Grzegorz Rąkowski: Książki z serii „Kresowe rezydencje” to cykl dokumentujący stan zachowania kultury ziemiańskiej za naszą wschodnią granicą
Magdalena Mikrut-Majeranek: Trzeci tom „Kresowych rezydencji” zawiera opis ponad 150 miejscowości z zespołami rezydencjalnymi położonymi na terenie przedwojennych województw poleskiego i białostockiego. Jakimi kryteriami kierował się Pan podczas doboru poszczególnych lokacji?
Grzegorz Rąkowski: Przede wszystkim uwzględniłem wszystkie te lokalizacje, w których istnieją dwory (nawet bardzo skromne), pałace i zamki bądź godne uwagi pozostałości zespołów rezydencjalnych. Przed 1939 r. na opisywanych terenach istniało ok. 1000 majątków ziemskich z siedzibami właścicieli. W publikacji opisałem ich ponad 150, czyli ok. 15 proc., bo inne się nie zachowały lub przetrwały po nich tylko nikłe ślady.
Trzeba jednak pamiętać, że obiekty główne (w różnym stanie) ocalały w jedynie w mniej niż połowie opisanych miejscowości, czyli w ok. 7 proc. dawnych majątków. To pokazuje ogrom zniszczeń, jakich siedziby ziemiańskie doznały w okresie od wybuchu II wojny światowej. Pozostałe miejscowości zaprezentowano w publikacji ze względu na istniejące w nich dobrze zachowane bądź interesujące architektonicznie inne elementy zespołów rezydencjalnych jak oficyny, kaplice dworskie, budynki gospodarcze i mieszkalne, ciekawe układy przestrzenne lub ich fragmenty, np. parki, aleje i systemy wodne.
Przedstawiono także te rezydencje, gdzie znajdowały się wysokiej klasy obiekty, które nie dotrwały do naszych czasów. Innym ważnym kryterium był związek siedzib ziemiańskich ze znanymi osobami. W tych przypadkach przybliżono je, nawet jeśli pozostało po nich niewiele, jak np. w miejscach, gdzie istniały dwory Kraszewskich w Dołhem, Kościuszków w Siechnowiczach Małych czy Trauguttów w Szostakowie i Ostrowie.
„Kresowe rezydencje” to publikacja, która może pełnić rolę przewodnika po Kresach?
Książki z tej serii nie są przewodnikami, o czym świadczą choćby ich rozmiary i ciężar. „Kresowe rezydencje” zostały pomyślane raczej jako cykl publikacji dokumentującej obecny stan zachowania kultury ziemiańskiej za naszą wschodnią granicą. Taka dokumentacja jest istotna, bo pozostałości tej kultury, z różnych przyczyn, są tam wciąż zagrożone i z wyjątkiem stosunkowo nielicznych odrestaurowanych i odpowiednio użytkowanych obiektów ulegają powolnej zagładzie. Nie mam wątpliwości, że część zaprezentowanych w książce dworów, pałaców i innych budowli wchodzących w skład zespołów rezydencjalnych za lat kilka lub kilkanaście przestanie istnieć.
Oczywiście, dla osób zainteresowanych, które zechcą odwiedzić opisane miejsca, książki z tego cyklu mogą służyć pomocą w odnajdowaniu w terenie dawnych rezydencji lub ich pozostałości, co ułatwią zamieszczone w nich opisy, zdjęcia oraz mapy i plany. W tym sensie publikacje te rzeczywiście mogą służyć jako swego rodzaju przewodniki po ocalałych siedzibach ziemiańskich na Kresach.
Grodzieńszczyzna i Polesie to tereny, które w dwudziestoleciu międzywojennym charakteryzowały się mozaiką kulturową. Jak wyglądała struktura narodowościowa?
Oba regiony charakteryzowało bogactwo narodowości i wyznań – mozaikę tę oprócz Polaków tworzyli głównie Białorusini, Poleszucy, Ukraińcy, Żydzi, Rosjanie, Litwini i Tatarzy. Znaczna część ludności prawosławnej, zwłaszcza na Polesiu, nie miała jednak wykształconej świadomości narodowej i jej przedstawiciele określali się po prostu jako tutejsi. Warto zdać sobie sprawę, że podobnie jak w innych województwach kresowych zróżnicowane pochodzenie mieli także ziemianie. W zdecydowanej większości byli oni narodowości polskiej. Jednak spolonizowane rody, do których należeli, wywodziły się niemal z całej Europy.
Czy różnice narodowościowe wpływały na architekturę?
Jeśli chodzi o architekturę siedzib ziemiańskich, to zdecydowanie nie. Skromne dwory i dworki, które przeważały w tych regionach, były do siebie dość podobne, niezależnie od pochodzenia rodu właścicieli, którzy dość szybko ulegali polonizacji. Przeważał wywodzący się z epoki klasycyzmu „ikoniczny” typ dworu polskiego z portykiem kolumnowym lub gankiem. Jedynie rezydencje bogatszych ziemian i arystokratów, których na tych terenach było jednak stosunkowo niewiele, wyróżniały się bardziej wyszukaną architekturą.
Które z kresowych rezydencji można uznać za najcenniejsze? A które z nich należą do najbardziej okazałych? W jakim stanie technicznym się one obecnie znajdują?
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Grzegorza Rąkowskiego „Kresowe rezydencje, t. 3: Województwo białostockie (część wschodnia) i woj. Poleskie”!
Do największych, a zarazem najcenniejszych rezydencji opisanych w publikacji należą zespoły pałacowe w dawnych siedzibach Sapiehów w Różanie (druga połowa XVII w.), Wołłowiczów w Świacku (druga połowa XVIII w.) i Pusłowskich w Kosowie-Mereczowszczyźnie (pierwsza połowa XIX w.). Wszystkie zostały zaprojektowane przez znanych architektów i we wszystkich mieściły się cenne, zgromadzone przez właścicieli kolekcje dzieł sztuki i pamiątek rodzinnych. Pałace w Różanie i Kosowie od czasu II wojny światowej były w ruinie, pałac w Świacku natomiast użytkowało sanatorium, przyczyniając się do jego znacznej dewastacji. W trakcie pisania publikacji wszystkie te zespoły rezydencjalne były w trakcie zaplanowanych na wiele lat prac restauracyjno-remontowych, w różnym stopniu zaawansowania. Do dziś żaden z tych remontów nie został ukończony.
Niemal wszystkie z opisanych 150 lokacji znajdują się w granicach Białorusi. Z jakimi trudnościami musiał się Pan mierzyć podczas prowadzenia kwerend i pracą nad powstaniem publikacji?
Jedyne trudności, na jakie natrafiałem w przypadku nielicznych rezydencji, to ogrodzenie i zamknięcie terenu przez jego obecnych użytkowników, bądź prowadzenie prac remontowych, w wyniku czego niektóre obiekty były pokryte rusztowaniami. Kilka miejscowości opisanych w książce znajdowało się w strefie nadgranicznej i w tych przypadkach trzeba było starać się unikać kontaktu z pogranicznikami, bo groziło to różnymi nieprzyjemnymi konsekwencjami, a w najlepszym razie – cofnięciem spod granicy.
W publikacji znajduje się ponad 300 zdjęć i grafik. Zdecydowaną większość fotografii wykonał Pan samodzielnie. Muszę zatem spytać, jak wyglądała i ile trwała Pana podróż po Grodzieńszczyźnie i Polesiu?
To nie była jedna podróż. Na Polesie i Grodzieńszczyznę jeździłem regularnie, niemal co roku od początku lat 90. XX w., czyli przez 30 lat, i niektóre miejscowości opisane w książce odwiedziłem w tym czasie kilkakrotnie, co pozwoliło m.in. na śledzenie stopniowej degradacji znajdujących się tam zespołów rezydencjalnych. Jedynie w bardzo nielicznych przypadkach nastąpiły zmiany na lepsze. Przed przygotowaniem publikacji, w ciągu kilku wyjazdów w latach 2015–2019, przeprowadziłem lustrację terenową niemal wszystkich obiektów uwzględnionych w niniejszym opracowaniu, aby sprawdzić aktualny stan ich zachowania. Z tego właśnie okresu pochodzi większość moich zdjęć zamieszczonych w książce.
Jak wskazuje Pan w publikacji, II wojna światowa i jej następstwa spowodowały całkowitą zagładę polskiego ziemiaństwa jako warstwy społecznej. Przedstawicielom tego stanu odebrano rezydencje i majątki. Wiele rezydencji zniszczono. A jakie funkcje nadano obiektom należącym do przedwojennego ziemiaństwa? To dziś budynki mieszkalne, a może ulokowano w nich siedziby instytucji kultury, bądź przebudowano, tworząc w nich biura, albo placówki edukacyjne?
Po 1945 r., gdy opisywane tereny zostały włączone w skład ZSRR, pozbawione właścicieli i gospodarzy pałace i dwory ulegały dewastacji lub celowo je niszczono. Najczęściej jednak wykorzystywano je jako siedziby administracji kołchozów lub sowchozów, jednostek wojskowych, szkół, bibliotek, szpitali, sanatoriów oraz innych instytucji. Wiązało się to na ogół z przebudową, często barbarzyńską, na potrzeby nowych użytkowników. Dalszymi szkodami skutkowały niewłaściwe użytkowanie obiektów, brak troski o ich stan oraz zaniechanie remontów i konserwacji. Paradoksalnie, sytuację jeszcze pogorszyły upadek ZSRR w 1991 r. oraz likwidacja kołchozów i sowchozów. Z dnia na dzień liczne dawne siedziby ziemiańskie straciły dotychczasowych gospodarzy, zostały opuszczone, a w rezultacie szybko zamieniły się w ruiny lub całkowicie zniknęły z powierzchni ziemi. Podobny los spotkał wiele budynków, w których po wojnie urządzono szkoły i szpitale, gdy wzniesiono ich nowocześniejsze i większe siedziby.
Jednym z ciekawych obiektów jest majątek Linowo. Po II wojnie światowej na bazie majątku powstał sowchoz. Funkcjonowała tu dworska gorzelnia, którą w 1986 r. przebudowano na fabrykę krochmalu. Nie jest to przypadek odosobniony. A co dziś się tu znajduje?
Podstawą działalności sowchozu była duża dawna dworska gorzelnia, którą w 1986 r. przebudowano na fabrykę krochmalu. Sowchoz upadł po rozpadzie ZSRR, a krochmalnia, przejęta przez jakąś spółkę państwową, zbankrutowała na początku XXI w. W związku z tym podjęto decyzję, by zakład sprzedać w prywatne ręce wraz ze zdewastowanym dworem. Mieściła się w nim niegdyś administracja sowchozu, a od czasu jego upadku obiekt jest nieużytkowany i powoli zamienia się w ruinę. W 2012 r. posiadłość kupił rosyjski przedsiębiorca Blinow, który zobowiązał się odbudować zabytek. Ponieważ nie podjął żadnych prac remontowych, w 2015 r. miejscowe władze unieważniły transakcję i ponownie wystawiły zniszczoną rezydencję na sprzedaż, ale jak się wydaje, dotąd nie znalazł się nowy nabywca. Myślę, że będzie go trudno znaleźć, bo dwór w Linowie należy do największych na całym opisywanym terenie i jego remont będzie musiał pochłonąć ogromne kwoty.
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Grzegorza Rąkowskiego „Kresowe rezydencje, t. 3: Województwo białostockie (część wschodnia) i woj. Poleskie”!
Niektóre z majątków, które dawniej tętniły życiem, dziś są niezamieszkałe. Tak jest m.in. z miejscowością Dołhe, w której dzieciństwo spędził Józef Ignacy Kraszewski (1812–1887). Pana publikacja pozwala zatem na restytucję pamięci?
Teren majątku w Dołhem, to przykład rezydencji, z której nie pozostało prawie nic, poza zarośniętym rumowiskiem w formie niewysokiego trawiastego pagórka i fragmentami zasypanych piwnic dawnego dworu. Wycięto nie tylko wspaniały niegdyś park, ale wszystkie drzewa otaczające zabudowania dworskie. Nie istnieje nawet zaorana obecnie główna droga prowadząca do siedziby Kraszewskich, a ślad po niej wyznacza kilka samotnych śródpolnych drzew dawnej alei wjazdowej.
Mimo to jednak zdecydowałem się na zamieszczenie opisu tego miejsca, bo znajdował się tu dom rodzinny klasyka naszej literatury, Józefa Ignacego Kraszewskiego, który spędził w nim dzieciństwo, później wielokrotnie odwiedzał tu rodziców, a następnie gospodarujących w majątku braci, Lucjana i Kajetana, którzy też byli postaciami wybitnymi, choć obecnie zapomnianymi. Kraszewski, który zasłynął jako autor licznych powieści historycznych, pozostawił także ilustrowane własnymi rysunkami opisy podróży po kraju, które mają dziś wielką wartość jako swego rodzaju reportaże krajoznawcze z epoki. W swoich wspomnieniach i pamiętnikach pisarz sporo miejsca poświęcił także Dołhemu, a jeden z nielicznych zachowanych wizerunków rodzinnego dworu to rysunek wykonany jego ręką. Miejsce to, tak silnie związane z niezwykle popularnym w swoim czasie autorem, z pewnością zasługuje na upamiętnienie, choćby w formie opisu.
Z opisanymi w publikacji zamkami, pałacami i dworami miało związki wiele wybitnych osób. Przykładowo, z Hruszową związana była Maria Rodziewiczówna (1864–1944), jedna z najpopularniejszych polskich pisarek, która była właścicielką tego majątku przez 52 lata, a przez niemal 25 lat mieszkała tam zupełnie sama. To tam napisała swoje najważniejsze utwory?
Maria Rodziewiczówna stała się właścicielką Hruszowej w 1887 r. Początkowo mieszkała w rodzinnym dworze wraz z babką – Eleonorą z Giełgudów, matką i starszą siostrą Celiną. Wszystkie te najbliższe pisarce osoby niebawem umarły w krótkich odstępach czasu w latach 1893–1894. Odtąd Rodziewiczówna przez blisko ćwierć wieku mieszkała w Hruszowej sama. Dopiero w 1919 r. sprowadziła się do niej daleka krewna i przyjaciółka – Jadwiga Skirmunttówna z niezbyt odległego Mołodowa, która zresztą już przedtem często tu gościła, i która odtąd niemal nie rozstawała się z pisarką aż do jej śmierci. Pierwsze próby literackie Rodziewiczówny pochodzą z roku 1882, a pierwszą powieść Straszny dziadunio opublikowała w 1886 r. Łącznie napisała i wydała ponad czterdzieści powieści i zbiorów opowiadań. Niemal wszystkie powstały w hruszowskim dworze. Wiele z nich, w tym te najsłynniejsze, jak Lato leśnych ludzi i Czahary, przedstawiało realia jej rodzinnego Polesia, z niepowtarzalnymi opisami krajobrazów i barwnymi portretami bohaterów – miejscowych ziemian i Poleszuków.
Kres związku Rodziewiczówny z Hruszową nastąpił w 1939 roku. Jak wyglądała ta „przeprowadzka”?
We wrześniu 1939 r., po zajęciu Polesia przez Sowietów, Rodziewiczówna i Skirmunttówna zostały we dworze, jednak na początku października usunął je stamtąd „komitet wiejski”, po czym przedostały się do Łodzi, a następnie do Warszawy, gdzie mieszkały do powstania. Po jego upadku, w związku z zarządzoną przez Niemców ewakuacją miasta, w październiku 1944 r. chora Rodziewiczówna i jej przyjaciółka wyjechały w okolice Skierniewic i osiadły w leśniczówce Leonów, należącej do majątku Żelazna zaprzyjaźnionej rodziny Mazarakich. Tu właśnie skrajnie osłabiona pisarka umarła na zapalenie płuc 6 listopada 1944 r. Pochowano ją na cmentarzu w Żelaznej. W czwartą rocznicę śmierci, w listopadzie 1948 r. jej szczątki ekshumowano i po uroczystym nabożeństwie w kościele Świętego Krzyża w Warszawie złożono na Powązkach, w Alei Zasłużonych.
Zainteresował Was ten temat? Koniecznie sięgnijcie po książkę Grzegorza Rąkowskiego „Kresowe rezydencje, t. 3: Województwo białostockie (część wschodnia) i woj. Poleskie”!
Warto wspomnieć też o drewnianym dworze w Mereczowszczyźnie, w którym urodził się Tadeusz Kościuszko. Przyszły naczelnik powstania mieszkał tu do 1755 roku. Czy dziś znajdziemy tam jakieś ślady obecności rodziny Kościuszko? Jak ten obiekt dziś wygląda?
Oryginalny drewniany dworek, w którym urodził się Tadeusz Kościuszko, został wzniesiony ok. 1720 r. jako mieszkanie administratora folwarku Mereczowszczyzna, należącego do rozległego majątku dóbr Kosów. W ręku Kościuszków znajdował się nieco ponad trzydzieści lat – od 1733 do 1764 r. Jako narodową pamiątkę po Naczelniku odnowiono go w 1857 r. – na koszt hr. Wandalina Pusłowskiego, ówczesnego właściciela Kosowa, oraz w okresie międzywojennym – staraniem władz polskich, które w 1936 r. otworzyły w nim skromne muzeum Kościuszki. Dworek został doszczętnie spalony w lipcu 1944 r. przez partyzantów sowieckich. W 2003 r., dzięki inicjatywie powstałego w 1996 r. w Stanach Zjednoczonych Komitetu Odbudowy Domu Rodzinnego Kościuszki oraz lokalnej społeczności polskiej, przy finansowym wsparciu białoruskich władz obwodu brzeskiego, dworek zrekonstruowano na podstawie dawnej ikonografii i posadowiono na starych fundamentach oraz przyziemiu mieszczącym autentyczne piwnice oryginalnej budowli. Jest to stosunkowo nieduży obiekt na planie prostokąta, nakryty łamanym, czterospadowym gontowym dachem, od frontu zaakcentowany niewielkim gankiem. Obecnie mieści się tu działające od 2004 r. muzeum Tadeusza Kościuszki, a przed nim stoi wzniesiony w 2018 r. pomnik Naczelnika.
„Kresowe rezydencje” to niemi świadkowie wydarzeń. Od wielu lat modna jest rewitalizacja obiektów o ważnym znaczeniu historycznym. Na fali tego trendu realizowane są prace remontowe i rekonstrukcyjne m.in. w pałacach w Różanie, Kosowie-Mereczowszczyźnie i Świacku Wielkim oraz na Starym Zamku w Grodnie. Do kogo należały te rezydencje?
O rezydencjach w Różanie, Kosowie-Mereczowszczyźnie i Świacku była już mowa. Stary Zamek w Grodnie, najbardziej znany jako rezydencją królewska, to zasadniczo cały zespół różnych budowli i ich pozostałości, wznoszonych na Górze Zamkowej nad Niemnem w okresie od X do XIX w. Początkowo, od końca X w. istniał tu gród będący siedzibą książąt ruskich, stanowiący od XII w. stolicę udzielnego księstwa. W XIII w. opanowali go Litwini, a w końcu XIV w. wielki książę Witold wzniósł na miejscu grodu murowany gotycki zamek.
Po unii lubelskiej zamek stał się jedną z ulubionych rezydencji polskich królów, a za czasów Stefana Batorego surową warownię przebudowano na reprezentacyjną późnorenesansową rezydencję. Po zniszczeniach wojennych, jakich zamek doznał w okresie wojen od drugiej połowy XVII do początku XVIII w., odbudowano go już w formie uproszczonej i nie odzyskał on już dawnej świetności. Prawdziwy upadek dawnej królewskiej rezydencji nastąpił w okresie zaborów. Rosyjskie władze przeznaczyły ją na siedzibę instytucji wojskowych, m.in. koszar, szpitala i magazynów, które mieściły się tu do I wojny światowej. Zamek przebudowano na potrzeby nowych użytkowników, pozbawiając jego elewacje wszelkich ozdób. W okresie międzywojennym w przejętym od wojska obiekcie umieszczono siedzibę muzeum historycznego, muzeum mieściło się tu także przez cały okres powojenny. W 2017 r., z inicjatywy władz białoruskich, na Starym Zamku rozpoczęto zakrojone na szeroką skalę prace rekonstrukcyjne, mające mu przywrócić wygląd z czasów największej świetności, czyli z epoki Stefana Batorego. Rekonstrukcja ta wywołała wiele kontrowersji i zasadniczą krytykę specjalistów.
Choć istniały dokładne plany i rysunki odtwarzające wygląd królewskiej rezydencji z tamtych czasów i wg których zamierzano ją odbudować jeszcze przed II wojną światową, autor obecnego projektu rekonstrukcji, nie wiadomo czemu, postanowił oprzeć się na grawiurze Tomasza Makowskiego z 1600 r. przedstawiającej widok Grodna z niezbyt dokładnym i pozbawionym szczegółów wizerunkiem zamku. Wykonany na tej podstawie projekt, nie konsultowany z fachowcami, siłą rzeczy w mniejszym lub większym stopniu jest wytworem fantazji. Jako wykonawców zaangażowano firmy niemające żadnego doświadczenia w tego rodzaju pracach, a na budowie wykorzystuje się najtańsze, często tandetne materiały. Pierwszy etap rekonstrukcji zamku, która zapewne potrwa jeszcze wiele lat, zakończono w 2021 r. i część jego pomieszczeń udostępniono zwiedzającym. W ogniu dość powszechnej krytyki i prasowych polemik, odbudowywany grodzieński zamek powszechnie okrzyknięto „Disneylandem”.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Instytutem Pamięci Narodowej.