Filip Springer – „Miedzianka. Historia znikania” – recenzja i ocena
Autor od dłuższego czasu związany jest z prestiżowymi magazynami w Polsce. Może poszczycić się również wieloma nagrodami publicystycznymi. W 2011 roku ukazał się jego pierwszy reportaż „Miedzianka. Historia znikania”, a na wrzesień przyszłego roku, planowana jest kolejna publikacja autora z tej samej dziedziny – „Przewodnik po śmietniku”.
Springer pracował nad recenzowaną pozycją 24 miesiące. Na ponad dwustu stronach przedstawia całą historiografię górniczej osady w południowo-zachodniej Polsce od momentu jej powstania w XIV wieku, aż do dnia dzisiejszego. Opowiada między innymi o nieistniejącym dzisiaj browarze Franzkiego, w którym warzone było piwo znane w całej okolicy. Inspiracją do podjęcia tematu tej historii był właśnie przypadkiem otrzymany przez Springera porcelanowy korek z emaliowanym napisem z tej warzelni, a także na wpół zniszczona butelka z tej samej kolekcji.
Reportaż wnikliwie opisuje eksploatacje rud miedzi i cynku oraz złóż srebra w tej najmniejszej miejscowości Dolnego Śląska. Po wojennej zawierusze kopalnie i sztolnie wykorzystywano do wydobywania uranu na skalę przemysłową.
Autor prezentuje równolegle życie mieszkańców miasteczka – Niemców, Polaków i nielicznych Żydów, którzy nieustannie opuszczają Miedziankę lub powracają do niej, na przykład na skutek II wojny światowej. Ich losy za sprawą wspólnego sekretu, ale i specyficznego charakteru wspólnoty, przeplatają się ze sobą w zaskakujący i niemożliwy do przewidzenia sposób przez kolejne pokolenia, aż po czasy współczesne.
Reporter w swoim śledztwie porusza tematy tabu, o których żyjący mieszkańcy Miedzianki mówić nie mogą lub nie chcą. Jak na przykład o tym, że gdyby naród niemiecki pozostał w Kupfebergu po wojnie, to nadal by istniał i trwał w swej świetności. Springer szuka także odpowiedzi na pytania o przyczynę gwałtownego zniknięcia słynnego „zielonego” miejsca, odwiedzanego niegdyś przez turystów i kuracjuszy. Poddaje refleksji, czy winne temu mogą być klątwy, które od wieków nad tym miejscem wisiały. Na jednym z dwóch krzyży, niczym przestrogę dla żywych i potomnych, przybito nawet „Memento – Pamiętaj”, aby przelana wielokrotnie krew nigdy nie została zapomniana.
Springer zastosował rozbudowaną charakterystykę postaci, co pozwala na wyobrażenie sobie i zrozumienie poszczególnych osób. W połączeniu z przeprowadzonymi przez niego wywiadami został osiągnięty zamierzony efekt: wielowymiarowy tekst książki. Przedstawione dialogi wywołują napięcie, budzą niepewność. Kiedy postacie zaczynają mówić o tym, co stało się w ich sielskiej Miedziance, czytelnikowi udziela się nawet strach, zupełnie jak w powieści sensacyjnej. To wszystko powoduje zainteresowanie. Warto dodać, ze tempa akcji dodaje również czas teraźniejszy, w jakim prowadzona jest narracja.
Interesujący jest sposób opisywania faktów przez Springera. Użyty przez niego język jest codzienny z nutą nonszalancji. Jednak naturalnie odzwierciedla emocje i różne środowiska, z których pochodzą bohaterowie reportażu.
Układ książki nie jest zrozumiały. Za tę trudność należy się zdecydowany minus. Narracja jest tak wielowątkowa, że rozdziały i podrozdziały czasem wprowadzają zamęt – do tego stopnia, że czytelnik musi wrócić do wcześniejszych stron, by zorientować się, który wątek akurat jest poruszany.
Jednocześnie autorowi należy się ogromny szacunek za ilość zebranych informacji i ich przetworzenie. Książka jest wręcz przeładowana wiadomościami. Nie jest to w tym przypadku wadą, a ogromną zaletą. Fakty historyczne zostały pozyskane między innymi za sprawą imponującej ilości polsko- i obcojęzycznej literatury, gazet, kronik. To tylko potwierdza ogrom czasu i pracy, jaką musiał włożyć Filip Springer w swoje pierwsze dzieło. Jest to także wynik jego rzetelności, sumienności i dążenia do jak najwierniejszego przedstawienia historii Miedzianki.
Nie znam innych pozycji dotyczących „miasteczka na Górze Miedzi”. Postaram się tę lukę wypełnić. Jednak nawet gdyby takowe istniały, raczej nie będą przedstawione w tak artystyczny i intrygujący sposób. Wątpliwe jest również znalezienie autora, który poświęciłby dwa lata, jak w przypadku Springera, na zbieranie materiału do książki o mieścince, która „upadła”.
„Miedzianka. Historia znikania” jest bezdyskusyjnie dziełem nieocenionym pod względem wartości treści. Za sprawą konsekwencji autora, Miedzianka wciąż istnieje i „żyć” będzie zawsze w pamięci tych, którzy przeczytali ten reportaż. Gdyby nie dzieło Springera, pamięć o tym miejscu przetrwałaby tylko w przekazach ustnych, i to na pewno zniekształconych. Z czasem i te odeszłyby w niepamięć.
Za dość niewielkich rozmiarów książkę zapłacić trzeba około 37 złotych. Nie jest to wygórowana cena, zważywszy na ogrom treści w zawartej w publikacji. Minusem jest format, zaledwie nieco większy niż pocztówkowy A6. Natomiast ciekawe jest zdjęcie okładkowe. Widać na nim pozornie sielski obrazek, przestawiający pasącego się konia na łące, nad którą zbierają się burzowe chmury. Spokojne, ale intrygujące. Trafnie dobrane przez wydawnictwo do treści książki.
Ilość ilustracji jest niezadowalająca. Jednak trzeba mieć na uwadze, że są to zdjęcia oryginalne, z prywatnych kolekcji. Z miejsca, którego nie ma, a które już za swego istnienia zostało „owiane legendą”. Warto zwrócić uwagę, że każde zdjęcie jest dobrej jakości i ukazuje zarówno postacie, jak i samo miasteczko z różnej perspektywy. Zupełnie jakby Springer chciał pokazać, że Miedzianka niczym człowiek miała „wiele twarzy”, znaczeń, historii i „ról do odegrania”.
Pięknym i wymownym gestem ze strony reportera było zamieszczenie na ostatniej stronie archiwalnego zdjęcia tablicy, która wisi na ostatnim drzewie ocalałym z tej górniczej osady. Napis na planszy w języku niemieckim głosi: „Pamięci Ludzi z Kupfebergu”. To jedno zdanie podsumowuje znaczenie całej książki.
W tekście brak jest błędów językowo-gramatycznych. Książka jest mocno sklejona. Czcionka jest mała, co utrudnia czytanie przy słabym oświetleniu, ale pewnie był to celowy zabieg ekonomiczny z uwagi na format i ilość tekstu.
Recenzowana praca mnie osobiście się nie podobała na tyle, żeby zachwycić. W pierwszej części stricte historycznej mnie znudziła. W środku zgubiłam się, ale już w drugiej części zaintrygowała, ożywiła i zdumiała aż do końca. Mam więc mieszane uczucia. Jednak tutaj ważniejszy jest ogólny wydźwięk reportażu. Przesłanie. Pamięć o Miedziance – o prawdziwej historii, której poznanie jest mozolne i trudne, ale na swój sposób ekscytujące. Jak każda wyprawa archeologiczna i każda przygoda z historią.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska