Estetyka głupców

opublikowano: 2006-11-14 22:00
wszystkie prawa zastrzeżone
poleć artykuł:
Jak kraj długi i szeroki polskie życie polityczne sięgnęło dna. Ale kiedy, leżąc na dnie, próbowało się podnieść, nagle z jasnego nieba spadła na nie z wizgiem polska krytyka polityczna... i dno się oberwało.
REKLAMA
autor felietonu: Łukasz Karcz

Nie lubię pisać o bieżącej polityce. I nawet, kiedy ostatnio zdarzyło mi się napisać o wojnie w oświacie, zrobiłem to raczej z konieczności serca niż z rzeczywistego zapału polemicznego. Bieżąca polityka jednak nas tyka, a aktualny festiwal w robieniu nam dobrze na czas przy użyciu ust, zwany potocznie kampanią wyborczą, tylko tę tendencję wzmaga. Chcąc nie chcąc, odniosę się do tego po raz drugi i – mam nadzieję – ostatni, starając się od przyszłego odcinka tępić lewicę tylko i wyłącznie przy pomocy argumentów ogólniejszych niż te oparte na wieczornych „Wiadomościach” z ostatnich parunastu dni.

Uła ha, kaczory dwa

Nawet ja, nauczony doświadczeniem jeszcze z poprzedniego systemu, że telewizja kłamie, przyznać muszę, że polska polityka znajduje się w stanie daleko posuniętego rozkładu. Koalicja z Lepperem, gafy Kaczyński Bros., wygląd ministra edukacji i inne przypadłości, predestynujące (nie)miłościwie nam panujących do odegrania głównych ról w teledysku do pieśni „Englishman In New York”, przyprawiają mnie o dreszcze. I o ile pewne kroki ideologiczne można tłumaczyć po prostu realizacją programu, o tyle np. słynne już rozklekotane buty założone przez jednego z bliźniaków do garnituru czy rozkojarzenie prezydenta przy powitaniu z Angelą Merkel na tym szczeblu dyplomacji i obycia wołają o pomstę do nieba. A koalicja z Lepperem, jakkolwiek służy tylko potrzebom dostarczania głosów i wykpiwa się ochłapami dla Pierwszego Mulata Czwartej RP, wywołuje furię społeczną ludzi krzyczących o upadku koncepcji taniego państwa. I tak dalej, i tym podobne. Bo nawet, jeśli znajdzie się wola na tyle dobra, żeby tłumaczyć decyzje rządu PiS-u realizacją programu, to już doprawdy szczytem naiwności jest sądzić, że fatalną prasę Kaczyńscy zawdzięczają li tylko Układowi, a żadnego udziału nie ma w tym lekceważenie przez nich abecadła PR-u.

Oponenci nie mają najmniejszego problemu z rozszyfrowaniem skrótu PiS – ci bardziej kulturalni jako Populizm i Socjalizm (z czym w zasadzie nie sposób się nie zgodzić – nawet siedząc okrakiem na barykadzie), ci mniej kulturalni jako Przeproście i S***cie. Śmieszne… w zależności od poczucia humoru. Ponieważ jednak, w myśl powiedzenia Marka Hłaski, symetria jest estetyką głupców, a na miano takowych w oczach świata automatycznie zasługują wszyscy nieprzyłączający się do masowego chóru „opozycjonistów”, niechybnie na to niewdzięczne miano zarobię, usiłując nadać tej dyskusji nieco symetrii.

REKLAMA

Odgrzebywanie zapomnianych zbrodni

Bo nawet jeśli nie znosi się PiS-u, przyznać należy, że przynajmniej próbuje zrobić coś ze sprawami kładącymi się na III RP nie tyle cieniem, ile ciemnością. Ot, chociażby niedawna zapowiedź ponownego zbadania okoliczności śmierci prezesa NIK-u Waleriana Pańki. Ot, chociażby (niechby i tylko werbalne) deklaracje wyjaśnienia sprawy śmierci Michała Falzmanna. Ot, chociażby sprawa Mazura. Ot, chociażby sprawa Lesiaka. Każda z tych spraw – każda, każda, KAŻDA! – w kraju o stabilnym systemie demokratycznym spowodowałaby polityczne trzęsienie ziemi. Obok śmierci dziennikarzy śledczych, prezesów największego organu kontrolnego czy zwierzchnika policji nie powinna przejść obojętnie żadna władza. Tymczasem? Machnąć ręką można, kiedy portalowe bezmózgi ględzą o bezsensie śledztw w tej sprawie. Jeśli jednak takie argumenty podnoszą osoby wykształcone, spytać należy: czy ogół Polaków naprawdę uważa, że takie rzeczy powinny uchodzić płazem jako niemające wpływu na codzienność? Bo jeśli tak, to dlaczego psioczymy na bezwład policji, karykaturalne sądy czy wszechobecne łapownictwo, gnojąc – przepraszam za określenie – człowieka chcącego tę stajnię Augiasza oczyścić?

Tymczasem trafem (czyżby dziwnym?) na śp. Michała Falzmanna spuszczano regularnie zasłonę milczenia, a żadna afera tego kalibru nie została wyjaśniona do końca. Jak najbardziej wypada zgodzić się z opinią, że poza działaniami ministra Ziobry rząd mógłby pochwalić się jakimiś innymi sukcesami, wziąwszy jednakże pod uwagę proweniencję jego programu gospodarczego... znacznie łagodzę osąd, a z indolencji w sprawach ekonomicznych w zasadzie się cieszę (co poddaję pod rozwagę zwolennikom PO krytykującym u PiS-owców brak programu gospodarczego – zupełnie tak, jakby z istnienia takowego u socjalistów mogło wyniknąć coś dobrego).

Uważam się za wolnorynkowego technokratę i sądzę, że patologie typu FOZZ czy pomniejszego łapówkarstwa istnieć będą w ilości proporcjonalnej nie do ilości funkcjonariuszy CBA, ale w ilości proporcjonalnej do ilości państwa w gospodarce. Ale zamiarom koalicji w tej sprawie można tylko przyklasnąć. Nawet jeśli, nie likwidując źródła tych patologii, „nie wiedzą, co czynią”. Bo stawiam kasztany przeciwko orzechom, że gdyby śledztwa te podjęło inne ugrupowanie, spotkałoby się to z ogólnopolskim wybuchem entuzjazmu, rzecz jasna spontanicznym co najmniej tak, jak protesty antygiertychowskie.

REKLAMA

Irasiad i inni

A teraz przyznam się do wielkiego braku orientacji politycznej – do ubiegłego piątku nie miałem bowiem bladego pojęcia, czym lub kim jest tylekroć nadmieniany w internecie Irasiad. Jeśli ktoś podobnie jak ja nie znał odpowiedzi, uprzejmie spieszę donieść. Irasiad, wyśmiewany na większości polskich forów internetowych, to pies jednego z braci Kaczyńskich. Naprawdę wabi się Ira, ale został nagrany w momencie wydawania mu polecenia „Ira, siad!”. I stąd cały neologizm. Buahahahaha!

Dlaczego o tym nudzę? Dlatego że powyższe ilustruje moim zdaniem dobrze poziom „krytyki politycznej” z leadu tego artykułu. Poza sporadycznymi pomyjami wylewanymi na Leppera za próby zawłaszczenia NBP czy okazyjnych poczynań ekonomicznych rządu dominuje krytyka w typie wspomnianego Irasiada. Fakt faktem, skoro nie wypada krytykować posunięć gospodarczych, które podjęłoby się samemu, pozostaje tylko albo montować dęte afery w stylu Begerowej, albo przed demontatorami układu (z której to roli Kaczyńscy wywiązują się – pamiętając rząd Olszewskiego – nadspodziewanie dobrze) odgrywać głodne kawałki rodem z przedszkola, pastwiąc się nad nazwiskami lub obrzucając adwersarza bluzgami. Co wolno Michnikowi, to nie tobie, smrodzie – chciałoby się rzec, parafrazując stare przysłowie.

A skoro już jesteśmy przy kulturze dyskursu politycznego, zacytujmy arcykulturalny „Przekrój”: „Nie życzę sobie, żeby jakiś patriarchalny kutas z parlamentu próbował mi narzucać swoją barbarzyńską ideologię, tokując z pianą na ryju, do czego są stworzone kobiety i gdzie jest ich właściwe miejsce (...)” (Manuela Gretkowska, pisarka). I pomyśleć, że niektórzy uczestnicy dialogu o Polsce mają pretensje do Kaczyńskiego o „Spieprzaj, dziadu”!… Brak symetrii – czy zwykłe mentalne dresiarstwo, domagające się od drugiej strony Wersalu w odpowiedzi na swoje pieniactwo?

REKLAMA

Przy okazji wypada zresztą odnieść się do „taśm prawdy”. O dużym poczuciu humoru inicjatorów świadczy nazwa tychże „dowodów”, w których to „dowodach” główną rolę odgrywa osoba, której udowodniono fałszowanie list wyborczych. Ale mniejsza z tym. Domniemany gwóźdź do trumny PiS-owskiego rządu (wbity parę dni przed likwidacją WSI) nie spełnił jednak swojego zadania, ale smród został. Upływa jednak tylko trochę wody w Wiśle i okazuje się nagle, że nagrywanie jest be, służby specjalne absolutnie nie ingerują w żadne poczynania żadnej gazety ogólnopolskiej, a upieranie się o możliwych związkach „taśm prawdy” z faktem, iż przełożony panów dziennikarzy śledczych był protegowanym Firmy, świadczy o niedorozwoju umysłowym. Sam Lepper, który powinien siedzieć w pudle już dawno, za milczącą zgodą wszystkich weekendowych marków aureliuszów jak gdyby nigdy nic zaczyna kandydować do parlamentu, a jaśnie oświeconym przestaje pasować dopiero jego posada wicepremiera? Czyżby tylko dlatego, że służy niewłaściwym panom?

O dwóch takich, co okradliby i księżyc

Nie, wbrew pozorom nie lubię PiS-u. Nie lubię go jako liberał, bo widzę, jak w chwilach przerwy, kiedy nie zajmują się ściganiem Układu, nie raczą kiwnąć palcem, żeby zmniejszyć podatki i sprawić, aby zachwyceni trwającą od kilkunastu lat polską transformacją inżynierowie, lekarze i budowlańcy jako miejsce swojego zamieszkania nie wskazywali Manchesteru, tylko Poznań, Kraków czy Rzeszów.

Mam jednak dość, kiedy słyszę poziom, z którego krytykuje się tych, którzy z braku pomysłu na gospodarkę próbują zrobić przynajmniej część z tego, co obiecali swoim wyborcom, i kiedy widzę, co zrobili ci, którzy strugają teraz wielkich opozycjonistów. A skoro niemalże wszystko, co robi PiS, zostanie pod innym szyldem powtórzone toczka w toczkę po następnych wyborach... może jednak warto przyhamować? Bo skoro dyskusja o Herbertowskiej potędze smaku zdecydowanie nie może stanowić wzorca dyskusji publicznej, to może takim wyznacznikiem pozostanie choć negacja staroświeckiej moralności Kalego? Może, ale do takich sądów nie mam, prawdę powiedziawszy, żadnych realnych podstaw. I – kończąc ku pokrzepieniu serc hasłem alternatywnej kampanii internetowej – stop histerii!

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Łukasz Karcz
Autor nie nadesłał informacji na swój temat.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone