2009 roku, po piętnastu latach od swojej „śmierci”, zdecydował się przedstawić światu swoje wspomnienia. To właśnie ta książka.
Jego książka pozwala nam zajrzeć do najbardziej niedostępnego kraju na świecie. Co prawda, mają do niego wstęp wcześniej wyselekcjonowane osoby, ale one oglądają tylko to, co gospodarze pozwolą im obejrzeć, rzeczywistość starannie wyreżyserowaną. My, dzięki lekturze książki, możemy zajrzeć głębiej, poznać realia codziennego życia ponad 20 milionów mieszkańców Północnej Korei. Przedstawiona tu rzeczywistość jest tak surrealistyczna, że nierzadko wydaje się ona nam relacją z innej planety. Jednak niestety jest to Ziemia XXI wieku.
To, co w ten sposób zobaczymy, długo nie da nam o sobie zapomnieć. Odbędziemy podróż do kraju w którym zdecydowana większość obywateli żyje w skrajnej nędzy i ustawicznym strachu o bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny. Podczas gdy niemal cały naród niczego nie posiada, dyktator i jego najbliżsi żyją w niewyobrażalnym luksusie, o czym wiedzą tylko zaufani działacze partyjni. Jeżeli dodamy do tego wszechobecną inwigilację każdego obywatela, przy której blednie nawet orwellowska rzeczywistość ukazana w książce „Rok 1984”, to rodzi się pytanie: jak ludzie mogą to wytrzymać? – Każdy Koreańczyk na północy ma trzy głowy. Jedną dla partii, jedną dla przetrwania i jedną wyłącznie dla siebie – mówi Kim Dzong Riul.
W Polsce, jeszcze dwadzieścia lat temu należącej do bloku państw komunistycznych, łatwiej będzie uwierzyć w ten malowany słowami obraz, wszak wtedy też przeżywaliśmy coś podobnego, tylko że w bardzo złagodzonej formie. Dla zachodniego czytelnika będzie to jednak brzmiało jak ponura baśń.
Ta książka nie tylko ukazuje tamtą rzeczywistość. Jest ona także oskarżeniem państw odgrywających czołową rolę w dzisiejszym świecie, które wiedząc o panującej w Korei Północnej katastrofalnej sytuacji, nie robią nic żeby położyć jej kres. Co więcej, nic nie zapowiada zmiany tego stanu rzeczy w najbliższej przyszłości. Wszyscy są raczej zainteresowani utrzymaniem status quo, nikt nie chce destabilizacji Korei Północnej. A że cierpi na tym ponad 20 milionów ludzi? No cóż, jeszcze jedna ofiara poniesiona przy wyborze mniejszego zła.
Korekta: Justyna Piątek