Heinz Heger - „Mężczyźni z różowym trójkątem” - recenzja i ocena
Paragraf 175, który w niemieckim kodeksie karnym z 1871 roku, dotyczył kontaktów homoseksualnych mężczyzn, został w 1935 roku zmieniony przez nazistów. Zakres karania poszerzono do tego stopnia, że wystarczyło samo podejrzenie o homoseksualizm, aby zostać skazanym na ciężkie więzienie lub pobyt w obozie koncentracyjnym. Homoseksualiści, którzy trafili do obozów, byli oznaczani różowym trójkątem, który miał jednoznacznie identyfikować ich orientację seksualną. Jednym z nich był Austriak, Josef Kohout. Pod wpływem swojego przyjaciela, opisał on swoje dramatyczne losy w roli pozbawionego wszelkiej godności obozowego numeru 1896.
W tym miejscu czytelnikowi należy się pewne wyjaśnienie. Heinz Heger, pojawiający się na okładce jako autor książki, to pseudonim pod którym ukryli się Joseph Kohout oraz Johann Neumann. Kohout został skazany na obóz koncentracyjny po tym jak przyłapano go na romansie z 24-letnim Fredem. Od 1940 roku aż do zakończenia wojny przebywał w obozach koncentracyjnych Sachsenhausen, Flossenbürg oraz Dachau, gdzie doczekał wyzwolenia przez Amerykanów. Po wojnie powrócił do swojej ojczyzny, ukrywając swoją orientację seksualną oraz wojenne przeżycia. Dopiero w latach sześćdziesiątych XX wieku, pod wpływem wspomnianego Neumanna, zdecydował się opowiedzieć o swoich losach. Owocem spotkań była książka, która choć opisuje przede wszystkim losy Kohouta, jest tak naprawdę świadectwem dotyczącym całego pokolenia mężczyzn, skazanego w nazistowskich Niemczech na mocy paragrafu 175.
Wspomnienia Kohouta doskonale pokazują jak perfidna i pełna hipokryzji może być natura człowieka. Już na pierwszych stronach książki, czytelnik śledzi drogę autora do obozu koncentracyjnego. W wagonie przebywa w towarzystwie dwóch więźniów skazanych za przestępstwa kryminalne. Przestępcy szybko odkrywają przyczynę dla której został skazany bohater książki, wzywając go od najgorszych zwyrodnialców. Okazuję się jednak, że sami między sobą uprawiają homoseksualną miłość, traktując ją nie jako przewinienie – a tym bardziej cokolwiek zwyrodniałego – lecz… „czynności zastępcze”.
Do dziś zadaję sobie pytanie, co w impulsach zmysłowych uchodzi za normalne, a co za nienormalne. Czy jest normalny i nienormalny głód? Normalne i nienormalne pragnienie? Czy głód nie pozostaje zawsze głodem, a pragnienie pragnieniem? Jakże zakłamane i pozbawione logiki myślenie leży u podstaw takiego rozróżnienia!
Homoseksualiści, obok Żydów, byli przez esesmanów i kapo traktowani, jako „ludzkie śmieci, które nie miały w ogóle prawa do życia na niemieckiej ziemi i miały zostać zniszczone.” Jednocześnie, byli oni najbardziej… pożądaną grupą więźniów, którzy mogli zapewnić seksualne rozkosze swoim oprawcom. Może się to wydawać nielogiczne, ale jak można określić sytuację, gdy kapo (przy cichym przyzwoleniu władz obozowych) walczą między sobą o bardziej atrakcyjnych więźniów, którzy następnie stają się ich „przyjaciółmi”? Sam autor, o czym pisze wprost, przeżył obóz wyłącznie dzięki pomocy kilku kochanków, wysoko postawionych w hierarchii obozowej.
Zdawałem sobie z tego sprawę i cierpiałem z tego powodu, jednak bez przyjaźni z kapo, nie byłoby mnie teraz wśród żywych. Takie jest życie! Stwierdziłem sarkastycznie, że motto mojego cygańskiego kapo „Żyj i daj żyć innym” powinienem dla siebie zmienić na: „Żyj i daj się innym kochać”.
W relacji Kohouta, wiele razy pojawia się rozpaczliwe pytanie: dlaczego? Dlaczego cierpię? Dlaczego jestem gorszy od innych? Dlaczego muszę to robić? Na te i inne pytania, autor nie potrafi odnaleźć żadnej sensownej odpowiedzi. Czuje wręcz ogromny żal do samego siebie o to, że było dane mu przeżyć. Jego relacja charakteryzuje się głębokim poczuciem winy, bezradnością oraz gorzką refleksją o swoim życiu, które, tak w czasie wojny jak i po jej zakończeniu, było nic warte dla innych.
Cóż ja takiego zrobiłem, bym miał tak ciężko za to pokutować? Czy byłem zboczeńcem albo zagrożeniem dla narodu? Pokochałem przyjaciela, mężczyznę – i nie był to młodociany, tylko 24-letni, dorosły człowiek. Nie widziałem w tym niczego strasznego czy niemoralnego.
„Mężczyźni z różowym trójkątem” to książka, którą pod względem treści, nie można ocenić w skali punktowej. Przeżycia autora są tak tragiczne oraz zagmatwane, że wystawianie jakiejkolwiek oceny wydaje mi się niestosowne. Jeżeli natomiast spojrzymy na wspomnienia Kohouta jak na źródło historyczne, w pełni zasługuję ono na najwyższą ocenę. Sporą wartość mają również ciekawy wstęp Anny Richter oraz posłowie Joanny Ostrowskiej, napisane w sposób wyważony, bez zbędnych emocji.
Ośrodek „Karta” wydał książkę, która na pewno będzie budzić wiele kontrowersji oraz dyskusji. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że dyskusja ta będzie toczyć w oparciu o fakty oraz z zachowaniem należytej empatii. Wobec wspomnień Josepha Kohouta, nie sposób przejść obojętnie. W końcu warto ją przeczytać choćby dlatego, by zadać sobie pytanie jak my sami postrzegamy inność przez pryzmat własnego „ja”.