Historyczny przegląd prasy (10–16 października 2011)
Wypływające od wielu lat wciąż coraz to nowe sowieckie dokumenty nt. wprowadzenia stanu wojennego w PRL, kolejne – coraz liczniejsze – wspomnienia, zapiski, etc. sowieckich towarzyszy z tamtego okresu potwierdzają, że Polsce nie groziła jakakolwiek interwencja ZSRS w związku z powstaniem i rozwojem „Solidarności”. Mimo to w obiegu medialnym funkcjonują wciąż tezy przeciwne, wypaczające wizerunek generała Jaruzelskiego i kreujące go w pewnym stopniu na bohatera, który uratował Polskę przed najazdem Armii Czerwonej podobnym do interwencji na Węgrzech z roku 1956 oraz w Czechosłowacji z roku 1968.
W najnowszym numerze „Uważam Rze” ukazało się na ten temat kilka artykułów. Pretekstem do tego okazały się opublikowane niedawno dzienniki Anatolija Czerniajewa, dawnego zastępcy kierownika Wydziału Międzynarodowego KC KPZS, zatytułowane „Swomestnyj izchod. Dnewnik dwóch epoch. 1972-1991”. Ich fragmenty znalazły się w w omawianym numerze, a do ich pełnej treści odnosi się w swym artykule prof. Bogdan Musiał, historyk zajmujący się m.in. dziejami ZSRS („Polacy nie Szwejki”, „Uważam Rze”, 10 października 2011, nr 36). Badacz stwierdza, iż:
z zapisów Czerniejewa wynika, że powstanie „Solidarności” wywołało na Kremlu szok. [...] Wynika z nich jednoznacznie, że z powodów politycznych i gospodarczych wykluczano interwencję militarną w Polsce [...] W Moskwie panowało przekonanie, że interwencja w Polsce doprowadziłaby do rozlewu krwi, co – niezależnie od jej wyników – miałoby katastrofalne skutki dla Związku Sowieckiego.
Niemiecki historyk zwraca uwagę na kluczową rolę czynników gospodarczych w procesie podejmowania przez Kreml jakichkolwiek decyzji. Finanse czerwonego kolosa były w gorzej niż opłakanym stanie; kolejne – po nałożonych w odpowiedzi na interwencję w Afganistanie – sankcje ze strony Zachodu mogły doprowadzić ZSRS do upadku wcześniejszego niż to miało miejsce w rzeczywistości. W owym czasie Moskwa była już praktycznie całkowicie uzależniona od wymiany handlowej z państwami kapitalistycznymi. Musiał podkreśla, że
W tej sytuacji nie pozostawało nic innego, jak wykluczenie interwencji wojskowej w Polsce oraz – w skrajnym przypadku – „pogodzenie” się z kapitalistyczną czy też socjaldemokratyczną Polską [...] Tymczasem Wojciech Jaruzelski oraz jego towarzysze nie pogodzili się z perspektywą utraty władzy i postanowili rozprawić się własnymi siłami z „Solidarnością”.
Stalina mocarstwowa myśl...
Mark Sołonin jest znanym również w Polsce popularyzatorem historii najnowszej. Zajmuje się głównie prostowaniem obowiązujących w sowieckiej historiografii, a często także we współczesnej rosyjskiej świadomości, przekonań na temat dziejów Rosji w XX wieku. Postać Sołonina, a także jego działalność i twórczość jest tematem artykułu Wojciecha Pięciaka opublikowanego w najnowszym „Tygodniku Powszechnym” („Rosyjski patriota oskarża”, „Tygodnik Powszechny”, 12 października 2011, nr 42). Przytoczone w nim zostały główne tezy-kłamstwa, które stara się obalić rosyjski autor:
w latach 1939–1941 ZSRR nie prowadził polityki prowojennej, lecz został wciągnięty do wojny przez Hitlera; 22 czerwca 1941 r. Niemcy uderzyli na nieprzygotowaną armię sowiecką; Wehrmacht rozbił ją i doszedł pod Moskwę, gdyż miał przewagę liczebną, a także więcej czołgów, dział i samolotów; niemiecki sprzęt był lepszy; w 1941 r. Armia Czerwona stawiała Niemcom bohaterski opór; choć władze popełniały błędy, w tej wojnie racje moralne były po stronie ZSRR... I tak dalej.
Jak pisze dziennikarz „TP”, Sołonin dezawuuje wszystkie powyższe tezy, opierając się jedynie na źródłach dostępnych opinii publicznej, na archiwaliach opatrzonych klauzulą „jawne”. Odwołuje się również do wiedzy powszechnej, jak wówczas, gdy pisze, że ZSRS chciał zaatakować Niemcy, został jednak w ostatniej chwili uprzedzony. Podaje on wtedy przykład dokonanego 25 czerwca 1941 roku sowieckiego nalotu na Finlandię, która nie opowiedziała się jeszcze po stronie Hitlera. Po cóż więc ZSRS uderzył na swego sąsiada? Sołonin odpowiada, że w wyniku chaosu informacyjnego dowódcy w Armii Czerwonej zareagowali na hasło „wojna” tak, jak to mieli w planach, czyli ofensywą na zachód, która obejmować miała również Finlandię.
Oczywiście większość tez stawianych przez rosyjskiego autora jest tożsama z treścią prac Władimira Rezuna znanego bardziej jako Wiktor Suworow, Sołonin przytacza jednak w swych pracach ogromną liczbę różnych faktów, które w zupełnie innym świetle przedstawiają historię II wojny światowej i roli, jaką pełnił w tym konflikcie ZSRS.
Sołonin porusza także kwestię stalinowskich zbrojeń. Podaje on dane obrazujące niewyobrażalną wręcz liczebność wojsk i sprzętu sowieckiego molocha. Była to ogromna. na wskroś ofensywna armia. Aż trudno uwierzyć, że dysproporcja sił na korzyść Sowietów (a nie, jak powszechnie głoszono, Niemców) była tak duża. Pomimo tego w 1941 r. Armia Czerwona dość szybko uległa niemieckim siłom zbrojnym. Czy stało się tak z powodu przygotowania do stosowania jedynie ofensywnej taktyki i strategii, jak bardzo często przyjmuje się w najnowszej literaturze? Sołonin jest innego zdania, które cytuje go Wojciech Pięcik
Na polach bitew 1941 r. nie spotkały się dwie armie, ale zorganizowane i działające jak w zegarku siły zbrojne faszystowskich Niemiec z jednej strony i niemal niesterowalny uzbrojony tłum z drugiej. To założenie pozwala od razu racjonalnie wyjaśnić „nieprawdopodobne” proporcje strat obu stron: rzecz jasna w konflikcie zbrojnym armii i tłumu straty tłumu muszą być kilkudziesięciokrotnie większe.
Innymi słowy – pisze Pięciak – „Armia Czerwona nie walczyła”
...i rozmach
Sama kwestia zbrojeń i przygotowań Stalina do marszu na Zachód jest również bardzo ciekawa. W sobotniej „Rzeczpospolitej” porusza ją Rafał Ziemkiewicz, znany głownie jako pisarz, publicysta i dziennikarz telewizyjny, ale nie jako historyk. W swym krótkim artykule pisze on jednak o sprawie niezmiernie ciekawej – rozbudowie sowieckiej floty wojennej w okresie przed wybuchem II wojny światowej („A jutro cały świat”, „Rzeczpospolita”, 15-16 października, nr 241).
Ziemkiewicz pisze, że temat zbrojeń morskich Związku Sowieckiego jest mało w Polsce znany, choć są one wielce charakterystyczne dla mocarstwowej polityki Stalina. Publicysta „Rz” wymienia planowane od połowy lat trzydziestych sowieckie inwestycje w rozbudowę marynarki wojennej:
16 superpancerników z działami kalibru 406 mm, tyleż samo krążowników liniowych, dwa lotniskowce, 28 krążowników, 20 „liderów” (specyficzny rosyjski pomysł okrętu pośredniego pomiędzy krążownikiem a niszczycielem), 140 niszczycieli i [...] 406 okrętów podwodnych.
Na pierwszy rzut oka, jeśli wziąć pod uwagę geopolityczne położenie sowieckich portów, inwestycje te – jak pisze Ziemkiewicz – pozbawione były zupełnie sensu. Ani Murmańsk, ani bazy na Morzy Czarnym kompletnie nie nadawały się do obsłużenia takiej liczby okrętów. Skąd więc pomysł ich budowy? Niektórzy tłumaczą to bzikiem Stalina na punkcie floty, który miał uważać, że posiadanie ogromnej floty wojennej wciąż było miernikiem mocarstwowości państwa. Z drugiej strony przywódca ZSRS miał pragnąć odróżnić się od Lenina, który marynarki zupełnie nie doceniał. Ziemkiewicz uważa jednak coś innego. Pisze:
Stalin nie miał żadnej obsesji, poza jedną – rozciągnięcia władzy sowieckiej na cały świat. [...] Ale na Europie świat się nie kończy. Po przejściu przez Niemcy i zajęciu Francji oraz reszty kontynentu do pokonania pozostawały jeszcze potęgi morskie, a tych bez ogromnej floty ani ugryź. ZSRR nie miał dla takiej floty portów – owszem. Ale do 1946 roku zamierzał je mieć. [...] Wojenne plany Stalina miały większy rozmach, niż ktokolwiek sądzi.
Redakcja: Roman Sidorski