Howard E. Wasdin, Stephen Templin – „Snajper. Opowieść komandosa Seal Team Six” – recenzja i ocena
Siły specjalne to wysoce wyspecjalizowane oddziały, składające się z najlepszych żołnierzy, jakimi dysponuje dany kraj. Informacje o ich działalności rzadko przedostają się do opinii publicznej, dlatego też każda książka napisana przez członka jednej z tych jednostek zasługuje na szczególną uwagę.
2 maja 2011 roku świat obiegła wiadomość o zabiciu przez amerykańskich komandosów Osamy Bin Ladena. Była to jedna z najbardziej nagłośnionych przez media operacji w historii. Jednym z jej efektów był gwałtowny wzrost zainteresowania siłami specjalnymi USA na świecie, a co za tym idzie – także wszelką literaturą na ten temat. „Snajper” to jedna z książek, która może zaspokoić głód wiedzy o elitarnych jednostkach amerykańskich.
Przed lekturą
Całość liczy sobie 424 strony. Na 16 nienumerowanych stronach zamieszczono 40 czarno-białych zdjęć, pochodzących z zasobów prasowych, wojskowych i archiwum prywatnego. Różnią się one między sobą rozmiarem i tematyką, ale wszystkie są dobrej jakości. Najważniejsza część, czyli wspomnienia Howard E. Wasdina, zajmuje 384 strony.
Autor służył w wojsku od 1983 roku. Wstąpił do marynarki wojennej, by zostać ratownikiem morskim, potem dostał się do SEAL, a następnie do elitarnego Team Six. Podczas bitwy w Mogadiszu w 1993 roku (znanej szerszej publiczności z filmu „Helikopter w ogniu”) pocisk z AK-47 nieomal urwał mu prawą stopę, łamiąc piszczel. Otrzymał także postrzał w lewą kostkę. Po okresie rekonwalescencji i wypełniania lżejszych zadań odszedł z wojska (przed 1996 rokiem), nie mogąc spełnić wysokich wymagań stawianych członkom SEAL. Przez pewien czas zajmował się ochroną, pracował w policji, a także sprzedawał samochody. Później przeszedł duchową i zawodową przemianę, stając się chiropraktykiem. Swoje wspomnienia spisał za namową Stephena Templina, wykładowcy Meio University.
Jak widać z powyższego opisu, Wasdin nie mógł mieć nic wspólnego z akcją zabicia Bin Ladena, a ostatni raz brał udział w ćwiczeniach SEAL 15 lat temu. Samej akcji poświęcono co prawda aż 8 z 9 stron przedmowy, jest to jednak opis powstały na podstawie informacji prasowych. Reklamowanie tej książki nazwiskiem Bin Ladena jest więc trochę nie na miejscu, bo sam Wasdin nic na ten temat powiedzieć nie może, a przez 15 lat wyposażenie i metody działania oddziału, w którym służył, uległy zapewne dużym zmianom. Czytelnik powinien także pamiętać o tym, że członkom sił specjalnych nie wolno, z oczywistych powodów, ujawniać pewnych informacji. Autor napisał to bardzo jasno: „Niektóre nazwiska, miejsca, daty i elementy taktyki zostały zmienione lub pominięte, aby chronić komandosów i ich misje”.
Droga wojownika
Wasdin w swej książce skupił się przede wszystkim na sobie i swoim najbliższym otoczeniu. Kiedy tylko może, jest bezpośredni i nie unika opisywania dość szokujących sytuacji. Członkowie SEAL uczyli się skutecznego i szybkiego opatrywania ran na kozach (do których instruktorzy strzelali lub ranili je nożami), a zwalczanie ruchomych celów doskonalili na australijskich kangurach, pędząc samochodami przez bezdroża. Sztukę przetrwania poznawali współpracując z zaprzyjaźnionymi jednostkami specjalnymi na całym świecie. W walce, jeśli sytuacja tego wymagała, Wasdin kierował broń w kierunku amerykańskich Rangersów, by zmusić ich do wykonywania jego poleceń lub strzelał do nieuzbrojonych kobiet. Strzelanie do kobiet (zasłaniających sobą mężczyzn strzelających z AK-47) skomentował krótko: „Lepiej stać przed sądem, niż leżeć w trumnie”. Nic nie wiadomo mi o tym, by postawiono mu jakiekolwiek zarzuty.
Autor nie zamienił się jednak w bezmyślnego robota, cały czas pozostając człowiekiem, wykonującym swą morderczą pracę z entuzjazmem i pełnym zaangażowaniem. Mówiąc krótko – on po prostu kochał to, co robił. Sam wyraził się dość jasno: „Jeśli nigdy nie leżeliście w kałuży przebrani w przesiąknięty wilgocią ghillie suit, w bębniącym deszczu i przy wyjącym wietrze, starając się przez cały czas nie odrywać oka od lunety i próbując wykonać zadanie, ominęło was to, co w życiu najlepsze”. Ze służby odszedł na własne życzenie, ale tylko dlatego, że po odniesieniu ciężkiej rany w Mogadiszu nie był już tak sprawny jak kiedyś. Proponowano mu objęcie dowolnego wybranego przez niego stanowiska instruktorskiego, jednak odmówił. Czuł, że nie mógłby wymagać od swych podwładnych tego, czego sam już nie mógł zrobić. Wojsko było jego pasją, której oddał się bezgranicznie, poświęcając nawet swoje życie rodzinne. Z taką samą werwą napisał swą książkę. Proces szkolenia opisał najdokładniej, jak tylko mógł, nie stroniąc też od podawania różnego rodzaju anegdotek czy opowieści z kręgów żołnierzy SEAL, co bardzo ubarwia narrację. Szczególnie ciekawy jest opis operacji w Mogadiszu, bardzo dynamiczny i odmienny od tego, co można wywnioskować na podstawie filmu „Helikopter w ogniu”. Jest on kulminacyjnym momentem książki i chyba jej największą zaletą.
Varia
„Snajper” to ciekawa i wciągająca lektura, nie wolna jednak od pewnych drobnych zgrzytów. Autor ma interesującą manierę wymieniania producenta każdego elementu swojego wyposażenia, od broni, przez zegarki, aż po bieliznę. Być może ma to związek z zamieszczonym na końcu książki apelem o wpłaty na Fundację Żołnierzy Operacji Specjalnych, jednak w książce brak jest wzmianki o podpisywaniu umów z wytwórcami zegarków czy butów. Rekonstruktorów i miłośników zabaw ASG taka szczegółowość niewątpliwie ucieszy, jest to jednak rzecz dość specyficzna.
Tłumacze tej książki spisali się dobrze, choć trzeba przyznać, że nie uniknęli błędów. Największe zakłopotanie budzi chyba przetłumaczenie terminu „amunicja match grade”, amunicji produkowanej według wyższych norm i starannie selekcjonowanej do strzelań precyzyjnych, jako „nabojów zapałczanych”. Jest to jednak jedyne większe potknięcie w tłumaczeniu, a całość książki czyta się naprawdę bardzo przyjemnie.
Podsumowanie
„Snajper” to opowieść o człowieku, który wyrastał w trudnych warunkach i całe życie stawiał przed sobą trudne zadania, które realizował z pełnym poświęceniem. W swej pracy stara się on być uczciwym wobec czytelnika, nie wybielając swojej postac,i ani nie stawiając siebie na pierwszym planie wszystkich wydarzeń. „Snajper” to książka napisana dla zwykłych ludzi przez zwykłego człowieka, który miał po prostu wyjątkowo specyficzne hobby, które bardzo kochał. To dobra lektura i z czystym sumieniem polecam ją wszystkim miłośnikom tego typu tematyki.
Redakcja: Michał Przeperski
Korekta: Mateusz Witkowski