Hitler, Stalin i kobiety

opublikowano: 2017-07-02, 15:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Józef Stalin i Adolf Hitler to para najgorszych zbrodniarzy nowoczesności. O czym rozmawialiby, gdyby mogli się spotkać?
reklama
(Józef Stalin w mundurze marszałka ZSRR (fot. z 1943 r. lub późniejsza)) Józef Stalin w mundurze marszałka ZSRR (fot. z 1943 r. lub późniejsza)

Tuż po trzecim dzwonku w wypełnionym szczelnie Auditorium Minimum pogasły nagle wszystkie światła. Kiedy po kilku sekundach zabłysły ponownie, przed nierozsuniętą jeszcze kurtyną stał Lucyfer obejmujący w pasie postawną pszennowłosą blondynkę. Oboje uśmiechnięci jak do fotografii.

– Nie będę państwa dręczył zagadką, kim jest towarzysząca mi istota – odezwał się Lucyfer, ale …

– Lubow Orłowa! – przerwał mu spiesznie Kliment Woroszyłow, unosząc dłoń niczym szkolny prymus. – Radziecka Marlena Dietrich.

– Dostrzegam podobieństwo, towarzyszu marszałku, ale strzał nie jest celny. To…

– Narzeczona! – poderwał się radośnie z fotela Himmler. – Gospodarz się wreszcie żeni! I w dodatku z klasyczną Aryjką.

– Gdyby do tego doszło, musiałoby to być białe małżeństwo. Czyżby pan, syn katolickiego nauczyciela, nie wiedział, że aniołowie nie mają płci? Mimo że na malowidłach mają słodkie twarzyczki o rysach kobiecych. I na przekór temu, że archaniołowie noszą imiona męskie. To właśnie jeden z nich, niejaki Michał, osobiście strącił mnie z niebios, gdzie siedząc po lewicy Pana, zaczynałem karierę jako dobrze zapowiadający się anioł.

– Można wiedzieć, za co ta kara? – zaciekawił się doktor Mengele.

– Za to, że wyraziłem sprzeciw wobec projektu stworzenia kobiety numer jeden, to jest Ewy. Wszyscy wiemy, co z tego wynikło. Na szczęście również diabły cieszą się bezpłciowością, co bardzo im ułatwia pracę.

– Wobec tego kim jest ta landrynka obok Gospodarza? – spytał kwaśno Woroszyłow, pobrzękując nerwowo medalami. – I w jakim charakterze się tu znalazła?

Adolf Hitler w początku lat dwudziestych

– Powiedzmy, że w charakterze maskotki, a także mojej asystentki, która będzie mi służyła pomocą, gdy zajdzie taka potrzeba. A kim jest? Od razu chciałem ją państwu przedstawić, ale mi przerywano. Otóż jest ona jedną z mych podkomendnych, moich, że tak powiem, oficerów. W odróżnieniu od szarej rzeszy diablich szeregowców potrafią się oni dowolnie wcielać w kobiety lub mężczyzn i to wyposażeni we wszelkie cechy danej płci. W postaci żeńskiej są to tak zwane sukuby od łacińskiego słowa succubus, ale każda ma imię własne, zwykle o brzmieniu roślinnym lub owocowym. I jedną z nich właśnie zaprosiłem na dzisiejsze spotkanie. To moja ulubienica. Nazywa się Cytrynka. Panuje opinia, że dość powabnie wypełnia spory kawałek przestrzeni.

reklama

– A wypełnia tym wcielaniem się jakieś zadania?! – zawołał ledwie widoczny na fotelu w trzecim rzędzie chuderlawy gnom w niebieskiej kurtce mundurowej upstrzonej złocistymi gwiazdami.

–. Naturalnie, że tak. Cytrynce oraz jej koleżankom powierzamy przede wszystkim misje, które określamy mianem romantycznych, choć ich cel jest w założeniu przyziemny. Mianowicie uwodzą mężczyzn w celu pozyskania ich nasienia, którym następnie już jako inkuby – czyli diabły w postaci męskiej – zapładniają kobiety, dzięki czemu na świat przychodzi tak zwany piekielny pomiot. One też pod osłoną nocy obcują cieleśnie z kobietami, które zmieniają się w wiedźmy oraz fruwające na miotle czarownice. Ale niekiedy sukuby otrzymują też inne zlecenia.

– Na przykład jakie? – niecierpliwie spytał ten sam pokurczowaty osobnik.

– Wyjaśnię to na waszym przykładzie, komisarzu ludowy Jeżow, bo to przecież wy, o ile dobrze dostrzegam. W swoim czasie Politbiuro wysłało was kosztem trzech tysięcy rubli w złocie na leczenie do znanej wiedeńskiej kliniki doktora Karla von Noordena. Przyłapano tam was Nikołaju Iwanowiczu w objęciach pielęgniarki, której urokowi nie potrafiliście się oprzeć. A była to właśnie nasza sukuba o imieniu Agawa. Niby drobiazg, ale jednak haczyk, który trafił do akt i czekał, aż się przyda. To się fachowo nazywało…Zaraz, niech sobie przypomnę …

Kompromat – podpowiedział prędko Beria.

– Otóż to. Kompromitujący materialik. Posłużył kilka lat później do wrobienia was w zdradę i szpiegostwo, gdy już jako szef NKWD wypadliście beznadziejnie z łask. Potem już była tylko piwnica na Łubiance i kula w potylicę. Na pocieszenie powiem, że Jeżewiczka, jak go czule przez pewien czas nazywał towarzysz Stalin, nie jest tu bynajmniej wyjątkiem. Wielu z obecnych w tej sali dżentelmenów również zażywało potajemnych rozkoszy w ramionach naszych agentek. Choćby maestro ulicznego kidnaperstwa młodych dziewcząt komisarz Beria. A także nieobecny przejściowo minister Goebbels. Dwaj modelowi seksoholicy. Zastanawiające, że wszyscy dawali się nabrać, choć ogólnie wiadomo, że kobiety są zdradzieckie, kłamliwe, zaborcze i obłudne. Erazm z Rotterdamu radzi, by nie wierzyć kobiecie, nawet jak umrze, bo może udawać. Są to również istoty niesamowicie próżne, co mnie osobiście najbardziej zdumiewa. Wyobraźcie sobie, moi drodzy, że niektóre rezygnują z samobójstwa tylko z obawy, że po utonięciu, otruciu albo powieszeniu się będą wyglądać nieestetycznie. Wyznam, że naturalny w moim szczególnym przypadku przyrodzony brak potrzeby obcowania z kobietą jest dla mnie źródłem nieustannego zadowolenia. Jednakże obaj bohaterowie naszego podwieczorku niewątpliwie odczuwali tę potrzebę, tyle że każdy na swój sposób, i spodziewam się, że nie poskąpią nam szczerości w opisie swoich podobnych i odmiennych doświadczeń na tym polu. Są już na miejscu, czekają w gotowości. Kurtyna, proszę!

reklama
Stalin, Woroszyłow i Mołotow nad kanałem Moskwa-Wołga, 22 kwietnia 1937 roku. Z oryginalnej fotografii (góra) wyretuszowano Nikołaja Jeżowa, szefa NKWD i jednego z głównych wykonawców czystki, który w 1940 roku sam został zamordowany (domena publiczna).

Kiedy ucichły powitalne oklaski, Stalin pomachał publiczności z dobrotliwym uśmieszkiem, Hitler wykonał swój niezbyt regulaminowy Handschlag z dłonią do tylu i ugiętym łokciem, po czym obaj zasiedli naprzeciw siebie w fotelach klubowych.

– Wszystko słyszeliśmy, Lucyfku, coś tu opowiadał przeciwko płci, zwanej piękną – odezwał się Stalin – i obaj z Adim bardzo ci współczujemy. Jest ci bowiem nieznana niezwykle intensywna przyjemność, jaką my, mężczyźni z krwi i kości, czerpiemy z tego niezwykłego źródła, jakim jest kobiecość.

– Przyjemność ta – wtrącił Hitler – ma wszelkie znamiona tego, co nazywamy rozkoszą.

– Owszem – przytaknął Stalin – chociaż ja do rozkoszy maksymalnej zaliczam nieco odmienne uczucie.

– Tak? A jakież to? – zainteresował się Hitler.

– Radość po zmiażdżeniu wroga. Gdy nasycony zemstą, wypijam kielich gruzińskiego wina i kładę się spać. Wiesz, Adolku, kiedy najmocniej, tak do szpiku kości, doznałem tego uczucia? Powiem ci, ale przyrzeknij, że nie będziesz się boczył.

– Przyrzekam. Z ciekawości.

Tekst jest fragmentem książki Jerzego Chociłowskiego „Podwieczorki u Lucyfera. Szczere do bólu rozmowy Stalina z Hitlerem”:

Jerzy Chociłowski
„Podwieczorki u Lucyfera. Szczere do bólu rozmowy Stalina z Hitlerem”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda
Liczba stron:
Ok 215
Format:
140 x 205 mm

– Wtedy, gdy dostałem wiadomość, że cię moi krasnoarmiejcy znaleźli z dziurą w głowie i mocno zwęglonego w dole po pocisku koło twego bunkra w Berlinie.

– No, wiesz…

Józef Stalin (aut. Izaak Brodski, domena publiczna).

– Wiem, to niedelikatne, ale chciałeś wiedzieć. Ale do rzeczy. Faktem jest, że obaj lubiliśmy damskie towarzystwo, więcej – kobietki były nam właściwie niezbędne. Bez nich bylibyśmy niekompletni. Gdyby nie one, to te wszystkie nasze biografie, które płodzą bez przerwy rozmaici pismacy, byłyby nudne jak flaki z olejem.

reklama

– To prawda, ale pamiętaj, że i kłopotów mieliśmy przez nasze panie co niemiara. Bolesnych, ba – tragicznych nawet. Jak sobie niektóre rzeczy przypomnę, to dostaję gęsiej skórki i muszę brać na przeczyszczenie.

– Daj spokój, Adi. Po prostu zanadto dajesz się ponosić emocjom. Uważam, że świetnie sobie radziłeś. Przecież byłeś bożyszczem niemieckich kobiet. Dostawałeś od nich poduszki z twoim wyhaftowanym obliczem i napisem Ich Liebe Się ! Kocham Pana! Podczas porodu wrzeszczały Heil Hitler ! Moczyły się w czasie twoich przemówień.

– Ale wiesz, ja na początku panicznie bałem się kobiet. Wydawały mi się takie odmienne. Jak dziwne egzotyczne zwierzątka, które oglądamy w zoo. Pociągały mnie, lecz minęło sporo czasu, zanim się oswoiłem z ich innością. Najbardziej lubiłem te zwyczajne, bez wielkich pretensji. Wesołe i pogodne. Umiały mnie słuchać.

– I miałeś stuprocentową rację. Kobieta potrzebna nie musi wcale być inteligentna. Wolter mówił niegłupio, że kobieta głupia to dar niebios. Na przykład Krupska była obrzydliwie inteligentna. Nie znosiłem babsztyla. Nie ma nic gorszego niż te edukowane wymądruchy.

– Z ust mi to wyjmujesz, Józefie. Weź na przykład nasze matki. Proste kobiety z ludu. Poczciwe, robotne, zaradne. Bez wykształcenia. Nie wiedziały, co to za jeden Szekspir albo Mozart. A wydały na świat ciebie i mnie. Wielkich ludzi.

– Ale wokół ciebie, Adi, zawsze był harem bab. I to ze wszystkich sfer. A ty przymilałeś się do nich niczym pudel, lizałeś je po łapkach, zawsze szarmancki, w lansadach, słodkie słówka, przewracanie oczami, miła staroświecka adoracja, ale piórka kogucio nastroszone. Powiedz, czyś ty konkretniej konsumował te zaloty, bo różne o tym krążyły pogłoski.

Adolf Hitler z członkami NSDAP, początek lat trzydziestych (Bundesarchiv, Bild 119-0289 / nieznany / CC-BY-SA 3.0)

– Jakiego rodzaju?

– Podobne do tych, które puszczał w obieg twój stary kumpel, szef SA Röhm, nawiasem muszę przyznać że bardzo sprytnie udało ci się go posłać do grobu. Twierdził on, żeś się tylko lubił gapić na cycaste i dupiaste kobitki, śliniąc się przy tym i puszczając w ruch kołowrót wyobraźni. Napomykał też, że miałeś tylko jedno jądro.

reklama

– To są wierutne brednie, Józefie. Żałuję teraz, że ten pedał skonał lżejszą śmiercią niż powinien. Nie dopatrzyłem tego. A co do jądra, to przysuń się trochę, a powiem ci coś, ale w zaufaniu.

– Mów, kochany Adolfie, i uważaj, że rzucasz kamień w studnię.

Hitler wstaje, nachyla się nad Stalinem i osłaniając dłonią usta, szepcze mu kilka słów do ucha.

Stalin kiwa ze zrozumieniem głową i zwracając się z uśmiechem do widowni, głośno oświadcza:

– Powiedział mi, że ma oba, tylko jedno jest znacznie mniejsze.

– Przecież… –

– Ani słowa, Adolku. Po prostu zamknij się – uciął Stalin. – Zapomniałeś, jak udając przyjaciela, zbójecko na mnie napadłeś? A ja ci do końca wierzyłem. Okazałeś się wiarołomną kanalią. I dodam…

– Przepraszam, że się wtrącam – wpadł mu w słowo Lucyfer – ale zachodzi groźba odejścia od tematu. Wróćmy do niego pytaniem, które pragnie wam zadać Cytrynka. Od dawna kręci niecierpliwie kuperkiem.

– O co chciałaś zapytać, dziecinko? – spytał przymilnie Hitler.

– Chciałabym wiedzieć, czy panowie byli kiedyś zakochani? Tak prawdziwie! Bez reszty. Po same uszy!

– Och, co do mnie, to tak – odrzekł Hitler bez namysłu, jak gdyby jego pamięć czekała na to pytanie w czujnej gotowości. – Chodziłem wtedy jeszcze do gimnazjum w Linzu. Miałem szesnaście lat, chyba tyle samo co ona. Nazywała się Stefania. Blondynka, niebieskie oczy, wygląd szlachetny, prawdziwie germański. Śledziłem ją z oddali, gdy spacerowała z matką po parku.

– Z oddali? Nie zbliżał się pan do niej?

– Nie miałem odwagi, Cytrynko. Wyznawałem jej miłość spojrzeniami. Mówiłem, że pragnę ją porwać, i byłem przekonany, że ona czyta w moich myślach. Pisałem też wiersze opisujące, co się dzieje w moim sercu. Raz ośmieliłem się wręczyć jej kwiatek. W milczeniu, oczywiście.

– I do końca była to miłość tylko platoniczna?

– Najzupełniej. Nie zamieniłem z nią słowa. Ale przed wyjazdem do Wiednia napisałem do niej list, w którym oświadczyłem, że chcę ją poślubić.

– I co ona to?

– Nic, bo się nie podpisałem. Nigdy więcej jej nie widziałem, ale ciągle o niej marzyłem. Była zawsze obecna w moich snach. Czuła i dobra.

reklama

– Jakiś filozof powiedział, że najmilsze są kobiety nieznajome mężczyznom osobiście. – Lucyfer zachichotał. – I coś w tym jest. Ale podobno potem w Wiedniu udało ci się pokonać tę przykrą nieśmiałość wobec płci przeciwnej. Pomagał ci w tych wysiłkach August Kubitzek, twój przyjaciel z czasu młodości.

Adolf Hitler, 1937 (Bundesarchiv, Bild 183-S33882 / CC-BY-SA)

– Zgadza się. We dwóch zawsze raźniej. Łaziliśmy często do Akademii Sztuk przyglądać się modelkom pozującym do aktów. Z niektórymi wdawałem się w krótkie rozmowy. Wcale nie krępowały się swoją nagością, a mnie w tej sytuacji robiło się bardzo przyjemnie. Kręciło mi się czasem w głowie i raz nawet zemdlałem. Gdy się ocknąłem, zobaczyłem, że nachyla się nade mną modelka, z którą dopiero co gawędziłem, a jej gołe piersi dyndają mi nad nosem jak dwie nabrzmiałe sokiem pomarańcze.

– I znowu, biedaku, zemdlałeś? –spytał współczująco Stalin.

– Gorzej. Nastąpiła eksplozja rujnująca moje jasne wyjściowe spodnie. O mało nie skonałem ze wstydu.

– Kubitzek już po twojej śmierci pisał, że składaliście też często wizyty w burdelach? – zauważył Lucyfer.

– A i owszem. Chociaż okropnie bałem się syfilisu.

– Ale w Mein Kampf napisałeś, że prostytucja to obraza społeczeństwa. I ubolewałeś ze smutkiem, że wielu młodych ludzi słabych na duszy i ciele przeżywa swój pierwszy raz z miastową dziwką. Czy to przypis do autoportretu?

– Poniekąd. W dodatku to była Żydówka. Nazywała się Klara. Tak samo jak moja matka.

– Żydówka? – żachnął się Stalin. – A to dopiero. Zhańbiłeś się rasowo?

– Wtedy jeszcze tak tego nie odbierałem. Ale już czułem, że seks to akt nieczysty i wobec tego najlepiej uprawiać go z kobietami nieczystej rasy.

– A jaka była ta Klara? Odrażająca? – zaciekawiła się Cytrynka.

– Niestety, wprost przeciwnie. Bardzo sympatyczna. Matczyna, powiedziałbym. Pulchna, uda i ramiona mięciutkie, białe jak twaróg, Urocze malinowe pończochy z falbankami. Nie musiałem nic robić. Położyłem się tylko na wznak, a ona dosiadła mnie jak woltyżerka. Po wszystkim pocałowała mnie w czoło, pogłaskała po głowie i pomogła mi się ubrać, a nawet zawiązała sznurowadła, bo mi się trzęsły ręce.

Tekst jest fragmentem książki Jerzego Chociłowskiego „Podwieczorki u Lucyfera. Szczere do bólu rozmowy Stalina z Hitlerem”:

Jerzy Chociłowski
„Podwieczorki u Lucyfera. Szczere do bólu rozmowy Stalina z Hitlerem”
cena:
39,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Okładka:
twarda
Liczba stron:
Ok 215
Format:
140 x 205 mm
reklama
Komentarze
o autorze
Jerzy Chociłowski
Absolwent Wydziału Prawa UW, dziennikarz, publicysta, tłumacz (m.in. „Wyznania chińskiej kurtyzany”, „Kwiaty śliwy w złotym wazonie”), autor reportaży (m.in. „Okruchy Azji”).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone