Emil Marat, Michał Wójcik – „Made in Poland. Opowiada jeden z ostatnich żołnierzy Kedywu Stanisław Likiernik” – recenzja i ocena
Książka Emila Marata i Michała Wójcika jest książką niezwykłą, która zdecydowanie odbiega od konwencji zwyczajowego wywiadu-rzeki. Jest to po prostu transkrypcja przyjacielskiej rozmowy, w której opowiadający schodzi z piedestału swego wieku i przeżyć po to, aby porozmawiać z młodszymi od siebie jak równy z równym. By wyłożyć swe racje i zostać zrozumianym. To właśnie jest podstawowym walorem tej publikacji.
Obecnie krytyka Powstania Warszawskiego wychodzi najczęściej z kręgu młodych historyków. Czasami można przypuszczać, że krytyka polskiej historii jest dla niektórych sposobem na zaistnienie w środowisku. Co jednak w momencie, gdy o Powstaniu Warszawskim wyraża się negatywnie jego uczestnik? W dodatku jest to Stanisław Likiernik, który jako Staszek Skiernik został uwieczniony przez Romana Bratnego w książce „Kolumbowie. Rocznik 20”? Wtedy należy się zastanowić nad sposobem krytyki.
Zobacz też:
Likiernik nie potępia w czambuł (jak to czynią obecni historycy) całego Powstania. Broni swoich kolegów, dba o ich dobre imię. Podkreśla, że w sytuacji niemożliwego do wykonania rozkazu zachowali się jak żołnierze. Jest z tego dumny, choć osobiście oburza go traktowanie Powstania Warszawskiego w kategorii „moralnego zwycięstwa”. Celne i trafne komentarze dotyczące stosunków w Komendzie Głównej Armii Krajowej, a także decyzji podejmowanych przez głównodowodzących Powstaniem, zmuszają czytelnika nie tylko do refleksji, ale także do samodzielnego sięgnięcia do źródeł historycznych.
Niektóre stwierdzenia Likiernika mogą szokować. Do takich należy wypowiedź, że gorącymi zwolennikami Powstania są ci żołnierze Polski Podziemnej, którzy przed godziną „W” nie mieli w ręce broni. Dla nich Powstanie było ukoronowaniem podziemnej, półcywilnej roboty, a także często bardzo tylko teoretycznych szkoleń wojskowych. Dla niego, żołnierza Kedywu, walka czynna z bronią w ręku była codzienności. Zwraca także uwagę, że bardziej entuzjastycznie mówią o Powstaniu ci, którzy walczyli w dzielnicach, które nie stały się takim piekłem na ziemi jak Starówka. Te wypowiedzi, tak bardzo odbiegające od pomnikowych, rocznicowych wspomnień skłaniają czytelnika do spojrzenia na całość Powstania i okupacji w sposób mniej legendarny, a bardziej życiowy. Bo życie nigdy nie jest biało-czarne.
Ciekawe jest również podejście Likiernika do grup rekonstrukcji historycznej, które drażnią go i nie podobają mu się. Dość stanowczo krytykuje zabawę w „powstańców”. Zwraca uwagę na niemożność odtworzenia pewnych wydarzeń czy elementów wyposażenia żołnierskiego (inne faktura tkanin, inny kolor). Dla człowieka takiego jak on, który działał w Kedywie i walczył w Powstaniu, zabawa w wojnę i wydarzenie, które na zawsze odebrało mu przyjaciół, jest absurdem.
Całość książki jest niebywale szczera. Likiernik, czasami lekko podpuszczany przez swoich rozmówców, opowiada o wszystkim. Broni swojego realistycznego spojrzenia na Powstanie. Chłodna analiza nie jest dla niego cynizmem. Wypowiedzi głównego bohatera przeplatane są zdjęciami z jego rodzinnego albumu, a także notkami biograficznymi niektórych wspominanych przez niego osób i fragmentami książki Bratnego. Całość zyskuje przez to ciekawe połączenie.
Jedynym zastrzeżeniem, może bardziej do wydawcy niż do autorów, jest umieszczenie na przedniej okładce szokującego cytatu „Powstanie Warszawskie to katastrofa”. Trąci to chęcią złapania czytelnika na tanią sensację, bowiem z lektury wynika, że owszem, Likiernik ma zastrzeżenia do Powstania i jego przywódców, krytykując ich dość ostro i bezpardonowo, jednak w tym wszystkim pozostaje szacunek dla prostego żołnierza, młodego człowieka, towarzysza z barykady, który poszedł zgodnie z rozkazem dokonać niemożliwego. Cytat zawarty na okładce jest więc częściowo wyrwany z kontekstu poglądów głównego bohatera.
Opowieść o Powstaniu bez patosu, stosu orderów i wypowiedzi ex cathedra – tego chyba najbardziej potrzebowała polska historiografia. „Made in Poland” to wypowiedzi uczestnika wydarzeń, który „rozmawia” z czytelnikiem jak równy z równym, wykładając swoje racje i nie zmuszając do ich przyjęcia. Choć czasami te racje są trudne do przełknięcia.