Ignacy Matuszewski – „nabój niewystrzelony”
Paweł Czechowski: W swojej publikacji postanowił Pan poruszyć temat dziejów pułkownika Ignacego Matuszewskiego. Dlaczego warto było pisać akurat o tej postaci?
Sławomir Cenckiewicz: Matuszewski towarzyszy mi od dawna. Zaczęło się w połowie lat 90. w Nowym Jorku, kiedy w Instytucie Piłsudskiego zetknąłem się z jego tekstami i archiwaliami. To była od początku wielka fascynacja związana głównie z jego działalnością w Ameryce podczas wojny, poglądami antysowieckimi i bezkompromisowością w walce o sprawę polską, nie tylko z Niemcami i Sowietami, ale i z Aliantami. Potem były kolejne odkrycia, moje dojrzewanie do zrozumienia jego poglądów, także ekonomicznych, mocarstwowych i historycznych. Wreszcie pierwsze teksty w okolicach 2000 roku w „Arcanach" i „Niepodległości", no i przełom – doprowadzenie do ekshumacji i przeniesienia jego szczątków doczesnych do Ojczyzny w 2016 r. Tak więc to bardzo długa opowieść...
P.Cz.: Jaką rolę Matuszewski odegrał w trakcie I wojny światowej? Co oznacza, że był on „realizatorem koncepcji politycznej Józefa Piłsudskiego w Rosji?”
S.C.: To dość złożone. Metamorfoza polityczna i wybór Piłsudskiego za przewodnika nastąpił u Matuszewskiego stosunkowo późno, bo dopiero na przełomie 1917/1918 roku, kiedy po raz pierwszy zetknął się w I Korpusie Polskim w Rosji z emisariuszami Polskiej Organizacji Wojskowej. W obliczu najazdu bolszewików na Warszawę, w lipcu 1920 r. Matuszewski szczerze wyznał, że wcześniej podążał za „linią wadliwą i mylną, rezygnującą z walki czynnej o niepodległość z każdym wrogiem".
W 1918 r. usiłował przejąć dowództwo nad I Korpusem Polskim i pozbawić funkcji gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego (21–22 maja 1918 r.), by pchnąć polskie wojsko do straceńczej walki ze zwycięską armią niemiecką na Wschodzie. Nie miał racji, ale tamtych wyborów i decyzji bronił do końca życia, uznając, iż musiał czynnie wystąpić przeciwko „demobilizacji" Korpusu i „złożeniu broni Niemcom". Piłsudczykom i uwięzionemu wówczas Komendantowi w jego kalkulacjach politycznych niezbędny był „czyn" zwrócenia się przeciwko Niemcom. W tym sensie peowiacy realizowali wówczas tę koncepcję demonstracji na bodaj najtrudniejszym dla nich terenie, czyli w Rosji pobitej faktycznie przez Niemców i targanej już rewolucją bolszewicką.
P.Cz.: W pewnym momencie Ignacy Matuszewski został przez bolszewików skazany zaocznie na śmierć. Jak dokładnie wyglądała ta historia?
S.C.: Była to kara za akcję zajęcia opanowanego przez wojska bolszewickie Mińska Litewskiego (18–20 lutego 1918 r.). Stając na czele oddziału polskiego przepędził on z miasta bolszewików, za co Sowieci właśnie skazali go zaocznie na śmierć. „Nad Mińskiem zawisła groza pogromu przez dzikie hordy moskiewskie, trzeba było wszystko stawiać na kartę bez dalszych przygotowań" – pisał w raporcie Matuszewski w marcu 1918 r. – „Trzeba się było ważyć na czyny śmiałe, ku chwale Ojczyzny – determinacji w nas zabraknąć nie mogło".
P.Cz.: Matuszewski – ówczesny major – brał też udział w rokowaniach ryskich. Jak wyglądała jego postawa względem decyzji podejmowanych w stolicy Łotwy?
S.C.: Był zaniepokojony obrotem spraw, zwłaszcza postawą Jana Dąbskiego i Stanisława Grabskiego. Jesienią 1920 r. Ignacy Matuszewski został skierowany do Rygi w roli eksperta polskiej delegacji negocjującej pokój z Sowietami. Miał wówczas odwagę napiętnować pogląd (popularny także w obozie Piłsudskiego) o niezbędnej neutralności Polski wobec wojny białych z bolszewikami w Rosji. Jednoznacznie uznał, że bolszewicy są dla Polski zagrożeniem największym, dlatego Polska powinna wesprzeć formacje gen. Piotra Wrangla. Już w październiku 1920 r. przedstawił swoje stanowisko w obszernym opracowaniu „Nasza polityka względem Rosji w związku z chwilą obecną”, w którym pisał, że jeśli „bolszewicy utrzymają się przy władzy i potrafią ją utrwalić na całym obszarze Rosji, wówczas po dłuższym czy krótszym wytchnieniu rzucą się niewątpliwie na Polskę".
P.Cz.: Jak wyglądała kariera bohatera Pańskiej publikacji w czasach II RP, np. w dyplomacji?
S.C.: Jego kariera w II RP ma jakby dwa wymiary – oficjalny i zakulisowy. W tym drugim wymiarze Matuszewski znaczył znacznie więcej niż wynikałoby to z pełnionych funkcji. Rozczarowany nieco wojskiem i służbą w Oddziale II, trafił do MSZ, gdzie kierował ważnym Departamentem Administracyjnym, a później został Posłem RP na Węgrzech. Nie były to jednak stanowiska na jego miarę i potencjał. Także kierowanie Ministerstwem Skarbu w latach 1929-1931 nie dawało okazji do rozwinięcia swoich talentów ze względu na liberalne poglądy ekonomiczne i konflikt z etatystami pokroju Eugeniusza Kwiatkowskiego.
Był, używając metafory Wacława Zbyszewskiego, niczym „nabój niewystrzelony" lub „pocisk, który nie wybuchł", bo widział jakby więcej niż inni. Rachował, liczył, wyliczał i porównywał potencjały, dochodząc do wniosków bardzo niepopularnych, uznając, że Polski ekonomicznie i militarnie nie stać na wojnę i należy się skupić na pomnażaniu kapitału, budowie potencjału gospodarczego i wojskowego. Po śmierci Marszałka został ostatecznie odsunięty. Szukał dla siebie miejsca wśród konserwatystów wileńskich i krakowskich, przewidując z czasem klęskę. Przegrał jak wielu pesymistów wieńczących nam porażkę...
Książkę „O Polskę całą, wielką i wolną” będzie można zamówić na stronie IPN: https://ipn.gov.pl/pl/publikacje/ksiazki !
P.Cz.: Jednym z najciekawszych wątków w życiorysie Ignacego Matuszewskiego jest ewakuacja ogromnego ładunku złota Banku Polskiego we wrześniu 1939 roku. W jaki sposób się to udało?
S.C.: Matuszewski znalazł się w tej historii przypadkiem. Jego przyjaciel – mjr. Henryk Floyar-Rajchman otrzymał zadanie ewakuacji polskiego skarbu 9 września 1939 r. To Rajchman zadecydował w zasadzie – przy wsparciu płk. Adama Koca – że Matuszewski ewakuował będzie złoto Banku Polskiego od momentu przekroczenia granicy polsko-rumuńskiej. Ta opowieść jest po prostu nieprawdopodobna, bo przez Rumunię, potem drogą morską do Turcji, znów lądem z Turcji przez Syrię do Libanu, i znów przez morze, Matuszewski zdołał przywieźć do Francji blisko 80 ton złota! Ujawniły się wówczas jego wszystkie talenty dyplomatyczne, organizacyjne i wojskowe, które pozwoliły mu uratować polski skarb mimo zapędów Niemców i Sowietów, niechęci Rumunów i Turków oraz kombinacji Francuzów.
P.Cz.: Matuszewski doceniany był za swój zmysł polityczny. Które z jego przewidywań okazywały się po latach szczególnie trafne?
S.C.: Myślę, że w sferze analitycznej cechowała go przede wszystkim trzeźwość oceny, realizm, logiczność wywodu, opieranie się na danych statystycznych i dostrzeganie znaczenia geopolityki (geografii politycznej) w polityce mocarstw. Ta szkoła politycznego myślenia – a nie emocje i instynkty – powinna być dla nas najważniejsza. Nikt i nic nie zapewni nam niepodległości, jeśli sami o nią nie zadbamy. Oczywiście uważał, że pod tym adresem geopolitycznym Polska obronić się sama nie może i musi mieć sojuszników, ale wiary w dobrą wolę naszych sprzymierzeńców nie przedkładał ponad własny potencjał militarny i skuteczną grę dyplomatyczną. Zresztą opisałem we wprowadzeniu do „Pism wybranych" jaką cenę płacił Matuszewski za taką postawę. Dla wielu będzie to niemałe zaskoczenie, kiedy przeczytają w jaki sposób i jakimi metodami z Matuszewskim walczyli Amerykanie wykorzystując służby specjalne, a nawet sowiecką agenturę.
P.Cz.: Czego ta postać może nas nauczyć?
S.C.: Zaprzyjaźniony z nim wielki poeta Jan Lechoń napisał po śmierci Ignacego Matuszewskiego, że z jego „odwagi myśli, z jego pism" płynie nauka „jak patrzeć jasno, daleko, jak nie poddawać się ani złudzeniom fantazji, ani podszeptom własnej wygody, ani kuszeniom obcych". I właśnie to, uwzględniając wszystkie zmienne geopolityczne, powinno się stać jego najważniejszym przesłaniem dla nas.