Her story czy też NASZA historia?
Nie tylko wynika to z generalnej tendencji do spychania wszystkiego co ma związek z kobietami i płcią na margines publicznego dyskursu i kobiecych dodatków do ogólnoludzkich gazet czy portali. Nasza katastrofalna niewiedza o naszej własnej historii to przede wszystkim efekt przedpotopowej wizji autorów programów nauczania historii, które prezentują historię bez kobiet. Analizy treści tych programów i podręczników dowodzą, że kobiety stanowią co najwyżej 1 procent postaci w nich przedstawionych. W dodatku te kobiety, które na kartach podręczników się znajdują, przedstawione są w bardzo specyficzny sposób, jako „matki, żony i kochanki” męskich bohaterów z pierwszego szeregu. Poza ten schemat wyłamuje się tylko królowa Bona, która inaczej niż inne królewskie małżonki rościła sobie pretensje do grania samodzielnej roli, caryca Katarzyna, odbiegająca od ideału królewskiej małżonki, bowiem zajmująca się rozpustą – właściwie tylko tyle mówi o niej podręcznik, oraz Maria Curie-Skłodowska, jedyna kobieta, którą pamiętamy za jej własne dokonania.
Nawiasem mówiąc, Curie – Skłodowska do dziś funkcjonuje albo jako przykład, że „kobiety też mogą”, albo wprost przeciwnie, wyjątek potwierdzający regułę, że kobiety geniuszami nie bywają. Z opinią tą zetknęłam się ostatnio na uniwersytecie, w dyskusji z koleżanką pracującą naukowo i wszechstronnie humanistycznie wykształconą. Tak więc, nie o brak edukacji tu chodzi, tylko o edukację pomijającą tę ważną sferę. Zapytałam, czy koleżanka czytała Virginię Woolf, ta się w odpowiedzi obraziła – no cóż, może kurs historii i to uwzględniającej parytet płci powinien być obowiązkowy dla wszystkich studiujących na pierwszym roku, jak logika czy filozofia? Zresztą znamy i pamiętamy Curie – Skłodowską głównie jako noblistkę, uczoną której się udało, nieczęsto zaś mówi się i pisze o upokorzeniach które ją spotkały jako kobietę – mimo podwójnego Nobla nie mogła objąć własnej katedry w ojczyźnie, a gdy kilka lat po śmierci męża związała się innym mężczyzną została poddana ostracyzmowi.
Moje własne wspomnienia z lekcji historii dotyczą głownie wojen, powstań i podbojów oraz rewolucji. Pewnie wiele się zmieniło w nauczaniu historii, pojawiły się ciekawe wydawnictwa edukacyjne, z których można się dowiedzieć jak żyli ludzie w dawnych czasach, niestety rzadko jak żyły wtedy kobiety. Można zdać maturę rozszerzoną nawet z historii pozostając w orbicie historii mężczyzn, mam nadzieję że przynajmniej studia historyczne ulegają transformacji, i nie są genderowo ślepe. Powstają przecież prace wypełniające białe plamy w naszej historii i internetowe muzea historii kobiet. Muzea stacjonarne i tradycyjne historię kobiet albo pomijają, albo przedstawiają w krzywym zwierciadle stereotypów. Takim negatywnym przykładem jest muzeum łódzkiego centrum handlowego zbudowanego na gruzach zakładów włókienniczych, gdzie dowiemy się w latach osiemdziesiątych w Łodzi strajkowali robotnicy, ale nie robotnice, czy plebiscyt Muzeum Historii Polski, gdzie do tytułu ikony dwudziestolecia kandydują cztery kobiet: św. Faustyna Kowalska, Hanka Ordonówna, Pola Negri i Tamara Łempicka, nie ma na liście do głosowania Ireny Krzywickiej, Zofii Nałkowskiej, Katarzyny Kobro, ani Marii Pawlikowskiej – Jasnorzewskiej (o czym donosi w „Gazecie Wyborczej” 10 grudnia Dorota Jarecka).
Obok lekcji historii naszą wiedzę o przeszłości kształtuje literatura. To z jednej strony literatura ówczesna, którą dziś czytać możemy jak pewien dokument epoki. Realistyczne pisarstwo pozytywistycznych autorów pozwala wyobrazić sobie świat ich bohaterów, i pojawiają się tu wreszcie pełnowymiarowe postacie kobiece, osadzone w konkretnym kontekście, i nie sprowadzone do roli obiektu westchnień. Niedobór wiedzy historycznej rekompensuję sobie właśnie odwoływaniem się do bohaterek Elizy Orzeszkowej i Bolesława Prusa. „Nad Niemnem” to między innymi galeria różnych ról kobiecych i wzorów kobiecości, „Marta” czy „Emancypantki” to pierwsze chyba utwory poruszające kwestie prostytucji, rozwinięte potem przez Zapolską. Na wyobrażenie historii wpływają też powieści historyczne, popularniejsze od naukowych opracowań, i jeszcze popularniejsze ich ekranizacje. „Trylogia” to wciąż jeszcze kobiety jako matki, żony i kochanki, choć pojawia się wśród nich nietypowa Baśka, pragnąca fechtować się na równi z mężczyznami. Pełnowymiarowa postać kobieca pojawia się w „Nocach i dniach”, zwłaszcza widoczne to jest w serialu dzięki znakomitej roli Jadwigi Barańskiej – choć może nie jest to typowa powieść historyczna, raczej panorama epoki w której autorce przyszło żyć. Obok dzieł wieszczów zamieszczanych na listach lektur obowiązkowych moją wiedzę o tym jak żyły kobiety w przeszłości ukształtowały utwory dla młodzieży – od Jadwigi i Jagienki, poprzez „Małgosia contra Małgosia” do „Godziny pąsowej róży”. Ekranizacja tej ostatniej trąci dziś myszką i raczej nie przyciąga młodzieży przez telewizory, i nie wiem, czy dzieciaki czytają takie książki.
Swoją historię kobiety rzadziej spisywały, częściej opowiadały – podobnie jak niepiśmienne plemiona. Jej ślady znajdziemy w ludowych podaniach, przyśpiewkach. Innym sposobem na dotarcie do zbiorowej pamięci kobiet są projekty oral history, czyli historii przekazywanej ustnie, tak jak od wieków, ale tym razem zapisujemy to dla potomności. Mówiona historia zawiera często elementy które w formie pisanej nigdy by się nie znalazły, dotyczące codzienności, intymności, przeżywania kobiecej seksualności. Czy nasze przodkinie nosiły majtki? Co stosowały gdy nie było jeszcze podpasek? Jak odbywała się ich edukacja seksualne – tak niewiele wiemy na ten temat...Tak wiele jeszcze trzeba się zrobić w tej dziedzinie – począwszy od badań historycznych do nagłaśniania ich wyników, popularyzowania wiedzy i zmiany programów nauczania. Bez tego nasze córki i wnuczki nie będą znały swej własnej historii.
Zobacz też
Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".
Redakcja merytoryczna: Kreatura.net
Redakcja techniczna: Kamil Janicki