Grzegorz Kuczyński – „Wagnerowcy. Psy wojny Putina” – recenzja i ocena
Grzegorz Kuczyński – „Wagnerowcy. Psy wojny Putina” – recenzja i ocena
Nie trzeba nikogo przekonywać, że historia najemników jest tak samo długa, jak historia państw na świecie. Bez względu na to, czy mówimy o czasach minionych czy też współczesnych, zawsze robili to samo – wojowali dla tego, kto im dobrze zapłacił – podkreśla Grzegorz Kuczyński we wstępie swojej najnowszej książki „Wagnerowcy. Psy wojny Putina”. Temat jaki podjął dziennikarz specjalizujący się w zagadnieniach związanych z Rosją oraz obszarem państw postsowieckich – jest niezwykle aktualny, gdyż o wagnerowcach ponownie zrobiło się głośno, za sprawą ich udziału w wojnie na Ukrainie.
Na początek autor opisuje próby powstawania prywatnych firm wojskowych w Rosji postsowieckiej. W wielu krajach działalność private military company (PMC) to legalny i bardzo dochodowy biznes. Szacuje się, że Rosja jest w stanie dostarczyć na światowy rynek usług wojskowych, ponad sto tysięcy ludzi. Jednak jej udział w globalnym runku wynosi tylko pięć procent. Wynika to z tego, że taka działalność w Rosji jest zabroniona, ponieważ wszelkie sprawy bezpieczeństwa oraz ochrony należą wyłącznie do państwa. Jak wyjaśnia Grzegorz Kuczyński: Niewykluczone, że ludzie FSB przekonali samego Putina, iż najemnicy kontrolowani przez wojskowy wywiad to potencjalne zagrożenie dla jego władzy. Mimo takiego stanu rzeczy, w Rosji jednak istnieją „zbrojne armie” jak RSB-Group, Moran Security Group, E.N.O.T. Corp czy też osławiona Grupa Wagnera. Jak to możliwie? Po prostu działają jak pewnego rodzaju struktury rządowe i narzędzie polityki zagranicznej państwa – dodaje autor „Wagnerowców”.
Kolejne strony publikacji dotyczą genezy Grupy Wagnera. Dowiadujemy się, że po raz pierwszy nazwa pojawiła się na jesieni 2015 roku i prawdopodobnie pochodzi od pseudonimu („Wagner”) byłego podpułkownika specnazu Dmitrija Utkina. To postać dość ponura i budząca strach samym wyglądem. Ten wysoki pięćdziesięciodwulatek z wygoloną czaszką – jest wojskową twarzą wagnerowców i miłośnikiem III Rzeszy, o czym świadczą na jego ciele tatuaże, związane z ideologią nazistowską. Sponsorem wagnerowców jest wieloletni przyjaciel Władimira Putina z czasów petersburskich – Jewgienij Prigożyn, który karierę biznesową zaczynał od budek z hot-dogami. Interes tak dobrze się rozwijał, że otworzył ekskluzywne restauracje, o czym szeroko rozpisuje się Grzegorz Kuczyński.
Zapewne czytelników zainteresują kwestie werbunku do Grupy Wagnera. Generalnie nie przyjmuje się „czarnych”, czyli mieszkańców Kaukazu i Azji Środkowej. W zdecydowanej mierze służą w niej Rosjanie, choć nie brakuje obywateli Mołdawii, Białorusi, Serbii. W latach 2014 –2015, podczas walk na Ukrainie, wielu ludzi z tego obszaru zaczęło zaciągać się do służby u wagnerowców. Najemnik w czasie szkolenia przed wyjazdem do Syrii czy Donbasu – mógł liczyć na 1,3 tys. dolarów miesięcznie. W zależności od misji, można było zarobić około 4 tyś. dolarów. Odszkodowanie za śmierć wahało się od 30 do nawet 80 tysięcy dolarów. Tak na marginesie, nie jest to jakaś intratna suma, gdyż w zachodnich firmach wojskowych, miesięczna gaża wynosi co najmniej 20 tyś dolarów. Również misje są zdecydowanie bezpieczniejsze i firmy nie działają po to, aby brać udział akcjach wojennych.
Kandydaci na wagnerowców przechodzili badanie, podczas którego odpowiadali na pytania o to, czy nie mają znajomych wśród dziennikarzy. Rekrutacji nie mogły przejść osoby, u których występował problem z zaniedbanym uzębieniem. Chętni z wirusem HIV czy żółtaczką od razu odpadali w przedbiegach. Wymagano także, aby osoba miała odbytą służbę wojskową. Natomiast wraz z agresją Rosji na Ukrainę – w internecie pojawiły się ogłaszania zachęcające do „pracy” wśród wagnerowców. Na ulicach rosyjskich miast, nie brakowało banerów przedstawiających zamaskowanych ludzi w mundurach z napisem Orkiestra W czeka na Ciebie. Chcesz spędzić niezapomniane lato z nowymi przyjaciółmi i przy tym zarobić? Firma turystyczna Wagner Group oferuje wycieczki po Europie, Afryce, Bliskim Wschodzie. Chodziło oto, aby wspomóc regularną armię na Ukrainie. W związku z tym, zmniejszono wymagania. Nie robiono już przeszkód dla kryminalistów – chyba, że zostali oskarżeni o przemyt narkotyków, gwałt lub terroryzm.
Im dłużej trawa wojna na Ukrainie, tym bardziej Rosjanie szukają mięsa armatniego. Od sierpnia bieżącego roku rozpoczęto werbunek w koloniach karnych. Zgłaszać się mogą mężczyźni od dwudziestego drugiego roku życia, a wymogiem dla osób powyżej trzydziestu pięciu lat jest to, aby byli w stanie przebiec jeden kilometr w 4 minuty i 20 sekund. Odstąpiono od wymogu zdrowego uzębienia, a udział w „koncertowaniu” na froncie, uniemożliwiał jedynie wyrok za przestępstwa seksualne. Ponoć na Ukrainie walczy już kilka tysięcy skazańców. Trzeba zaznaczyć, że charakter nieoficjalnego zaangażowania militarnego na Ukrainie – jest bardzo wygodny. Umożliwia to ukrywanie przez Rosję strat ludzkich przed opinią publiczną. No i wagnerowskie trupy nie są uwzględniane w oficjalnych raportach rosyjskiego ministerstwa obrony.
W dużej mierze lektura poświęcona jest opisom misji, w których uczestniczyła Grupa Wagnera. Donbas i Ługańsk były dla wagnerowców „tylko” próbą generalną. Zaś „koncertem” z prawdziwego zdarzania była Syria. Grzegorz Kuczyński pokazuje zaangażowanie najemników podczas walk w rejonach Aleppo, Palmyrze czy Latakii. Wagnerowcy łatwo radzili sobie ze słabo zorganizowanym i wyszkolonym przeciwnikiem. Gdy jednak przyszło starcie z amerykańskim lotnictwem w Dolinie Eufratu, to szybko zakończyło się klęską wagnerowców. Jedną z przyczyn masakry było pozostawienie ich na pastwę losu przez swoich sprzymierzeńców z rosyjskiej armii, o czym dowiemy się z recenzowanej książki. Wniosek z tego jest taki, że bez dobrej współpracy z rodzimym wojskiem, wagnerowcy mogą naprawdę niewiele. Dla osób mało obeznanych w konflikcie syryjskim, autor służy pomocą i wyjaśnia czytelnikom powody rosyjskiego udziału w utrzymaniu reżimu Baszara al-Asada.
Dalsza część książki ukazuje odbudowywanie rosyjskich wpływów na „czarnym lądzie”. A to wszystko według schematu, który można streścić jednym zdaniem: Wy dajecie nam dostęp do surowców, a my pomagamy wam utrzymać władzę. Libia, Sudan, Republika Środkowoafrykańska, Demokratyczna Republika Konga, Mozambik, Angola, Czad, Gwinea, Co łączy te wszystkie państwa? Ogromna bieda i bogactwo w unikalne surowce. Grzegorz Kuczyński doskonale przedstawia nam zarys sprawowania władzy w tych krajach i szybko dojdziemy do wniosku, że poza specjalistami, to tak naprawdę nikogo nie interesuje, co tam się rzeczywiście dzieje. A czy wejście Rosji, a ściśle rzecz biorąc: wagnerowców, bo regularnego wojska Kreml nie chce, a raczej nie może wysłać – poprawiło sytuację tych krajach? Oczywiście nie. Mało tego, jeszcze bardziej pogłębiło istniejące konflikty. Moskwa buduje tam zaprzyjaźniony pas państw, przecinający Afrykę od Morza Czerwonego na wschodzie po Zatokę Gwinejską i Atlantyk na zachodzie. Wybierają Rosję, bo nie zważa na prawa człowieka i demokrację. Poza tym Moskwa zapewnia broń, która cieszy się niezmienną popularnością w krajach biednych, a to ze względu na cenę, trwałość i łatwość obsługi. Choć „Psy Putina” w wymienionych państwach zajmują się szkoleniem służb, biorą udział w antyrządowych protestach czy pomagają w dyskredytacji przeciwników, to jednak zapewnienie bezpieczeństwa afrykańskim dyktatorom czy przywracanie legalnych władz jest drugorzędne. Liczy się głównie dostęp do rynków zbytu i uzyskanie koncesji na eksploatację surowców – o tym przekonamy się dzięki publikacji wydanej przez Bellonę.
„Wagnerowcy. Psy wojny Putina” to książka szybka, reporterska. Świat jaki się z niej wyłania jest zepsuty do szpiku kości. To rzeczywistość, która istnieje, ale jej nie dostrzegamy. Ba, nie chcemy dostrzegać, bo przecież ona wydaje się być gdzieś daleko od nas. O tym, że tak nie jest, stara się nas przekonać Grzegorz Kuczyński w publikacji, która nie powinna nikogo pozostawić obojętnym.