Historycy muszą zacząć mówić o sobie!

opublikowano: 2008-08-19, 19:22
wszelkie prawa zastrzeżone
Przypadkiem trafił na naszą stronę w 2004 roku. Przez kilka lat był członkiem redakcji, a obecnie jest stałym publicystą „Histmaga”. Przedstawiamy sylwetkę i wywiad z Sebastianem Adamkiewiczem.
reklama
Sebastian Adamkiewicz podczas wizyty na Wawelu

Kilka lat temu znalazł informację o „Histmagu” na innym forum. Zaglądnął i... już z nami został. Był członkiem redakcji, a obecnie jest naszym stałym publicystą. Prowadzi rubrykę „Obiady czwartkowe”, gdzie co miesiąc prezentuje swoje przemyślenia na temat historii.

Jest magistrem historii i doktorantem w Katedrze Historii Nowożytnej Polski i Krajów Nadbałtyckich na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Łódzkiego. W latach 2007–2008 pełnił funkcję prezesa Studenckiego Koła Naukowego Historyków Uniwersytetu Łódzkiego. Współorganizował XV Ogólnopolski Zjazd Historyków Studentów – jedną z największych konferencji studenckich ostatnich lat.

W „Histmagu” od 2004 roku opublikował przeszło 40 artykułów. Spośród jego tekstów warto przypomnieć: „W mrokach propagandy” (na temat propagandy w okresie PRL-u), „Papież oszalał! — Początek rewolucji, czyli I Sesja Soboru Watykańskiego II”, czy „Spacer w wielkim mieście. Topografia miast średniowiecznych”. Sebastian recenzował też głośną książkę „Księża wobec bezpieki” Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. W 2006 roku przeprowadził wywiad z Adamem Bonieckim, redaktorem naczelnym Tygodnika Powszechnego.

Poniżej przedstawiamy pierwszy wywiad z serii „Kto pisze na łamach „Histmaga”?”.

Kamil Janicki: Zacznę od najprostszego możliwego pytania, które już na pewno wiele razy słyszałeś. Pięć lat temu zdecydowałeś się studiować historię. Tym samym wybrałeś kierunek, o którym mówi się, że jest jednym z najbardziej nieperspektywicznych. Krótka piłka: czy uważasz, że to był błąd?

Sebastian Adamkiewicz: Po pierwsze nie zgadzam ze stwierdzeniem, że historia jest nieperspektywicznym kierunkiem. Powtórzę za jednym z moich kolegów, który studiował prawo i przeszedł z prawa na historię (a radził sobie tam świetnie!). Historia to jest przedmiot, który kształci bardzo szeroko. Po historii można uprawiać różne zawody i wiele zależy od ludzkiej fantazji. Jest to oczywiście nauka humanistyczna, ale jedna z tych najszerszych, pozwalających podjąć się wielu innych zajęć niż tylko praca nauczyciela.

reklama

KJ: Pomijając niewielką grupę osób, które widzą swoją przyszłość za biurkiem nauczyciela i jeszcze mniejszą grupę przyszłych naukowców, co pozostaje dla innych? Jakie ma się możliwości po obronieniu magisterki na historii? Niedawno rozmawiałem na ten sam temat z Adamem Świątkiem. Jego zdaniem historycy powinni być przede wszystkim dziennikarzami. Jak Ty widzisz tę kwestię? Pytam, bo wiele osób zaczynających studia historyczne nie wie właściwie, co mogłoby po nich robić.

SA: Zgodzę się z Adamem. Myślę, że historia świetnie przygotowuje do bycia dziennikarzem, robi to nawet lepiej niż samo dziennikarstwo. Myślę, że dobrą drogą jest także – co zresztą zauważyły już chyba władze części uniwersytetów – praca w zawodzie przewodnika turystycznego czy praca w muzeach. Stają się one już dzisiaj swoistymi przedsiębiorstwami, tak jak choćby Muzeum Powstania Warszawskiego. To już nie jest takie muzeum, gdzie zakładamy kapcie i oglądamy szklane gabloty. Wydaje mi się, że potrzebni dziś są pracownicy wykwalifikowani, odnajdujący się w tej interaktywnej machinie – pomysłowi i kreatywni. Taka praca może być całkiem opłacalna.

Wigilia SKNH UŁ

Ciekawa może być też praca archiwistów. Na Zachodzie jest to zawód bardzo poważany. Historyk może też być świetnym politykiem, pracować w reklamie. Historia to również dobry wybór, kiedy chcemy studiować dwa kierunki. To dziedzina, która pozwala zrozumieć pewien kontekst rzeczywistości.

KJ: Może poświęćmy chwilę Twojej osobie. Opublikowaliśmy niedawno Twój artykuł na temat IPN-u i drugi o igrzyskach w Pekinie w nawiązaniu do olimpiady w Berlinie w 1936 roku. Kontrastują one w zadziwiający sposób zarówno z tematem Twojej pracy magisterskiej, jak i tematem pracy doktorskiej, nad którą zaczynasz pracować. Skąd biorą się tak różne zainteresowania u Ciebie, od Polski nowożytnej do współczesności, z przeróżnymi tematami po drodze?

SA: Powiem tak: myślę, że każdego historyka interesuje historia współczesna, bo to jest to, co właśnie się dzieje i co dotyczy każdego z nas. No, chyba że są historycy, którzy tylko siedzą w starożytności i nic więcej ich nie obchodzi... ale myślę, że tak nie jest. Historyków powinno interesować także miejsce historii w dzisiejszym społeczeństwie.

reklama

Mnie osobiście historia XX wieku interesuje bardzo. Przyznam, że przez większość studiów zastanawiałem się, czy nie pójść właśnie tą drogą i nie zająć się historią najnowszą. Wybrałem historię nowożytną, bo jako badacz lubię być niezależny. Tymczasem historia najnowsza ma doskonałe metody, pozwala znaleźć świadków, obcować z wciąż żywymi wydarzeniami. Ale to historia o ludziach żywych – ludziach, którym możemy zrobić swoją pracą krzywdę. Poza tym zawsze człowiek, o którym napiszemy, może nas pozwać do sądu, ktoś inny będzie próbować wywierać nacisk, żeby zasługi jednej osoby podnieść, innej obniżyć...wolę być niezależny. Jeżeli w swojej pracy magisterskiej krytykowałem Zamoyskiego, to on najwyżej może mnie straszyć po nocach, a nie skazać na rozprawy w sądzie przez długie lata.

Natomiast z pewnością moją miłością są dzieje polskiego parlamentaryzmu, jako – w moim przekonaniu – największe dziedzictwo naszej historii. W swojej pracy zająłem się biografiami wybitnych polityków epoki kształtowania się systemu demokracji szlacheckiej, gdyż takich brakuje. Mamy wiele opracowań omawiających procesy, wydarzenia, natomiast mało jest opisujących, jak w ówczesnej rzeczywistości odnajdywali się pojedynczy ludzie. Powstaje przecież ciekawe pytanie – na ile byli kreatorami, a na ile ofiarami epoki, w której żyli. I na to chcę w swoich pracach odpowiadać.

KJ: Proponuję przeskoczyć do odrobinę innego tematu. Byłeś przez rok prezesem studenckiego koła naukowego. Koła, o którym mało kto słyszał, a które ni stąd, ni zowąd zorganizowało wielką, ogólnopolską konferencję. Czy mógłbyś powiedzieć kilka słów na temat Studenckiego Koła Naukowego Historyków Uniwersytetu Łódzkiego?

SA: Chciałbym podkreślić, po pierwsze, że nasze koło powstało w 1946 roku i jest jednym z najstarszych w Polsce. Warto przypomnieć, że tworzyła je między innymi dobrze znana profesor Maria Jaczynowska. Tymczasem dzisiaj mało kto pamięta, że była ona studentką Uniwersytetu Łódzkiego. Koło miało oczywiście lepsze i gorsze chwile. Na początku lat 90. przeżyło wielki kryzys. Doszło do tego, że było w nim trzech członków. Pierwszy był prezesem, drugi zastępcą, a trzeci skarbnikiem. Dopiero gdy przyszło nowe pokolenie, w którym byłem też ja, zaczęto to koło odbudowywać.

reklama

Jednym z naszych głównych celów była i jest zmiana sposobu, w jaki postrzega się Uniwersytet Łódzki. Staramy się udowadniać, że w Łodzi istnieją ludzie, którym się chce. To wcale nie znaczy, że w kole powinny być tylko osoby genialne, świetnie oczytane, słowem same omnibusy. Nie o to chodzi. Podam przykład kolegi z koła, któremu jeszcze nie udało się obronić magisterki. Nie jest wybitnym historykiem, ale nie potrafiłbym sobie wyobrazić koła bez niego. Pisał świetne teksty do instytutowej gazetki, bardzo dużo robił i robi nadal, był dobrą duszą naszego koła...I takich właśnie ludzi potrzeba. Koło to nie tylko działalność naukowa, ale także pewne środowisko.

Sebastian z groźną miną poważnego naukowca

Chciałbym, żeby takie środowisko udało się stworzyć nie tylko na poziomie lokalnym, ale także ogólnopolskim. Byłoby to wielkim zyskiem dla historii i pewnym dowodem na to, że historię warto uprawiać, że nie marnujemy czasu na tym kierunku.

KJ: Niedawno robiliśmy już wywiad z jednym byłym prezesem na temat tego, jakiego rodzaju jest to zajęcie. Chciałbym zapytać Ciebie, jak Ty oceniasz rok swojej działalności, co uważasz za swój sukces, co można był zrobić lepiej?

SA: Zacznę od tego, że moja działalność w kole to nie tylko rok prezesury. Najpierw byłem zwykłym członkiem, później sekretarzem i dopiero na V roku prezesem. Sekretarzem byłem właśnie w roku, gdy zorganizowaliśmy w Łodzi XV Ogólnopolski Zjazd Historyków Studentów. Na pewno byłem człowiekiem, który w machinie tego zjazdu odegrał dość ważną rolę. Kolejny rok, rok prezesury, był niewątpliwie właśnie efektem zaangażowania w zjazd.

Przez ten rok na pewno można było zrobić więcej, ale myślę, że jak na łódzkie koło, należy uznać go za sukces. Pamiętam, że kiedy zostawałem członkiem koła, było w nim 6 członków. Kiedy zostałem prezesem, na pierwsze spotkanie przyszło 60 osób. Pojawił się problem integracji tak dużej grupy. Część przychodziła, żeby działać, część, bo usłyszała, że przez koło można robić karierę. Podstawowym zadaniem była właśnie integracja, zapobieganie walkom i rozbiciu.

Drugą sprawą było utrzymanie pozycji koła, którą uzyskaliśmy dzięki XV Zjazdowi. W tym celu zorganizowaliśmy z sukcesem kolejną konferencję w Łodzi – Wiosnę Młodych Historyków. Decydujący wkład miały tutaj moje koleżanki, a zwłaszcza Karolina Sikała – moja następczyni. Oceniam, że konferencja wyszła świetnie. Mieliśmy ciekawych gości i udane debaty. Druga edycja, na którą serdecznie zapraszam, już za rok.

reklama
Prezentacja tomu, wydanego po XV OZHS

Kolejną sprawą był XVI OZHS. Wysłaliśmy na niego rekordową liczbę osób – 60. Oczywiście wcześniej, na tyle na ile było to możliwe, oceniliśmy poziom referatów członków naszego koła.

A poza tym bieżąca działalność: wystawa z okazji rocznicy marca`68, konkurs regionalny dla szkół średnich i gimnazjów, spotkania z profesorami, projekcje filmowe, dyskusje. Udało nam się też utrzymać stabilizację finansową, co umożliwia dalszą aktywną działalność. Największym sukcesem jest jednak wydanie publikacji pozjazdowej, pierwszego wydawnictwa SKNH po kilku latach posuchy. To jednak była wielka zasługo sekretarza naszego koła, Wojtka Raczyńskiego, który nad wszystkim czuwał.

Oczywiście nie można byłoby tego wszystkiego zrobić, gdyby nie zaangażowanie i chęci członków Koła – zarówno tych starych, jak i młodszych, jak również tych, którzy już członkami Koła nie są, ale służą doświadczeniem. To wielka siła łódzkiego koła, że byli członkowie nie zostawiają po sobie spalonej ziemi. I to jest szalenie ważne.

Oceniam więc ten rok jako udany i chciałbym, aby tę pracę kontynuowano, a nawet poszerzano, chociażby przez organizację obozu naukowego.

KJ: Tegoroczny OZHS wzbudził wiele kontrowersji i bardzo gorącą dyskusję, między innymi w „Histmagu”. Jak Ty, jako organizator wcześniejszego zjazdu, oceniasz krakowską imprezę?

SA: Przyznam, że niezręcznie mi o tym mówić. Zresztą o błędach organizatorów tegorocznego zjazdu już raz pisałem. Najistotniejszy był problem z kwaterunkiem. Nawet nie tyle z poziomem noclegów, wiadomo, że w Krakowie nie jest łatwo znaleźć tani pokój. Dlatego nie oczekiwaliśmy apartamentów w Orbisie, ale rozbicie jednej grupy na cztery odległe od siebie akademiki, to chyba jednak przesada...

Bardzo wysoko oceniam z kolei stronę merytoryczną. Poziom pokazali także moderatorzy. Myślę, że byli lepsi niż u nas.

Podstawowy problem widzę w tym, że organizatorzy za bardzo poszli w ilość. Może na przyszłość warto przemyśleć, czy organizowanie konferencji aż na 500 osób to dobry pomysł?

reklama
Prelekcja na XVI Ogólnopolskim Zjeździe Historyków Studentów

Zresztą różnice w ocenie łódzkiej i krakowskiej konferencji wynikają chyba przede wszystkim z różnych punktów startowych i oczekiwań. Nasz ośrodek, niesłusznie zresztą, jest oceniany jako uniwersytet średni, jeśli nie słaby, a sama Łódź uważana za miasto nieciekawe. Tymczasem Uniwersytet Jagielloński w Krakowie ma swoją kilkusetletnią renomę... Uczestnicy chyba za wiele oczekiwali, choćby komnat na Wawelu. Łódź zna bardzo mało ludzi, niewielu tu bywało, więc zadziałał efekt zaskoczenia – pozytywnego zaskoczenia.

KJ: Ostatnie pytanie. Będziesz prowadzić, a właściwie już prowadzisz, nową rubrykę w „Histmagu”. W pierwszym felietonie zająłeś się Instytutem Pamięci Narodowej. Czego nasi czytelnicy mogą się spodziewać w kolejnym miesiącach, w następnych edycjach „Obiadów czwartkowych”?

SA: Czego mogą oczekiwać? Przede wszystkim trochę tematów z mojej dziedziny. Mogą oczekiwać felietonów o I Rzeczypospolitej, ale widzianej z dzisiejszej perspektywy. W najbliższym odcinku poruszę sprawę postrzegania demokracji szlacheckiej dzisiaj. W przyszłości zajmę się prawdopodobnie także tematem nowej matury z historii, edukacji historycznej... Wiele tematów nasunie zapewne samo życie. Pamiętamy na przykład, jak niedawno wybuchła afera, kiedy minister Hall chciała ograniczyć nauczanie historii w szkołach średnich do pierwszej klasy. Takich spraw na pewno będzie więcej. W „Obiadach czwartkowych” będę starać się o nich pisać.

Myślę, że o historii mówi się dużo, tyle że zwykle nie mówią o niej historycy. U nas w Łodzi ostatnio głośny jest temat wprowadzenia do szkół edukacji regionalnej. W gazetach i telewizji wypowiadają się poloniści, geografowie, nawet jakieś panie od religii. Oraz rzecz jasna politycy. Do debaty nie zaproszono natomiast ani jednego historyka. I to mimo że trzonem edukacji regionalnej miałyby być lekcje historii Łodzi.

Myślę, że historycy muszą zacząć mówić o sobie i swojej dziedzinie. Sam jestem historykiem i moje felietony będą w założeniu właśnie o tym, jak historyk odnajduje się w obecnej rzeczywistości.

Zobacz też

Tekst zredagował: Kamil Janicki

Korekta: Bożena Pierga

reklama
Komentarze
o autorze
Kamil Janicki
Historyk, były redaktor naczelny „Histmag.org” (lipiec 2008 – maj 2010), obecnie prowadzi biuro tłumaczeń, usług wydawniczych i internetowych. Zawodowo zajmuje się książką historyczną, a także publicystyką historyczną. Jest redaktorem i tłumaczem kilkudziesięciu książek, głównym autorem i redaktorem naukowym książki „Źródła nienawiści. Konflikty etniczne w krajach postkomunistycznych” (2009) a także autorem około 700 artykułów – dziennikarskich, popularnonaukowych i naukowych, publikowanych zarówno w internecie, jak i drukiem (również za granicą).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone