Henry Chadwick - „Historia rozłamu Kościoła wschodniego i zachodniego” – recenzja i ocena
Zakres tematyczny i czasowy pracy jest imponujący – obejmuje niemal półtora millenium. Przy pozycji liczącej ca. 300 stron należy się zatem spodziewać raczej pracy popularnonaukowej lub naukowej, ale o aspiracjach jedynie syntetycznych. Trudno mi ocenić, które z tych dwu założeń przyświecały autorowi: uważam jednak, że żadne z nich nie zostało dobrze zrealizowane.
Czytelnik, który szuka łatwej odpowiedzi na pytanie, kto był winny rozłamu oraz czy bliżej pierwotnego chrześcijaństwa pozostał kościół łaciński czy grecki, prostego wyroku w książce nie znajdzie. Należy tutaj podkreślić bezstronne podejście autora, a także jego dużą erudycję, która pozwala mu na całościowy ogląd problemów i przytaczanie argumentów z bardzo szczegółowych źródeł. Niestety, erudycja w naukach humanistycznych posiada dwa oblicza. Jedno z nich to wspaniałe narzędzie, które dodaje skrzydeł przy interpretacji kolejnych tekstów. Drugie to przygniatający badacza i czytelnika swoim ciężarem zbiór informacji encyklopedycznych. Niestety, autor „Historii rozłamu...” w wielu momentach nie zdołał utrzymać swej, niewątpliwie ogromnej, erudycji w ryzach. Owocuje to zupełnym bałaganem w opisie kilku pierwszych wieków.
Historia czasów apostolskich i wczesnej patrystyki koncentruje się na wątkach teologicznych. Czytelnik znający problematykę sporów teologicznych tego okresu nie wyniesie z lektury wielu nowych informacji ani nowatorskich interpretacji. Natomiast ten, kto potraktuje tę książkę jako przewodnik po ówczesnych doktrynalnych dylematach, błyskawicznie utonie w gąszczu pojęć i postaci. Wielu autorów odwołuje się często do sporów wcześniejszych o ponad sto lat, zatem chronologiczny opis, na jaki zdecydował się Chadwick, zmusza czytelnika do gromadzenia w pamięci całej masy terminów i nazwisk, by móc nadążyć za tokiem opowieści. Zapewne o wiele lepiej spisałby się tu klucz systematyczny, przynajmniej dla sporów teologicznych – uwypuklałby on istotę problemu, a nie starał się ją na siłę zagmatwać.
Można mieć również pewne zastrzeżenia dotyczące kompozycji książki. Oczywiście dobrym pomysłem jest spojrzenie na pierwszą połowę historii chrześcijaństwa pod kątem sporów ideowych, politycznych i teologicznych. Niemniej, by pokazać przyczyny rozłamu należy wyjść od tego, co łączy obie strony i dlaczego Grecy oraz łacinnicy przez tak długi czas należeli do tego samego kościoła. Bez tego tła siła sprawcza sporu – pragnienie utrzymania jedności kościoła katolickiego (gr. katholikos – powszechny), mimo różnych pomysłów na jego funkcjonowanie – pozostaje niewidoczna. Autor skupia się na przedstawieniu kolejnych płaszczyzn sporów. Można zatem odnieść wrażenie, że tak naprawdę anatema z 1054 r., a następnie unia florencka poprzedzająca upadek Cesarstwa Bizantyńskiego to naturalne konsekwencje dążeń odśrodkowych w Kościele. Z pewnością nie taka jest teza autora, w tej postaci wydaje się ona zresztą być błędną. Nie jest bynajmniej prawdą, że owa perspektywa zachowania jedności, która – przynajmniej we wczesnym chrześcijaństwie – była bardzo widoczna, jest przez autora negowana czy nieuznawana. Wyważone oceny, jakie wygłasza, świadczą, że jest jej doskonale świadom, natomiast czytelnik, który nie ma takiej znajomości tematu może odnieść przeciwne wrażenie, ponieważ tak mocno podkreślana jest w książce perspektywa „partykularna”. Czytelnikowi, który chce książkę Chadwicka potraktować jako przewodnik po historii wczesnego chrześcijaństwa polecam zatem, jako uzupełnienie i rzucenie innego światła, na przykład książkę J. Pelikana „Powstanie wspólnej tradycji – 100-600”; „Tradycja chrześcijańska. Historia rozwoju doktryny, t. I”, Kraków 2008.
Książka Pelikana będzie także znacznie lepsza jeśli chodzi o opis relacji chrześcijaństwa i pogańskiej kultury grecko-rzymskiej. Niestety w opisie antyku widać, że autor nie jest historykiem, a teologiem. Sądy typu:
„Dodatkowym czynnikiem, który wpłynął na rozejście się greckiego Wschodu z łacińskim Zachodem, była pamięć przeszłości. Tożsamość łacinników osadzona była na historii Republiki Rzymskiej, z jej wielkimi wojownikami i pisarzami. Dla Greków klasyczna przeszłość zawarta była w opowieściach Homera, Herodota i Tukidydesa … Grecy nie zapomnieli, że to oni wynaleźli filozofię, z Platonem, Arystotelesem, stoikami, sceptykami i epikurejczykami, których Rzymianie mogli być zaledwie naśladowcami, oraz że to samo odnosi się do poezji epickiej, tragedii i komedii” (s. 24).
wygłaszane o społeczeństwie okresu Cesarstwa nie powinny pod żadnym pozorem pojawić się w poważnej publikacji naukowej. Oczywiście, jest to prawda, że Grecy pozostali świadomi swojej tradycji i intelektualnego dziedzictwa. Tym niemniej Chadwickowi najwyraźniej umknęło, że owo dziedzictwo już w czasach hellenistycznych – a więc długo przed opisywanymi przezeń czasami późnego Cesarstwa – przestało być przynależne jedynie etnicznym Grekom, a stało się udziałem wszystkich, którzy przyjęli grecką paideję – kulturę i literacko-polityczne wychowanie. Dotyczy więc ona także mieszkańców Zachodu, przynajmniej do VI w. Ten aspekt jedności pogańskiego Zachodu i Wschodu doskonale pokazują w swoich pracach np. W. Jaeger czy P. Veyne. Oczywiście autor może z nimi polemizować, ale ta (jak i podobne, a liczne na pierwszych 50 stronach) spektakularne tezy wymagają poważnego uzasadnienia, którego Chadwick nie podaje.
Mimo tak wyraźnie przedstawionych wad, książka posiada swoje mocne strony. Pierwsza jest – dość paradoksalnie – konsekwencją chaosu w opisie, o jakim pisałem na początku. Natłok w książce jest spowodowany rzeczywiście tym, że zawiera ona bardzo obfite i szczegółowe informacje. Zatem osoba, która zaczyna dopiero przygodę z historią Kościoła, i która potraktuje książkę jak leksykon (indeksy są zrobione bez zarzutu), a nie spójną opowieść do przeczytania od deski do deski, może z niej wyciągnąć bardzo wiele korzyści.
Najmocniejszą stroną książki jest opis patriarchatu Focjusza, który zajmuje sto z trzystu stron. Gdyby potraktować książkę jako monografię okresu 858-1054, nie wahałbym się ocenić ją na 8,5/10 pkt. Narracja, która dotąd potyka się o kolejne listy wynurzających się spod ziemi mnichów, nabiera tempa i spójności. Wydarzenia przedstawione są konsekwentnie, pojawiają się przekonywające analizy zachowania postaci. Wątki polityczne wreszcie znajdują w opisie swoje uzupełnienie w teologicznych i tworzą spójny obraz. Ten fragment ucieszy zarówno naukowca, dzięki interpretacji dzieł Focjusza (także pod kątem wydarzeń politycznych), jak i amatora, dzięki sprawnemu opisowi. Pozostaje jedynie żałować, że autor zamiast bardzo ciekawej i rzetelnej monografii wspomnianego okresu zdecydował się napisać przeciętny podręcznik obejmujący okres niemal dziesięciokrotnie dłuższy.
Książka wydana jest bardzo solidnie: jest szyta i klejona, z twardą oprawą. Redakcja dobrze spełniła swoje zadanie, wyjątkiem jest transkrypcja pojęć greckich. Często widać, że jest ona robiona pośrednio, z wersji łacińskiej, np.: αἴρεσις na stronie 13 proponuje się jako „haeresis”. Pomijając jednak te techniczne szczegóły, wynikające z innych tradycji transkrypcji i wymowy łaciny oraz greki w Polsce i na Wyspach, wydawcy nie można niczego zarzucić. Niczego – z wyjątkiem ceny.
Czy książka Chadwicka warta jest polecenia? Biorąc pod uwagę wysoką cenę, momentami chaotyczny opis oraz błędy rzeczowe w opisie okresu antycznego, nie należy się spodziewać odpowiedzi pozytywnej. Niewątpliwie osoby zainteresowane postaciami Focjusza, patriarchy Michała Cerulariusza, kardynała Humberta czy genezą „anatemy” z roku 1054 powinny do „Historii rozłamu...” zajrzeć. Pozostałym mogę ją jedynie zasugerować jako solidną (wyjąwszy okres do V w.!), jedną z wielu, niekoniecznie najlepszą, pozycję, która usiłuje odnaleźć spójną interpretację napięć i sporów, które doprowadziły do rozłamu w Kościele powszechnym.
Korekta: Mateusz Witkowski