French L. MacLean – „Okrutni łowcy” – recenzja i ocena
French L. MacLean – „Okrutni łowcy” – recenzja i ocena
French L. MacLean to były oficer armii amerykańskiej i historyk wojskowości. Ma na swoim koncie książki dotyczące II wojny światowej. Jedna z nich, dotyczące oddziału Oskara Dirlewangera, ukazała się właśnie nakładem Wydawnictwa Bellona.
Oskar Dirlewanger jest jednym z najbardziej znanych dowódców SS. Wraz ze swoimi oddziałami dopuścił się zbrodni wojennych, które pochłonęło życie od 60 do 120 tysięcy ludzi (w większości ofiar cywilnych). On sam zasłużył się podczas I wojny światowej, w czasie służy w Freikorpsach Epp, Haas i Sprösser (tłumił powstania komunistyczne, brał udział w puczu Kappa oraz walczył przeciwko Powstańcom Śląskim), a także podczas wojny domowej w Hiszpanii. Jego kariera załamała się w 1934 r., kiedy to został skazany za gwałt na trzynastolatce (jego żądania rewizji wyroku uznano za wykroczenie i zesłano go do obozu koncentracyjnego w Welzheim). W 1940 roku został zrehabilitowany i przyjęty do SS. To właśnie on był pomysłodawcą stworzenia specjalnej jednostki złożonej z kłusowników oraz przestępców skazanych za najcięższe zbrodnie.
Okrucieństwo i perwersje szerzące się wśród podwładnych Dirlewangera (w których sam ochoczo uczestniczył) sprawiły, że przez cały okres wojny deptali mu po piętach śledczy SS, w tym sam słynny Konrad Morgen. Jego system walki z partyzantami na Białorusi ograniczał się do brutalnych pacyfikacji całych wsi i miasteczek. Tę sama zasadę przyjął podczas walk z Powstańcami Warszawskimi. Dirlewanger został aresztowany 1 czerwca 1945 roku we francuskiej strefie okupacyjnej. Umarł sześć dni później w niewyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie pobity na śmierć przez polskich strażników z 3. kompanii 29. Zgrupowania Piechoty Polskiej pełniących służbę wartowniczą na tyłach francuskiej 1. Armii.
Książka MacLeana nie jest nową pozycją. W Stanach Zjednoczonych ukazała się w 1998 roku. Jak czytelnik może przekonać się już we wstępie autor jest wyznawcą mitu „rycerskiego Wehrmachtu”. Uważa, że zbrodni dopuszczały się tylko jednostki pokroju oddziałów Dirlewangera, a armia niemiecka wykazywała się przestrzeganiem zasad prowadzenia wojny oraz była ostoją wszelkich cnót żołnierskich. Dzisiaj takie podejście do historii II wojny światowej nie ma już żadnej racji bytu. Co ciekawe ten mit obalała już niemiecka wystawa z 1995 roku.
Podczas lektury rzuca się w oczy dramatyczny stan zredagowania książki. Jest to raczej zlepek notatek autora niż uszeregowana monografia historyczna. Wtrącane nagle w narrację rozbudowane cytaty z opinii wojskowych czy dokumentów nie sprzyjają zachowaniu chronologii wydarzeń. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby w głównym tekście pozostawiono niezbędne fragmenty, a całość (bardzo ciekawych swoją drogą dokumentów) przeniesiono do aneksu.
Bardzo mocno widać, że książka ma już swoje lata. Nie sposób znaleźć w niej odkrywcze tezy. Informacje zawarte w niej są dostępne w wielu innych monografiach poświęconych Dirlewangerowi. A trzeba podkreślić, że dorobił się on potężnej liczby opracowań, w tym analiz problemowych poszczególnych akcji, w których brały udział jego oddziały.
W roku wydania książki zdecydowanie wyróżniała się ona wykorzystaniem materiału źródłowego i archiwaliów. Jednak po 25 latach trudno „wycisnąć” z niej jakieś świeże informacje. Do tego bardzo chaotyczny układ powoduje, że nie jest to pozycja po którą sięgnie duża liczba osób w pierwszej kolejności.