Felieton: Święto hipokrytów. Po raz trzeci

opublikowano: 2008-08-11, 16:59
wolna licencja
_Dzięki Olimpiadzie Chiny się zmienią!_ – prorokują broniący decyzji o przyznaniu Igrzysk Pekinowi. Mało kto pamięta, że tak samo mówiono, kiedy w 1936 roku na stadionie w Berlinie zapłonął olimpijski znicz. 3 lata później gospodarze Igrzysk wywołali najkrwawszą wojnę w historii świata.
reklama

Zobacz też: Igrzyska Olimpijskie - historia i polscy Olimpijczycy

60 tys. widzów, najważniejsi ludzie świata, wiele głów państw, wreszcie setki dziennikarzy i reporterów, a za ich pośrednictwem miliony telewidzów, oglądało ceremonię otwarcia Igrzysk w Pekinie. Nie było mnie wśród nich, ale odgłosy hucznej inauguracji Olimpiady dochodziły z pokoju mojego małoletniego brata aż nadto wyraźnie (nie ma się mu co dziwić, wszak to jego „pierwsza” Olimpiada). Z zażenowaniem wsłuchiwałem się więc w zachwyty panów Szaranowicza i Babiarza nad wspaniałą chińską kulturą i genialnym spektaklem przygotowanym przez organizatorów. Irytację wzbudzało we mnie to, jak – kierowani zapewne troskliwymi uwagami MKOl-u – sprytnie omijają tematy związane z łamaniem praw człowieka w Chinach, przypominając co jakiś czas, że polityka nie może zdominować sportu.

Ta przedziwaczna konstrukcja semantyczna pojawiła się w debacie nad Igrzyskami w Pekinie nie po raz pierwszy. Już kilka dni temu prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego Piotr Nurowski, delikatnie zmieszany, tłumaczył na lotnisku, że owszem – Chinom można wiele zarzucić, ale przecież to tylko polityka. I tak do jednego worka polityki wrzucono problemy Tybetu, Ujgurów, wolności słowa, wyzysku pracowników i innych praw człowieka regularnie łamanych przez władze chińskie.

Otwarcie pierwszych nowożytnych igrzysk w Atenach w 1896 r. Ile zostało z ideałów twórców MKOl-u?

Inni obrońcy Igrzysk wspominali, że przecież Chiny się zmieniają. W końcu odblokowano Internet, a i reprezentanci Tajwanu przyjęci zostali cieplej niż zwykle. Na ziemię powala argument byłego płotkarza Pawła Januszewskiego. W TVN24 stwierdził on, że przecież nie ma na świecie kraju, który w 100% realizowałby prawa człowieka.

Pławiąc się w hipokryzji, wszyscy zdają sobie sprawę, że trwające Igrzyska są plamą na sumieniu świata. W obliczu miliardów dolarów, jakie można zdobyć na chińskim rynku, do lamusa odesłano buńczuczne wypowiedzi o krzewieniu demokracji, niszczeniu dyktatur, prawach człowieka. Zastąpiła je próba udowodnienia wszystkim niedowiarkom, że Igrzyska Olimpijskie mają cudowną moc uzdrawiającą, a ich szczytne ideały głęboko utkwią w sercach Chińczyków i pobudzą w nich ducha wolności.

Jak zamienić Hitlera w potulnego baranka...

W próbie wykazania całemu światu, że białe jest czarne, a czarne jest białe, zapomniano o Igrzyskach, które odbyły się 72 lata temu. Wtedy to, przy aplauzie tłumów, Adolf Hitler witał z trybuny honorowej stadionu w Berlinie uczestników XI Igrzysk Olimpijskich. Wtedy również, mimo protestów i próby organizacji kontrolimpiady, zadowolono się złagodzeniem polityki rasistowskiej i obietnicami przeprowadzenia uczciwych zawodów sportowych.

Powtarzano, że światła idea olimpijska zmiękczy wrażliwe serce Hitlera i przywróci go na dobrą drogę. Mało robiono sobie z tego, że kilka miesięcy wcześniej Führer wkroczył z wojskiem do Nadrenii, łamiąc obowiązujące układy międzynarodowe. Żaden z polityków nie przypomniał, że już przynajmniej od 2 lat nazistowskie Niemcy prowadziły politykę dążącą do eksterminacji „ludności niearyskiej”. W tej sytuacji nikt z pewnością nie myślał o hasłach braterstwa, przyjaźni i solidarności pomiędzy narodami...

reklama
Stadion Olimpijski w Berlinie, 1936 rok. Święto pokoju i sportowej rywalizacji upiększały nazistowskie swastyki... (fot. Josef Jindřich Šechtl, licencja CC ASA).

Dla Hitlera celem Igrzysk w Berlinie było ukazanie silnych Niemiec i tryumfu nazizmu. Olimpiada nie miała być świętem sportowców, lecz trybuną dla propagandy niemieckiej, która chciała przedstawić całemu światu nordycki ideał człowieka. Jedyne, co mogło bronić Międzynarodowy Komitet Olimpijski to fakt, że decyzja o przyznaniu Igrzysk Berlinowi zapadła w 1931 roku, kiedy Hitler dopiero aspirował do roli kanclerza, choć jego partia była już znaczącą siłą polityczną.

...i ocieplić Zimną Wojnę?

Historia niewiele nauczyła MKOl i gospodarzem Igrzysk w 1980 roku została Moskwa. Święto komunistom popsuło jednak kilka państw zachodnich, które w obliczu Zimnej Wojny zbojkotowały Olimpiadę.

Dziś ponownie prawo do organizacji IO przyznano państwu, o którym od dawna wiadomo, że niewiele robi sobie z obowiązujących we współczesnym świecie praw człowieka. Raporty Amnesty International czy Reporterów bez Granic nie pozostawiają złudzeń. Mimo to władze chińskie otrzymały szanse na pokazanie swojej potęgi i przedstawienie światu gigantycznej wioski potiomkinowskiej, zasłaniającej szarą codzienność.

Dokonują zaś tego przy biernej postawie świata, który łudzi się, a może chce się łudzić, że Igrzyska zmienią Chiny, a powtarzane w kółko olimpijskie ideały nie są tylko pustym frazesem.

Nie da się więc uciec od polityki, ponieważ to ona, a nie sport, przyświeca organizatorom Igrzysk. Chińscy sportowcy, podobnie jak niemieckie cyborgi w 1936 roku, walczyć mają nie tyle w imieniu swoim czy nawet narodu, co w interesie politycznym państwa. Nie ma tu miejsca na zdrową rywalizacje sportową.

Pocieszające jest jednak to, że zarówno w Berlinie, jak i Moskwie, pojawiały się gesty i drobne wydarzenia, które w pył zmiatały nastrój tryumfu dyktatur. W 1936 czarnoskóry Jesse Owens, czterokrotny złoty medalista, udowodnił, że rasistowskie hasła Hitlera są jedynie pustymi sloganami. W tyle zostawiał on nazistowskich nadludzi, którzy zdominować mieli wszystkie dyscypliny sportu. W Moskwie zaś polski tyczkarz, w znanym wszystkim geście, pokazał rosyjskiej widowni co sądzi na jej temat.

Czy Igrzyska w Pekinie będą miały taki „swój” symbol? To pytanie zostaje otwarte. Być może nie dopuści do tego MKOl, który w strachu przed urażeniem władz chińskich zobowiązał się do wyszukiwania i karania wszelkich prób manifestacji politycznych. Jak szeroko potraktowane zostanie to pojęcie – nie wiadomo.

Dobrze, że Owens i Kozakiewicz występowali na Olimpiadach w 1936 i 1980. Dziś, w realiach nowoczesnego, demokratycznego świata, ich zwycięstwa odebrane zostałby pewnie jako manifestacja polityczna…

***

Nie namawiam do całkowitego bojkotu Igrzysk. Sportowcom, którzy przed 4 lata czekali na swój występ, należy się nasze wsparcie. Niestety tylko im.

Zobacz też:

Tekst zredagował: Kamil Janicki

Korektę przeprowadziła: Olga Śmiełowska

Przypominamy, że felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji "Histmag.org".

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone