Hitler, Stalin i dwa polskie plemiona
Paweł Czechowski: W Twojej książce Hitler i Stalin po latach przebywania w ukryciu wkraczają do polskiej polityki. Skąd wzięła się ta niezwykle abstrakcyjna koncepcja? Dlaczego oni, a nie np. współcześni politycy zostali głównymi „bohaterami”?
Jakub Kuza: Otacza nas tak absurdalna, tragikomiczna rzeczywistość, że chcąc pokazać polską historię i politykę w krzywym zwierciadle, stworzyć z obecnej farsy politycznej farsę literacką, trzeba sięgnąć po „ostateczne środki” – po tak skrajnie prowokujące postacie historyczne jaki Hitler czy Stalin.
P.Cz.: Czy analizowałeś w jakiś sposób osoby obu dyktatorów, by uwiarygodnić ich w „Bitwie...”?
J.K.: Moja książka nie miała być jakimś pogłębionym studium psychologicznym tych postaci, natomiast interesuję się bardzo historią XX wieku i mam nadzieję, że udało mi się oddać psychopatyczne cechy osobowości Hitlera i Stalina.
P.Cz.: Choć obaj tyrani od dawna funkcjonują w kulturze popularnej także w sposób prześmiewczy, to jednak mają na sumieniu śmierć dziesiątek milionów ludzi. Koncept wydaje mi się więc dosyć delikatny. Nie obawiałeś się, że w którymś momencie, w którymś żarcie, przekroczysz granicę zbyt mocno?
J.K.: Oczywiście mam pewne obawy jaki będzie odbiór książki. Z relacji czytelników, którzy już mieli okazję się z nią zapoznać, wiem, że jest odbierana jako zabawna, ale liczę się z tym, że nie wszyscy podzielą moje poczucie humoru. Obaj główni „bohaterowie” mojej książki z pewnością nie są ukazani jako pozytywne czy sympatyczne postacie. Posługują się możliwościami, jakie stwarzają im nowe czasy, natomiast ich patologiczny sposób myślenia i totalitarne poglądy są takie same jak w XX wieku. Jeśli obaj zostali umieszczeni w pewnym umownym, purnonsensowym kontekście, to wynika to z obłędu obecnej sytuacji politycznej w Polsce. Z całą pewnością nie chodziło mi o wybielenie obu dyktatorów, to raczej apel do naszej klasy politycznej o opamiętanie się i powściągniecie wzajemnej nienawiści, którą te dwie postacie symbolizują.
P.Cz.: Jest taki fragment w książce, w którym Hitler stwierdza, że doszedł do władzy dzięki demokratycznym wyborom, podczas gdy w owym czasie Polska krajem demokratycznym nie była. Sądzisz, że obecna demokracja posiada jakieś „systemowe luki”, które mogą wykorzystać politycy skrajni?
J.K.: Mam nadzieję, że nie. Jestem raczej daleki od kategorycznych stwierdzeń, że mamy już w Polsce dyktaturę albo realnych obaw o sfałszowanie wyborów. Ale gdy obserwujemy niekonstytucyjne zakusy partii rządzącej wobec wymiaru sprawiedliwości, propozycje zmian w systemie wyborczym albo manipulowanie okręgami wyborczymi, to możemy mieć uzasadnione i bardzo poważne wątpliwości, czy to wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Oprócz ustroju państwa i regulacji prawnych jeszcze bardziej istotny jest jednak klimat panujący w naszym kraju. Jesteśmy skrajnie podzieleni, na dwa nienawidzące się plemiona i powoli zaczyna do nas trafiać wyłącznie skrajna argumentacja – wszyscy co „my” to dobro, wszystko co „oni” to najgorsze zło. Taka sytuacja, jak uczy historia, wielokrotnie otwierała furtkę dla radykałów i sytuacji w której nie ma już rozsądnych opcji do wyboru, pozostają dwie zbrodnicze skrajności – uosobione w mojej książce jako Hitler i Stalin.
P.Cz.: W „Bitwie o Polskę 2020” w sposób karykaturalny zostali przedstawieni również obecni polscy politycy. Po głowie dostało się mocno chyba wszystkim.
J.K.: Obrywa jako grupa cała polska klasa polityczna, bo, moim zdaniem wszyscy są współodpowiedzialni za to, w jakim chorym kraju teraz żyjemy – o to, kto zawinił najwięcej, możemy się oczywiście spierać. Nasze społeczeństwo jest nie tylko totalnie spolaryzowane – wokół polityki narosła też atmosfera niespotykanego dotąd zniechęcenia, znienawidzenia wręcz. To temat, którego przy rodzinnych stołach zaczęto unikać, by nie wszczynać kłótni. Ludzie wyrzucają się ze znajomych na Facebooku ze względu na poglądy polityczne. Zainteresowanie udziałem w wyborach cały czas spada. A wszystko to jest wynikiem procesu, który trwał latami i który był widocznie na rękę obu głównym siłom politycznym.
P.Cz.: Kolejnym wątkiem z książki, który mi zapadł w pamięć, było wzajemne przekrzykiwanie się dyktatorów na temat Powstania Warszawskiego. Hitler zapytany o taką kwestię atakuje Stalina i stwierdza, że ten nie przybył do Warszawy z pomocą, Stalin odbija piłeczkę i mówi, że Sowieci nie byli w stanie udzielić polskiej stolicy pomocy, po czym przypuszcza słowny kontratak na oponenta. Czy miało to przedstawiać pewien mechanizm „odwracania kota ogonem” przez polityków?
J.K.: Poglądy występujących w książce Hitlera i Stalina są ich poglądami, w żadnym wypadku nie moimi, co będę przy każdej okazji podkreślał. Argumentacja, jaką stosują w debatach wyborczych wokół tematu Powstania Warszawskiego czy Katynia, jest lustrzanym odbiciem propagandy, jaką karmili Polaków podczas wojny Niemcy i nieco dłużej Sowieci. Natomiast wpisanie tych jednoznacznych, oburzających manipulacji w obecny polski dyskurs polityczny ma pokazać, że dość powszechnie zaakceptowaliśmy w Polsce absolutnie nieakceptowalny poziom dyskusji…
Polecamy książkę Jakuba Kuzy pt. „Bitwa o Polskę 2020”:
P.Cz.: Między nowoczesnym marketingiem politycznym i propagandą istnieje cienka czerwona linia?
J.K.: Nie wiem, czy ktoś to w ogóle jeszcze rozróżnia, nie wiem nawet, czy jest taka cienka czerwona linia między polityczną propagandą, a współczesnym polskim dziennikarstwem i nie mówię tu tylko o wieczornym Dzienniku w Telewizji Polskiej, bo „antyrządowe” media prywatne też biją swoje własne rekordy braku obiektywizmu. Do wyboru mamy jeszcze oczywiście media elektroniczne z tsunami fake newsów i internetowym linczem nad każdym, kto się z nami nie zgadza. Nie jest dobrze.
P.Cz.: Adolf Hitler w „Bitwie...” wspomina w pewnym momencie, że walka polityczna nie zmieniła się zbytnio od czasów Sun Zi czy Machiavellego. Tak jest w istocie?
J.K.: Tu akurat wyjątkowo się zgodzę z „bohaterem” książki – reguły walki o władze, nawiązywania sojuszy, eliminacji przeciwników, zdobywania poklasku tłumu, mają charakter absolutnie uniwersalny. Gdyby Hitler czy Stalin realnie przenieśli się w czasie i trafili do obecnej rzeczywistości, niekoniecznie polskiej, to po krótkim przeszkoleniu w nowych metodach komunikacji naprawdę łatwo wykorzystaliby swoje diabelskie talenty. Co zresztą w mojej książce efektownie czynią.
P.Cz.: Moim zdaniem Hitler czy Stalin wciąż, choć nie wprost, funkcjonują w pewien sposób w polityce. Dosyć często się zdarza, że w politycznych sporach wykorzystywane są wobec przeciwników takie terminy jak „faszysta”, „nazista” czy „komunista”...
J.K.: „Bolszewik”, „zdrajca” i tak dalej. Nastąpiła nieprawdopodobna dewaluacja tych pojęć, słów, które mają przecież olbrzymi ciężar gatunkowy. Teraz to są określenia na porządku dziennym, ba, bez żadnych dowodów można z trybuny sejmowej mówić o „mordercach” i nie ponosić za to żadnej odpowiedzialności – ani prawnej, ani dyscyplinarnej, ani nawet moralnej. Zaakceptowaliśmy sytuację, w której słowa, wyzwiska w polskiej polityce nic już nie znaczą, można mówić wszystko, bez żadnych konsekwencji. To kolejny przykład przesuwania granic i psucia polskiej kultury politycznej, skądinąd zawsze niedomagającej.
P.Cz.: Czy Twoja książka ma być też polityczną odtrutką, oczyszczeniem?
J.K.: Marzę, aby przynajmniej dla jej czytelników tak się stało. To książka, która przede wszystkim ma bawić, trochę oburzać, ale przede wszystkim skłonić do refleksji, że może jednak wciąż jesteśmy jednym narodem i mamy ze sobą raczej więcej, niż mniej wspólnego. Tak trudno nam teraz znaleźć jakikolwiek wspólny mianownik dla wszystkich Polaków, jakiś konsensus, co jest polską racją stanu, co leży we wspólnym interesie. Czy możemy sobie wyobrazić teraz wprowadzenie nowej konstytucji, takiej, która byłaby elementem porozumienia wszystkich głównych sił politycznych? Dotarliśmy do takiego punktu, że jest to absolutnie niewyobrażalne i to nawet mało istotne, czy będzie rządzić ta władza, czy inna. Zniszczono w nas poczucie elementarnej wspólnoty.
P.Cz.: Czy to kwestia obecnej sytuacji? Czy kiedykolwiek w historii jakiegokolwiek narodu miała miejsce taka jednolita zbieżność postaw? Oprócz oczywiście sytuacji zagrożenia.
J.K.: Nawet w III RP mieliśmy przykłady takiego konsensusu większości społeczeństwa i głównych sił politycznych, np. wobec wejścia do NATO, czy nawet akcesu do Unii Europejskiej, choć oczywiście pojawiały się tu również głosy przeciwko. Czy opozycja poparłaby teraz sensowne działania rządu zmierzające do poprawy bezpieczeństwa państwa? Czy rząd w ogóle zaprosiłby opozycję do udziału w takich rozmowach? A jak jest w praktyce? Pojawia tragiczna nowelizacja ustawy o IPN, katastrofa dyplomatyczna rządu, ale co robi w takiej sytuacji polityk zajmujący czołowe europejskie stanowisko – zamiast, mimo wszystko, zaprotestować przeciwko rozlewającej się po świecie, skandalicznej zbitce „polskie obozy śmierci”, wykorzystuje koszmarny błąd rządu do wewnątrzkrajowej walki politycznej. Nawet przy zwykłych projektach ustaw czy uchwał pojawiają się olbrzymie konflikty bez względu na ich treść – istotne jest tylko czy przygotowała je partia rządząca czy opozycja, merytoryczna wartość nowych regulacji prawnych nie ma kompletnie żadnego znaczenia.
P.Cz.: „Obu polskim plemionom. Miłego wyrzynania się nawzajem!” – to dedykacja z Twojej książki.
J.K.: Jeżeli nikt nie zatrzyma tej spirali nienawiści, to naprawdę możemy sobie zgotować powtórkę z naszej tragicznej historii. Nie mówię tu oczywiście o hitleryzmie czy stalinizmie, ale o aktywizacji demagogów i skrajnych populistów, z obu stron sceny politycznej. Wtedy nasza młoda demokracja, budowana tak mozolnie przez ostatnich trzydzieści lat może okazać się czymś realnie zagrożonym.
P.Cz.: Co jeśli przesłanie Twojej książki zostanie wypaczone w odbiorze? Historia przenikająca się z obecną polityką może być mieszanką zbyt wybuchową.
J.K.: Trudno. Liczę się nieprzychylną recepcją wśród tych, dla których własna prawda jest zawsze „najmojsza”. Wierzę, że rozsądni czytelnicy bez partyjnych klapek na oczach, z otwartym poczuciem humoru, dojrzą w tej książce coś więcej, niż tylko prowokację. A przynajmniej będą się dobrze bawić przy lekturze. Bo i co nam zostało? Tylko śmiech przez łzy.