Historyczny przegląd prasy (7–13 listopada 2011)
Tego dnia słońce miało wstać o godz. 7.45. Pewnie wstało, jednak szare chmury zasnuwające niebo i oblepiająca wszystko mżawka sprawiały, że świt z łatwością mógł umknąć uwadze przeciętnego Polaka. [...] Od kiedy poprzedniego dnia „o godz. 7 m. 30 z rana pociągiem pospiesznym z Berlina przyjechał do Warszawy komendant Józef Piłsudski” – jak w specjalnym dodatku donosił „Kurier Warszawski” – Polska nie spała.
Tymi słowami rozpoczął Adam Lada artykuł opublikowany przez „Uważam Rze” (nr 40, 7 listopada 2011) pod tytułem:
Ten szary dzień
Autor przedstawił w nim 11 listopada przez pryzmat relacji zwykłych ludzi, ukazującej się wówczas prasy itd. Hrabia Bogdan Hutten-Czapski wspominał:
W nocy na 11 listopada oddziałki POW – przeważnie studenci, ale i dowborczycy – zaczęli w różnych punktach miasta rozbrajać poszczególnych wojskowych niemieckich. Żołnierze polscy zajęli Belweder, mosty na Wiśle, park samochodowy [...]. Planowo więc rozbrajano Niemców, zajęto niemieckie urzędy, koszary, magazyny, zdobyto w ogromnych ilościach broń, amunicję, materiały, pieniądze i akta”.
Dziś wiemy, że łatwość, z jaką przychodziło peowiakom rozbrajanie Niemców wynikała w znacznej mierze z porozumienia zawartego przez Józefa Piłsudskiego z Radą Żołnierską reprezentującą wojsko II Rzeszy w Warszawie. Łatwość tą tłumaczy również zniechęcenie członków zaborczej armii do dalszej walki i zwykła chęć jak najszybszego powrotu do kraju, w którym szaleć zaczynała rewolucja.
W innych miejscach kraju próby odebrania Niemcom broni lub ich zatrzymania nader często kończyły się rozlewem krwi. Łodzianin Bolesław Fichna relacjonował:
Jedno z najpiękniejszych zadań to zajęcie Dworca Kaliskiego. Na czele specjalnie zorganizowanego plutonu, wśród którego znajdowali się i tramwajarze, stanął Stefan Pudlarz. Miał zaledwie 5 rewolwerów [...], 4 rosyjskie karabiny i 5 sztuk szabel. Pierwsza potyczka rozegrała się przy moście kolejowym. Obustronna wymiana strzałów doprowadziła do kapitulacji 10 uzbrojonych żołnierzy.
Na koniec warto przytoczyć, bodaj najbardziej znane, wspomnienie nacechowane ogromnym wzruszeniem, które świetnie oddaje klimat ówczesnych dni. Jest to relacja – zacytowana również przez Wojciecha Ladę – Jędrzeja Moraczewskiego, który w kilka dni później został premierem RP:
Niepodobna oddać tego upojenia, tego szału radości, jaki ludność polską w tym momencie ogarnął. Po 120 latach prysnęły kordony. Nie ma ich. Wolność! Niepodległość! Zjednoczenie! Własne państwo. Na zawsze. Chaos – to nic. Będzie dobrze. Wszystko będzie.
Powstaje Polska!
W świątecznej „Gazecie Wyborczej” Adam Leszczyński przeprowadził rozmowę z prof. Darią Nałęcz, znawczynią historii dwudziestolecia międzywojennego (Powstaje Polska, będzie wspaniała, „GW”, nr 262, 10-11 listopada 2011).
Znana badaczka zwraca uwagę na fakt wieloetapowości powstawania suwerennego państwa polskiego. Podkreśla, że „odzyskiwanie niepodległości trwało. To nie było tak, że ktoś przyjechał i dał nam klucze”. Nałęcz zwraca uwagę na entuzjazm Polaków, wręcz zachłyśnięcie się – w pozytywnym tego słowa znaczeniu – wolnością, czego przejawem, a zarazem dowodem odpowiedzialności za odzyskane państwo, były pierwsze wybory z 26 stycznia 1919 roku:
Do urn poszło 78% uprawnionych! W styczniu! Mróz, jak diabli, głód potworny, dróg prawie nie ma. Prawie nie ma telefonów. Ci ludzie musieli głodni, czasem bez butów, iść do wyborów. W niektórych okręgach była ponad 90-proc. frekwencja! Jak porówna się to z wyborami z 1989 r., kiedy poszło 62 proc., przy lepszej informacji i nieporównywalnym komforcie życia – to pokazuje, jak bardzo ludzie utożsamiali się z państwem. Nigdy potem nie powtórzyło się to w takiej skali.
Historyk wskazuje również na szczególną rolę polskiej inteligencji w procesie odbudowy Polski. Według niej „inteligencja była jedyną grupą, która nie znajdowała sobie miejsca w państwach zaborczych”. Wspomniana grupa społeczna mierzyła się znacznymi utrudnieniami w zakresie możliwości robienia kariery w państwach zaborczych. Pomimo tego cechowała ją – jak mówi prof. Nałęcz – świadomość własnej wartości.
To inteligenci podnieśli hasło walki o Polskę. Endecy i socjaliści. Byli bardzo aktywni – propagowali lektury i pieśni patriotyczne, zakładali stowarzyszenia. Dbali o rozwój gospodarczy: pisma ludowe czy narodowe miały dużą część poradnikową – co zrobić, żeby lepiej rosło...
Z drugiej strony badaczka zauważa również, że nie można mówić, iż inteligencja była jedyną grupą dążącą do niepodległości. Jako przykład podaje wojnę polsko-bolszewicką – do wojska zgłosiło się wtedy na ochotnika milion osób. Własnego państwa chcieli więc nieomal – z wyjątkiem komunistów rzecz jasna – wszyscy.
Inną kwestią poruszaną w omawianym wywiadzie jest kwestia rozczarowania nowym państwem, które nie do końca okazało się urzeczywistnieniem rozmaitych pragnień i marzeń. Daria Nałęcz mówi jednak, że
trzeba wziąć pod uwagę możliwości tego państwa. Miało bardzo postępowe ustawodawstwo socjalne – z opieką zdrowotną, urlopami. Ale trzeba było mosty odbudować, drogi wybudować, zakupić ziarno na zasiew, odtworzyć fabryki. To był potworny wysiłek.
Zobacz też
- 95 lat temu Niemcy i Austro-Węgry obiecały wskrzesić Polskę;
- W cieniu dwóch postaci... Dyskusja pt. „Wizje niepodległości: Roman Dmowski kontra Józef Piłsudski”;
- Michał Sokolnicki i fenomen odzyskania niepodległości;
- Moralizatorstwo w starym, krakowskim wydaniu, czyli Michał Bobrzyński a spory niepodległościowe;
- Spór o mit założycielski Drugiej Rzeczypospolitej, czyli dlaczego świętujemy 11 listopada?;
- Tradycja piłsudczykowska w micie genezy IV RP (cz. 1, cz. 2).
Redakcja: Roman Sidorski