Historyczny przegląd prasy (18–24 lipca 2011)

opublikowano: 2011-07-26, 23:38
wolna licencja
„Wydaje mi się całkowitym nieporozumieniem, że żyjemy w świecie, w którym na co dzień używamy wszystkich zmysłów, ale przeszłość wyobrażamy sobie bez zapachu” – głosi amerykański badacz Mark Smith. Ten jakże ciekawy temat podnosi na łamach „Rzeczpospolitej” Krzysztof Kowalski.
reklama
Co może nam powiedzieć o przeszłości zapach perfum? (fot. arz)

W artykule o wielce intrygującym tytule Historia poznawana także po zapachu („Rz” z 23-24 lipca, nr 170) autor pisze, że daleko idący rozwój różnych zaawansowanych technologii może pozwolić na poczucie historii nosem. Kowalski twierdzi, że: „przywrócenie zapachom ich kontekstu historycznego nadałoby nowy wymiar wiedzy o dziejach”. W jaki jednak sposób miałoby się to dokonać? Po części odpowiada na to pytanie wspomniany już Mark Smith: „A wszystko to ma znaczenie dla interpretacji historii. Gdy w 1927 roku w perfumach Chanel pojawiły się nuty jaśminu i miedzi, było to odbiciem ówczesnej tendencji do maskulinizacji kobiet. Natomiast współczesne perfumy, w których przeważa nuta słodyczy, oraz wielkie upodobanie do kosmetyków u obu płci świadczy o zniewieścieniu mężczyzn”.

Gdzie jest prawda, a gdzie jest fałsz?

Weekendowe wydanie „Gazety Wyborczej” przynosi ciekawy wywiad z prof. Ewą Domańską (Historyk to nie sędzia”, „GW” z 23-24 lipca, nr 170), powszechnie znanym i cenionym metodologiem historii, historykiem historiografii, naukowcem związanym z poznańskim UAM.

W rozmowie z Adamem Leszczyńskim Domańska stwierdza m.in., że: „Wiedza historyczna nie jest wiedzą, która mówi jednoznacznie: «Tu jest prawda, tu jest fałsz»”. Badaczka tłumaczy taki stan rzeczy różnorodnością historycznych źródeł, które mogą być przecież bardzo różnie interpretowane. Końcowy wynik badań zaprezentowany w naukowej pracy przez jednego historyka może być diametralnie inny od wniosków innego badacza, który pracował na tych samych źródłach, co ten pierwszy. Znana profesor oddziela również „przeszłą rzeczywistość” od faktów, które przyjmowane są w oparciu o analizę materiału źródłowego. Mówi: „Fakty jako twierdzenia o zdarzeniach są negocjowane, są wynikiem konsensusu historyków”.

Profesor mówi również o „modzie” na uprawianie historii innej od tej, która jest, jak się wydaje, najmocniej zakorzeniona w społecznej świadomości, czyli przede wszystkim historii politycznej. Domańska mówi, że „to humanistyka rewindykacyjna, która nie poszukuje prawdy, lecz sprawiedliwości. Jest upolityczniona – jawnie”.

Badaczka twierdzi dalej, że – co sama obserwuje wśród swoich studentów – często zmieniają się nie tyle badawcze zainteresowania, co pryncypia towarzyszące pracy naukowej. Prawdę jako naczelną wartość zastępuje ludzka godność bądź wolność słowa. „Systemy totalitarne stale powoływały się na prawdę, ale prawdą było to, co dominująca władza uznawała za prawdę. Stąd dziś – w hierarchii celów historyka – dla wielu moich studentów ważniejsza jest godność ludzka i szacunek do drugiego człowieka”. Szkoda, że Domańska nie rozwija tego tematu. Mnie trudno sobie bowiem wyobrazić pracę badawczą, u podstaw której nie leży chęć dania odpowiedzi na pytanie „jak i dlaczego tak było oraz co z tego wynika?”. Wydaje się, że dopiero później, już w trakcie pracy, można odkrywać poszczególne elementy badanego procesu dziejowego (niezależnie od tego, czy pod to pojęcie podciągniemy jednostkowe wydarzenie, szerszy szereg wydarzeń, czy też biografię jakiejś postaci), które w badaczu mogą obudzić wrażliwość na wskazane przez Domańską pryncypia. Temat ten wydaje się jednak na tyle obszerny, że zasługuje na osobny artykuł.

reklama

Na koniec warto przytoczyć refleksje amerykańskiego historyka Haydena White’a, które Domańska cytuje w kontekście rozważań na temat samego zawodu historyka, który: „jest wyborem egzystencjalnym, a nie wyborem kariery. Na historyku spoczywa odpowiedzialność nie tylko za produkcję wiedzy o przeszłości. Budując określony obraz przeszłości, historyk daje możliwość projektowania przyszłości”.

„Mundial z esbekiem”

Odchodząc od – dla niektórych być może zbyt abstrakcyjnych – metodologicznych zagadnień, warto zatrzymać się nad tekstem Marka Pyzy opublikowanym na łamach „Uważam Rze” (Mundial z esbekiem, „URz”, nr 24). Autor, opierając się na źródłach znajdujących się w archiwach Instytut Pamięci Narodowej, śledzi oczami SB wyprawę polskiej reprezentacji na mistrzostwa świata w piłce nożnej rozegrane w Meksyku w 1986 roku.

Według raportu SB Zbigniew Boniek miał „negatywny wpływ zarówno na atmosferę wśród zawodników, jak i zapewne na osiągnięty ostateczny rezultat” (fot. Sławek , na licencji Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic)

Jeszcze przed wyjazdem „Orłów” esbecja drobiazgowo rozpracowywała nie tylko piłkarzy powołanych do polskiej kadry, ale również całą ekipę im towarzyszącą (trenerzy, masażyści etc.), a także wszystkich dziennikarzy akredytowanych na turniej. Zespołowi towarzyszył również „tajniak”, dość szybko jednak zdekonspirowany. Oddajmy głos jemu samemu (pisownia oryginalna): „Mimo, iż oficjalnie występowałem jako przedstawiciel GKKFiT [Główny Komitet Kultury Fizycznej i Turystyki – przyp. K. K.], po kilku dniach cała ekipa wiedziała, jaki resort reprezentuję, gdyż byłem jedyną osobą z poza «towarzystwa», które zna się wzajemnie od lat i wśród którego panuje swoisty solidaryzm. Karygodnym jest fakt, że ujawniono moją osobę wobec osób z poza ekipy”.

Na mundialu esbecja nie miała zbyt wiele pracy. Na trybunach nie było powtórki z poprzednich mistrzostw świata (rozgrywanych w Hiszpanii), w czasie których na trybunach pojawiały się transparenty „Solidarności”. Największym sukcesem SB było zarekwirowanie plakietek związku, które miały trafić do członków polskiej ekipy w podarunku od meksykańskiej „S”. Podsumowując mistrzostwa, a przede wszystkim samo grono piłkarzy, towarzyszący im esbek zanotował: „Należy stwierdzić brak pracy ideowo – wychowawczej, co przejawiało się zarówno w codziennych zachowaniu (brak kultury osobistej, palenie papierosów), jak i braku pełnej świadomości, że reprezentują państwo polskie [...]”. Dostało się również Zbigniewowi Bońkowi, o którym czytamy w raporcie, że miał „negatywny wpływ zarówno na atmosferę wśród zawodników, jak i zapewne na osiągnięty ostateczny rezultat”. Zarzucano mu również, że potajemnie „dogadał się” z reprezentantem firmy Adidas, od którego miał otrzymać 30 tysięcy marek w zamian za grę w obuwiu tej firmy na meksykańskich mistrzostwach.

Zobacz też

Redakcja: Roman Sidorski

reklama
Komentarze
o autorze
Krzysztof Kloc
Doktorant w Instytucie Historii Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, gdzie pod okiem prof. Mariusza Wołosa przygotowuje biografie ambasadora Michała Sokolnickiego. Interesuje się dziejami dyplomacji oraz historią polityczną Drugiej Rzeczypospolitej ze szczególnym uwzględnieniem losów obozu piłsudczykowskiego, polityką historyczną Polski Odrodzonej, biografistyką tego okresu, a także dziejami międzywojennego Krakowa.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone