Eric Lomax – „Droga do zapomnienia” – recenzja i ocena
Erica Lomaxa od zawsze pasjonowała kolej i radiotelegrafia. Paradoksalnie te dwie miłości przysporzyły mu najwięcej cierpienia. Najpierw zaprowadziły go na pole bitwy, potem zaś do obozu jenieckiego, gdzie zmuszony został do żmudnej pracy przy kolei birmańsko-syjamskiej, prowadzonej przez niedostępne góry. W końcu, kiedy wydawało się, że nie może go spotkać nic gorszego, prymitywny odbiornik radiowy skonstruowany w obozie sprawił, że uznany został za szpiega. Trafił do obozu Kanburi, w ręce tajnych agentów Kempei – japońskiej policji, okrytej czarną sławą za sprawą metod „pozyskiwania informacji” od swoich jeńców, głównie oczywiście sprowadzających się do okrutnych tortur. Przewożony z miejsca na miejsce i poddawany działaniom, które miały złamać jego ducha, nastawiony na szybką śmierć – przeżył, jednak dziesiątki lat później nadal nie potrafił odnaleźć się w codziennym życiu.
Warto przeczytać:
Po wojnie przez pewien czas służył w wojsku, potem trafił zaś do Afryki, gdzie brał udział w ambitnym projekcie budowy portu w Ghanie. Lomax zawsze był sumienny i skrupulatny, jednak kilkuletni pobyt w więzieniu, gdzie każdy dzień był zdradziecko podobny do poprzedniego, tylko wyostrzył te cechy. Brak kontaktu z innymi jeńcami pogłębiał psychiczną izolację. Zamknięty w sobie, pisał:
Żyłem w swoim świecie. Prywatność ofiary tortury jest bardziej obwarowana niż jakakolwiek twierdza na wyspie. (...) Światem, który znałem, był obóz jeniecki. Zahartowałem się, żeby w nim przetrwać, a teraz znalazłem się z dala od niego, obciążony doświadczeniami, których nie byłem w stanie opisać, i obarczony talentem do krętactwa, kłamstwa i obojętności. Wszyscy oczekiwali zaś, że wrócę do normalnego życia.
Po wielu latach, gdy przebywał już na emeryturze, wciąż ogarnięty chęcią zemsty, rozpoczął poszukiwania swoich oprawców, a także informacji na temat obozu, w którym przebywał, i zdarzeń, w których przyszło mu uczestniczyć. Całą złość za wojenną krzywdę skupił na osobie japońskiego tłumacza, który podczas ciągnących się godzinami przesłuchań przeplatanych torturami chłodnym tonem przekazywał mu pytania oficerów. Gdy po latach udało mu się odnaleźć Nagase Takashiego, przebaczył mu, mówiąc: Czasem nawet nienawiść musi się skończyć.
Zobacz też:
- Działania wojenne Japonii na Pacyfiku (cz. I; cz. II)
- Adam Johnson – „Syn zarządcy sierocińca”
Książka Lomaxa jest poruszająca, rzetelna i skrupulatna, jednak wydaje się niepełna. Być może przyzwyczajeni do wzruszających i przepełnionych emocjami wojennych świadectw nie potrafimy już odnaleźć się w przekazywanych mimochodem informacjach – tylko z pozoru suchych i odartych z cierpienia. Zapominamy, że – wbrew okładce – nie jest to powieść, a prawdziwa historia opisana z mnóstwem niedopowiedzeń. O stosowanych na określenie wojennych czasów eufemizmach wspomina zresztą sam autor w kilku miejscach książki. O przeżyciach na tyle świeżych i bolesnych, że niemożliwe jest nazywanie ich po imieniu.
Duży żal można mieć natomiast do wydawcy – szata graficzna, jaką nam zaproponował, pozostawia wiele do życzenia i zdecydowanie spłyca przekaz całej historii. Podobno nie należy oceniać książki po okładce, ale to przecież od niej zależy pierwsze wrażenie i oczekiwania czytelnika. To dziś problem wielu książek i filmów – wydawnictwa i producenci liczący tylko kolejne sprzedane egzemplarze i bilety zapominają, że rozczarowany odbiorca, który spodziewał się znacznie lżejszej formy, następnym razem już nie da się nabrać. A ci, którzy szukali czegoś ambitniejszego, nie zwrócą w ogóle uwagi na okładkę utrzymaną w hollywoodzkim stylu, przedstawiająca bohaterów kinowej adaptacji, która odbiera całą istotę przedstawionej historii, zamieniając ją w ckliwy romans z udzielonym przebaczeniem w roli głównej. Tymczasem zarówno romans, jak i przebaczenie znajdują swoje skromne miejsce dopiero pod koniec książki, a jej istotą jest próba odnalezienia się w powojennej rzeczywistości.
Czytając książki, utożsamiamy się z bohaterami. Staramy się ich zaakceptować, polubić, wydaje nam się nawet, że rozumiemy problemy, z jakimi się borykają. Trudno powiedzieć, czy Eric Lomax da się lubić – jeszcze trudniej powiedzieć, czy ta odpowiedź jest istotna. Został owładnięty żądzą zemsty – skrywanej przez lata, tlącej się wiecznym płomieniem, lecz czy można dziwić się, że nienawidził własnych oprawców? Z drugiej strony swoją złość skupił na osobie nic nieznaczącego tłumacza. Cokolwiek jest tu prawdą, przebaczenie, jakiego udzielił, pozwoliło mu odzyskać upragniony spokój.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska