Historia Judith Kellerman
Życie Judith Kellerman, a właściwie od niemal dwóch lat Judith Ebeling, mogłoby być znośne, gdyby nie ciągły lęk o męża i brata. Ona przywykła już do myśli, że Niemcami rządzą naziści, i próbowała odnaleźć się w tym świecie. Oczywiście, zżymała się, gdy słuchała o coraz to nowych pomysłach rządu, jak chociażby przepis o sterylizacji osób chorych psychicznie, a nawet tak zwanych bękartów Nadrenii, jak mówiono o dzieciach będących owocem związków stacjonujących tam kiedyś Senegalczyków z zamorskich kolonii Francji oraz niemieckich kobiet. Nie ukrywała także, że piała z zachwytu, gdy nadeszła noc długich noży i Hitler rozprawił się z coraz bardziej zuchwałymi bandami Sturmabteilung, które siały na ulicach terror i panoszyły się przy całkowitej aprobacie władz. Dopiero gdy Röhm i jego organizacja zaczęli zagrażać Hitlerowi i jego pomagierom, postanowiono ukrócić ich działalność i ta formacja z dnia na dzień przestała mieć znaczenie polityczne i militarne, a większość jej szeregowych członków przeszła do SS, czyli Schutzstaffeln. Wydawało się jej, że ci drudzy są mniej brutalni i nie przypominają barbarzyńców z SA. Być może to za sprawą jednego z członków tej organizacji, Herberta von Reussa, który był człowiekiem nie tylko dystyngowanym, ale także zupełnie przyzwoitym i nawet nowy mundur, jaki nosił, nie budził w niej grozy.
Pod koniec trzydziestego trzeciego członkowie tej formacji otrzymali nowe umundurowanie, zaprojektowane rok wcześniej przez Karla Diebitscha i Waltera Hecka, a wyprodukowane przez Hugo Bossa. Judith stwierdziła, że mężczyźni wyglądają w nich bardzo dostojnie, nawet jeśli ich czapki zdobiły trupie główki, a krawaty – znak runiczny SS. Serafin prorokował, że ci ludzie staną się jeszcze bardziej brutalni niż ci z SA, bo przecież cała rzesza bezwzględnych osiłków od Röhma przeszła pod komendę Himmlera, który nie był, co prawda, takim zboczeńcem jak Röhm, ale za to psychopatą i sadystą. A jednak ona nie potrafiła o tych mężczyznach tak myśleć, bo nie umiała mieć złego zdania o Herbercie von Reussie. Pomógł wyciągnąć z aresztu Johanna i jej brata, i była mu za to bezgranicznie wdzięczna.
Poza tym zaczęła współpracę z Heinrichem Stolz- manem, który wbrew jej obawom rozliczał się z nią rzetelnie i traktował tak, jakby wcale nie należała do znienawidzonego przez nazistów narodu wybranego. Tym samym zupełnie odrzuciła myśl, iż mógł zamordować jej ojca, ale śledztwo, jakie prywatnie prowadziła w tej sprawie, utknęło w martwym punkcie. Człowiek, który jej pomagał w odnalezieniu mordercy, Rudolf Dorst, przestał się pewnego dnia angażować w tę kwestię. Po prostu oznajmił jej na jednym ze spotkań, że kończy z tym.
– Dlaczego? – zapytała wówczas płaczliwie. – Ten ślad, który podsunął ci Zallander jest wszystkim, co mamy, chociaż coraz mniej wierzę, że kluczem do rozwiązania morderstwa jest Stolzman. Jednak uważam, że to właśnie w tych kręgach należy szukać sprawcy, wśród pozostałych kochanków Wackera, a zwłaszcza trzeba dopaść tego ostatniego.
– Judith… – jęknął Rudolf. – Czy ty niczego nie rozumiesz? Wyszłaś za mąż za innego, nie potrafię udawać, że nic mnie to nie obchodzi.
– Rudolfie, wiedziałeś od początku, że taki moment w końcu nadejdzie. Johann jest częścią mnie. To nie tylko mój mąż, ale także przyjaciel.
– Czym innym jest spodziewać się pewnych rzeczy, a czym innym stanąć z nimi twarzą w twarz. Nie rozumiesz, że cierpię, gdy na ciebie patrzę? – odparł.
Judith spuściła głowę. Lubiła komisarza Dorsta i wciąż się łudziła, że pozostaną przyjaciółmi, ale Rudolf nie potrafił zrezygnować z jej uwodzenia.
Dotknęła jego dłoni.
– Rozumiem – powiedziała cicho. – Ale pamiętaj, że cokolwiek się stanie, zawsze możesz na mnie liczyć.
– Zapewne oczekujesz, że powiem ci to samo? – mruknął.
Odsunęła rękę.
– „Chcieć” czegoś nie oznacza „oczekiwać”. Jeśli jednak zerwanie jakichkolwiek kontaktów ze mną pomoże ci się uporać z tym niechcianym uczuciem, zaakceptuję to. Bardzo cię lubię i gdyby nie było… Ale jest.
Nie dokończyła zdania, bo chwilami zastanawiała się, co by było, gdyby Johann naprawdę nie istniał w jej życiu. Jednak w tym miejscu musiałaby wymienić imię jeszcze jednej osoby – Herberta. Mężczyzny, który miał stałe miejsce w sercu Judith, chociaż zdawała sobie sprawę, że jest to człowiek, z którym nigdy nie miałaby szansy się związać. Nie wiedziała, co do niego czuła. Jednak gdy od czasu do czasu pozwalała sobie na myślenie o nim, jakieś dziwne ciepło rozlewało się po jej sercu. Zapewne dlatego, że pomógł jej w chwili, gdy najbardziej tego potrzebowała.
Niekiedy, gdy siedziała w salonie z mężem i bratem, który wciąż nie mógł znaleźć dla siebie odpowiedniej panny, mówiła:
– Wydaje mi się, że żyję w jakimś innym państwie. Jakby świat, który znałam do tej pory, zniknął. W gazetach, radiu, kinie… wszędzie zalewa mnie fala peanów na cześć nowych rządów, indoktrynacja zaczyna się już od wieku dziecięcego, bo przecież Pimpf to jeszcze dzieci. Żydzi spychani są na margines społeczeństwa i sama zaczynam wierzyć, że oto narodziła się nowa, tysiącletnia Rzesza, w której wszystkim wyprano mózgi i wymazano z nich wspomnienia z przeszłości.
– My nigdy się nie poddamy – warknął Johann.
Judith westchnęła.
– Kochanie, dlaczego nie potrafisz pogodzić się z faktem, że dla was nie ma już miejsca? To koniec.
– Jeśli los dał nam szansę i udało się nam wyjść z więzienia, to oznacza, że nie wszystko stracone – odparł Johann.
– To nie los dał wam szansę, tylko poczciwy Herbert von Reuss. I nie zrobił tego po to, byście znowu wdawali się w jakieś awantury, ale normalnie żyli, pracowali i zapomnieli o swojej partii – jęknęła.
– Normalnie? Ty to nazywasz normalnością? Wyrzucili mnie już z drugiej posady, bo mam żonę Żydówkę – warknął Johann.
– Mogłeś się ze mną nie żenić – burknęła.
– Przestań tak mówić. To nie o to chodzi, że ty jesteś Żydówką, ale idzie o fakt, że komuś to przeszkadza. Błagam, Judith, wyjedźmy stąd…
– Wiesz, że jestem na to gotowa, ale nie wyjadę do Związku Radzieckiego.
– Wierzysz w ich propagandę? – westchnął Johann.
– Już sama nie wiem, w co mam wierzyć. Ja się po prostu boję. Znany wróg jest lepszy od tego kompletnie nieznanego. Tutaj mam przyjaciół, znajomych, ludzi, którzy mi pomogą, a tam?
– Przyjaciół nazistów. Skoro tak ci tu dobrze, dlaczego nie chcesz się zdecydować na dziecko?
– Przestań! Przecież coś ustaliliśmy. Nienawidzę nazistów, tak jak i ty. I boję się mieć dziecko, gdy oni rządzą.
Do rozmowy wtrącił się milczący dotychczas Serafin:
– Przestańcie. Oboje. Przecież postanowiliśmy, że ja i Johann wyjedziemy na kilka miesięcy do Związku Radzieckiego poszukać u naszych towarzyszy wsparcia i przy okazji rozejrzymy się. Zorientujemy się, jak możemy tam zorganizować nasze życie, opowiemy ci, co zdziałaliśmy i wtedy podejmiemy decyzję. A właściwie podejmie ją Judith. Jeśli nie zechce tam zamieszkać, postanowimy co dalej i do jakiego kraju wyjedziemy.
Spierająca się do tej chwili para zaprzestała waśni, ale wciąż była na siebie trochę obrażona. Johann chciał, by Judith porzuciła swój dom, zajęcie, którym się parała, i wyjechała z nim do Związku Radzieckiego. Wyrzucał jej także współpracę z nazistą, Stolzmanem. Jednak ona bała się wyjechać do kraju rządzonego przez bolszewików. Kiedyś zupełnie poważnie o tym myślała, ale wieści, jakie płynęły stamtąd, bardzo ją niepokoiły. Może w istocie nasłuchała się zbyt wielu mrożących krew w żyłach opowieści i dała się nabrać propagandzie, ale obawiała się, że tam jest równie źle, co w Trzeciej Rzeszy. Johann wytykał jej znajomości z nazistami, bo miała wśród nich wielu klientów, ale dzięki temu mogła utrzymywać całą ich trójkę, bo zarówno Johann, jak i Serafin nie zagrzewali zbyt długo miejsca na żadnej posadzie.
Nie dałaby sobie rady, gdyby nie zlecenia od Stolzmana. To, co robiła, nie było legalne, ale nie miała obaw, że trafi do więzienia. Właśnie dlatego, że Stolzman należał do NSDAP, podobnie jak jego klientela w Rzeszy. Coraz częściej jednak jej obrazy imitujące malarstwo siedemnastowieczne trafiały za ocean, przynosząc godziwe wynagrodzenie zarówno jej, jak i pośrednikowi. Ten cieszący się poważaniem marszand nie gardził bowiem pieniędzmi, które zarabiał na falsyfikatach. Widocznie nikt nie był tak czysty, jak mogło się wydawać. Nawet Heinrich Stolzman.
Rudolf Dorst, który jeszcze przez kilka miesięcy żywił nadzieję, że jednak zdoła uwieść Judith, nie potrafił powiedzieć złego słowa o Stolzmanie. Węszył wokół niego z uwagi na jego ewentualne powiązania ze śmiercią Ismaela Kellermana, ale marszand kamuflował się niezwykle dobrze, podobnie jak później Judith. Z punktu widzenia jej interesów lepiej było, by Dorst się wycofał, choć wskutek tego bezkarny morderca wciąż pozostawał na wolności. Widocznie jednak los zadecydował inaczej. Rudolf przestał węszyć i śledzić każdy krok Stolzmana, ona zaś mogła rozwinąć skrzydła.