Geniusz szpiegowskiego półświatka - Juan Pujol

opublikowano: 2014-03-18, 10:45
wszelkie prawa zastrzeżone
W środku pozbawionej śniegu angielskiej zimy 1944 roku generał Dwight D. Eisenhower, aliancki dowódca nadchodzącej inwazji w Europie, chciał jak najszybciej wydostać się z Londynu...
reklama
Juan Pujol

Był styczeń, do D-Day zostało mniej niż sześć miesięcy i wydawało mu się, że każdy aliancki oficer i VIP w stolicy czuł, jakby miał prawo wpaść niespodziewanie do jego biura i żądać, by go wysłuchano. Strumień wizytantów nigdy się nie kończył, przeszkadzając Eisenhowerowi i jego sztabowi, którego maszyny do pisania, odgłosy kroków i męskie głosy tworzyły ciągły, niski hałas pełen determinacji w pokojach przy 20 Grosvenor Square. Amerykański ambasador John Winant w kółko stukał do jego drzwi. Churchill był jak zawsze niepoprawny. Dziś – spojrzał na notes z zapisaną listą spotkań – miał przyjść Noel Wild z Ops(b), szef mało znanego wydziału wielkiego sztabu Eisenhowera – decepcji.

Generał był początkowo sceptycznie nastawiony do idei decepcji, pełnego cieni biura szpiegów, którzy podróżowali po całej Europie utrzymując, że mogą zwieść Hitlera i zmienić losy wojny. Generał George S. Patton, który ku własnemu niezadowoleniu został zaangażowany w cały projekt jako dowódca wymyślonej jednomilionowej armii zwanej FUSAG, podsumował początkowe wrażenia Eisenhowera i ciągle obowiązujące podejście wielu innych wojskowych i politycznych przywódców: „Cholerna tajemnica jest raczej denerwująca”, napisał, „szczególnie dlatego, że wątpię, by kogokolwiek dało się oszukać”.

Eisenhower zmienił zdanie o decepcji po tym, gdy miał okazję z pierwszej ręki przekonać się o jej skuteczności w czasie kampanii na Morzu Śródziemnym. Jednak w styczniu 1944 roku miał wiele więcej prawdziwych problemów: niszczyciele, francuskie koleje, barki do lądowania zwane LST, których było niezwykle mało i których brak mógł ukręcić całej inwazji łeb zanim w ogóle się zaczęła. Te boleśnie prawdziwe i ważne rzeczy zajmowały jego czas i nie miał w kalendarzu miejsca na problemy szpiegów.

Gdy szedł przez sale swojej kwatery, łysy, przystojny i emanujący wigorem, Eisenhower wydawał się być pewny siebie „żywe dynamo energii, dobrego humoru, niezwykłej pamięci do szczegółów i niezwykłej odwagi na przyszłość”. Jego personel uwielbiał jego ciągły optymizm, jednak w środku i w prywatnych listach do Mamie, generał martwił się tym, co przyniosą następne miesiące. Palił cztery paczki Cameli dziennie, a dziennikarz opisał go później jako „przygniecionego troskami... jakby każda z gwiazdek na jego ramionach ważyła cztery tony”.

Jeśli i gdy Alianci zajmą plaże Normandii, Eisenhower miał zamiar do nich dołączyć. Wyprawa do Francji miała być dla niego powrotem do przeszłości. Spędził tam rok, o czym niewielu z jego gości miało pojęcie. Idylliczny czas miedzy 1928 a 1929, gdy Eisenhower – troszkę szczuplejszy i z większą ilością włosów na głowie – podróżował po drogach Bordeaux i Akwitanii wraz z wojskowym kierowcą. Zjadał się piknikowymi lunchami na trawiastych poboczach wiejskich dróg i drażnił uszy farmerów swoim podstawowym francuskim, by po chwili zdobyć ich swoim wspaniałym uśmiechem. Ten rok pod koniec Roaring Twenties był jednym z najlepszych w jego życiu. Jako zawodowy oficer trafił do Francji by napisać przewodnik po polach bitew i cmentarzach amerykańskich oddziałów z czasów I wojny światowej – surowych, ponurych miejsc, gdzie rodziny żołnierzy przybywały, by uhonorować swoich zmarłych.

reklama
Generał Dwight D. Eisenhower

Wydawało się to wtedy całkiem miłym zadaniem, jednak wspomnienia Eisenhowera z Francji niedawno pokryły się cieniem. Jeśli D-Day nie zakończy się sukcesem, amerykańskie cmentarze pokryją wzgórza i pola Normandii niczym tak charakterystyczne dla regionu hiacynty. Francuzi będą potrzebowali całych hektarów dobrych pól na groby samej 101. Powietrznodesantowej, a jeszcze więcej dla młodych żołnierzy z Wielkiej Czerwonej Jedynki; białe krzyże pokryją normandzką wieś. Zachodnia Francja stanie się grobowcem całego pokolenia amerykańskich żołnierzy, ludzi, których Eisenhower starał się odwiedzić przy każdej okazji.

Liczby związane z inwazją były przytłaczające. Eisenhower miał nadzieję rzucić na kontynent pięć dywizji w samym pierwszym dniu operacji. We Francji i Niderlandach czekało na niego pięćdziesiąt sześć niemieckich dywizji. Piętnasta armia była najprawdopodobniej kluczowym elementem układanki: była rozciągnięta od Turhout w Belgii (1. dywizja pancerna) do Amiens (2. dywizja pancerna) i Pontoise we Francji (116. pancerna), w miejscach, które Eisenhower dobrze znał. Przygotowane było też dziesięć niemiecki dywizji zmechanizowanych, które „miały być przygotowane jako centralnie kontrolowana mobilna rezerwa, której zadaniem miało być wrzucenie sił inwazyjnych z powrotem do morza zanim będą zdolne ustanowić przyczółek”. Alianci kalkulowali, że większość z tych rezerw zostanie wysłana do Normandii w przeciągu tygodnia od inwazji. Ten jeden tydzień miał być kluczowy.

Jeśli Noel Wild i jego szarada nie zdołaliby zwieść Niemców odnośnie do prawdziwego celu inwazji ten niemieckie dywizje zaczęłyby napływać na południe i mogłyby podjąć próbę zniszczenia alianckich sił inwazyjnych na drogach i w małych miasteczkach Normandii. Jeśli dezinformacja powiodłaby się, dywizje pancerne zostałyby tam, gdzie stacjonowały, czekając na „prawdziwe” lądowanie. Jak to jednak osiągnąć? Kto mógłby ukryć największe siły inwazyjne w historii przed czujnym wzrokiem Berlina?

Wreszcie podpułkownik Wild zastukał do drzwi. Był „chudym, eleganckim i niskim mężczyzną” i – chociaż nie wywarł wielkiego wrażenia na Eisenhowerze – był też wykształcony w elitarnym Eton. Dwóch żołnierzy porozmawiało chwilę po czym Eisenhower wyraził swoją dość rozsądną prośbę: „Po prostu trzymaj ode mnie z daleko przez pierwsze dwa dni Piętnastą Armię. To wszystko, o co proszę”, powiedział.

Wild zasalutował i wyszedł.

reklama

Eisenhower poza rozmową z Wildem odbył tego dnia wiele spotkań i pewnie zapomniał o niej niemal natychmiast. Jeśli w ogóle się nad nią zastanowił to pewnie i tak uznał, że jego prośba – kluczowe czterdzieści osiem godzin bez Piętnastej Armii – to i tak zbyt wiele.

Tego samego dnia, około dwóch mil od kwatery głównej Eisenhowera, dość zwyczajnie wyglądający mężczyzna nazwiskiem Juan Pujol jechał metrem do mało wyróżniającego się biura na Jermyn Street. Chociaż był niski i chudy Pujol nosił się jak członek zrzuconej z tronu europejskiej rodziny królewskiej, która znalazła się na czas wojny w Londynie. Szedł wyprostowany, z uśmiechem na ustach. Ten młody Hiszpan miał niemal dziecięcą twarz, szerokie czoło, wystający nos i wyraźnie zarysowany podbródek. Na jego twarzy wyróżniały się ciepłe, brązowe oczy, mieniące się na zielono, które czasem błyszczały z radością i ukrytą głębią. Pujol dojeżdżał do pracy każdego dnia ze swojego domu w Hendon, gdzie mieszkał ze swoją piękną, lecz nieszczęśliwą żoną i dwójką małych dzieci.

Makieta samolotu brytyjskiego lotnictwa, Wysypy Brytyjskie, jesień 1943 (fot. The National Archives)

Dwight Eisenhower był wszechmogącym dowódcą sił alianckich w Europie; każdy kwatermistrz okrętu, każdy działonowy czołgu, każdy sanitariusz był teoretycznie pod jego dowództwem. Pujol zaś był cesarzem niewidzialnego imperium. Był kluczowym elementem planu przekonania Hitlera, że atak nie będzie miał miejsca w Normandii, lecz bardziej na północ, w Calais. Jego zadaniem było wyłączenie z walki Piętnastej Armii, która przysparzała bezsennych nocy Eisenhowerowi. Tylko kilku ludzi, wśród nich podpułkownik Wild, wiedziało kim był Juan Pujol; chodził po ulicach Londynu nierozpoznany i niechroniony. Jednak ten niezwykły szpieg, który trzy lata wcześniej był nieudanym farmerem kurczaków i menagerem jednogwiazdkowej dziury w Madrycie, był teraz gwiazdą alianckiego kontrwywiadu. Churchill z uwagą śledził jego wyczyny. J. Edgar Hoover miał pewnego dnia chwalić się, że go spotkał. Jego kryptonim to Garbo; brytyjski oficer nadał mu to imię, bo uważał Pujola za „najlepszego aktora na świecie”.

W misji zwiedzenia Hitlera Garbo towarzyszył przedziwny zestaw drugoplanowych aktorów, wśród których było kilku podwójnych agentów, tajemniczy półkrwi Żyd oficer prowadzący o kryptonimie Jezus, duża ilość rekwizytów, specjalnie szkolna jednostka komandosów, jego własna armia nieistniejących agentów a nawet zwiadowca, który jeździł po kraju szukając miejsc, gdzie duchy Garbo mogły się zatrzymać w czasie ich szpiegowskich „misji” do Dover i Edynburga. Jednak co najważniejsze Garbo miał zaufanie Niemców. Agencja wywiadu Führera, Abwehra, wierzyła Garbo ponad wszystko. Agenci Abwehry byli przekonani, że był on ich tajną bronią w Anglii, mistrzem wywiadu, który przesłał im tyle wartościowych raportów (dokładnie przygotowanych z pomocą MI5), który zwerbował tyle cennych źródeł (wszystkie zmyślone) i który wierzył w nazizm tak bardzo, że przekazał im dokładny czas i miejsce inwazji. I jeśli Hitler wiedział gdzie i kiedy Eisenhower uderzy, to był przekonany, że nazistowskie zwycięstwo było pewne.

reklama

Dla Eisenhowera Hitler był tajemnicą, a całkiem możliwe i szaleńcem „odurzonym władzą egocentrykiem [...] jednym z tych przestępców-szaleńców”. Pujol miał mniej doświadczenia z wojskowymi przywódcami niż amerykański generał, ale wiedział więcej o faszystach: spotkał ich i z nimi walczył. Spędził miesiące próbując rozgryźć umysł Hitlera, wyobrazić sobie co niemiecki przywódca myślał i wtedy, z odległości sześciuset mil, ukryć przed nim całe dywizje i armady. Opinia Pujola o Hitlerze była ukształtowana przez jego katolickie wychowanie i sceny egzekucji, których był świadkiem w czasie hiszpańskiej wojny domowej. „Uważałem, że ten człowiek to szatan, ktoś, kto zupełnie zniszczy ludzkość”.

Tego chłodnego styczniowego dnia Pujol wyszedł ze stacji metra i ruszył w dół Jermyn Street. Dotarł do budynku, wszedł po schodach do swojego biura, przywitał się z młodą brytyjską sekretarką Sarą Bishop, która prowadziła rejestry jego armii duchów i rzucił „cześć” swojemu oficerowi prowadzącemu z MI5, Tommy’emu Harrisowi (zwanemu Jezus), wypełniając pokój dymem z jego czarnych hiszpańskich papierosów. Pujol wiedział, że D-Day to jego ostateczni test jako szpiega i denerwował się coraz bardziej, mimo tego, że – podobnie jak i Eisenhower – sprawiał wrażenie radosnego i pewnego siebie.

Pujol poniósł porażkę w niemal każdym przedsięwzięciu, jakiego podjął się w swoim dotychczasowym, trzydziestodwuletnim życiu: jako student, biznesman, właściciel kin, żołnierz. Jego małżeństwo się rozpadało. Jednak w jednym, szczególnym rodzaju wojny, szpiegowskim półświatku znanym jako podwójna gra, młodzieniec ten był geniuszem i dobrze o tym wiedział. Po latach cierpienia i niepewności, Pujol miał nadzieję, że był gotów zmierzyć się w bitwie umysłów z najlepszymi mózgami Trzeciej Rzeszy.

Makieta czołgu M4 Sherman

„Chciałem wypowiedzieć Hitlerowi prywatną wojnę”, powiedział. „I chciałem ją stoczyć moją wyobraźnią”.

Pujol zasiadł do swojego biurka. Być może zapytał Sarę Bishop jak bawiła się poprzedniego wieczoru. Lub zamienił kilka słów z Tommym Harrisem o lunchu w pobliskiej restauracji Martineza, ich ulubionym miejscu. Jednak pomimo ich bliskich relacji, wzmocnionych dwoma latami zmyślania intryg i spisków rozsianych po całej Europie i świecie, tajemniczy Harris trzymał przed swoim najlepszym agentem dwie rzeczy w tajemnicy: plan ukrycia D-Day prze Hitlerem – ukryty pod kryptonimem operacja Fortitude – był w poważnych tarapatach. Jednak co gorsza, szpieg Abwehry w Lizbonie niedawno dał znać, że wie wszystko o Garbo i niedługo może go wydać Gestapo, ostatecznie kończąc jego zadanie.

Pujol nie miał o tym pojęcia i zaczął pisać wiadomość dla Niemców, swoim pięknym, pochyłym pismem. Znał się dobrze na tajemnicach. Sam miał ich kilka.

Powyższy tekst pochodzi z książki Stephana Talty'ego pt. Agent Garbo”:

Stephan Talty
„Agent Garbo”
Okładka:
broszurowa ze skrzydełkami
Liczba stron:
384
Data i miejsce wydania:
1
Format:
145 x 205 mm
ISBN:
978-83-7758-600-6
reklama
Komentarze
o autorze
Stephan Talty
Amerykański pisarz i dziennikarz. Autor bestsellerów z listy New York Times, specjalizuje się zarówno z powieściach kryminalnych, jaki i w pozycja z zakresu literatury faktu. Pochodzi z Buffalo. Współpracuje m.in. z New York Times, GQ i _Men's Journ

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone