Elżbieta Cherezińska: Z Chrobrym do łóżka

opublikowano: 2011-06-13, 15:17
wszelkie prawa zastrzeżone
Z Elżbietą Cherezińską, autorką książki „Gra w kości”, rozmawiamy o jej fascynacji historią, kulisach pracy pisarskiej i polityce.
reklama
Elżbieta Cherezińska (foto: Edyta Szałek & Thomas Gudbrandsen) – Pisarka, teatrolożka. Absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Ostatnio nakładem wydawnictwa Zysk i S-Ka ukazały się jej książki: „Pasja według Einara” oraz „Gra w kości”.

Łukasz Grzesiczak: Kto jest pani mistrzem w pisaniu o historii?

Elżbieta Cherezińska : Nie mam mistrzów – nie dlatego, że ich nie widzę, ale dlatego, że ich nie szukam. A nie szukam, bo nie mam czasu. Nie mam czasu bo… piszę. Błędne koło, prawda? Zamiast sprawdzać, jak robią to inni, okładam się tekstami źródłowymi i książkami historycznymi, czytam i pomysły rodzą się same.

Skąd u pani zainteresowanie historią?

Historia jest moją pasją, ale nie jedyną. Mam manię szukania źródeł. Jeśli chcę się dowiedzieć, dlaczego choruje jakaś roślina w moim ogrodzie, czytam o niej, sprawdzam jej korzenie – w sensie dosłownym. Gdy wiem już, jak skonstruowany jest jej system korzeniowy, wydaje mi się (bo to przecież może być subiektywne), że wiem, jak jej pomóc. Podlewam, albo nie podlewam, nawożę, albo wręcz przeciwnie i tak dalej. Przypuszczam więc, że być może nie jest to tylko zainteresowanie historią, ale jakaś łagodna forma manii prześladowczej? Pamiętam, jak w podstawówce liczyłam, ile lat miała Jadwiga, gdy wydali ją za Jagiełłę. Wydało mi się, że była w niestosownie młodym wieku. No to sięgnęłam do książek i dzięki temu dość szybko zrozumiałam, co i jak. Przestałam się oburzać.

Często słyszymy, że kobiety pracują nad książkami zupełnie inaczej niż mężczyźni. Ci drudzy tworzą ponoć w ciszy swoich gabinetów, panie zaś – jak podkreśla choćby Małgorzata Kalicińska – piszą niejako „przy okazji” wykonywania swoich codziennych obowiązków. Zdradzi nam pani kulisy powstania swojej książki? Jak przebiegała praca nad „Grą w kości”?

Jeśli na tym polega różnica, to ja jestem mężczyzną, z żalem muszę to przyznać. Mam swój cichy gabinet. Swoją drogą, proszę wybaczyć, ale feministyczny nóż otwiera mi się w kieszeni, gdy słyszę takie teorie. To moja praca i potrzebuję do niej skupienia, choć oczywiście pamiętam jeszcze czasy, gdy komputer stał na jednym z kuchennych stołów albo gdy pisałam pod schodami.

„Gra w kości”, o którą pan pyta, była akurat tytułem szczególnym, trudnym poligonem. Po pierwsze powstawała bardzo szybko. Po drugie, była na bieżąco konsultowana z profesorem Przemysławem Urbańczykiem. Na bieżąco, to znaczy codziennie, każdy nowy fragment. Dlaczego tak? Bo nie wystarczy ustalenie pewniej linii, jakiegoś „od – do”. Wchodzenie z butami w życie bohaterów powoduje uruchomienie lawiny sytuacji, które są nie przewidzenia. A zatem rodzą się pytania.

reklama

Dodatkowo zależało mi, aby książka nie stała się suchą historią, lecz by pozostała opowieścią ludzką. Poprosiłam zatem jedną ze swych przyjaciółek, by także codziennie czytała po kawałku. To jej zawdzięczają Czytelnicy rozbudowanie pewnych wątków, których ja użyłabym jak wytrychu do przedstawienia pojedynczych sytuacji, a potem porzuciła. Ona jednak, pilnując ludzkiej części „Gry”, upomniała się na przykład o „świętych młodzianków” i koniec końców przywróciła ich mojej uwadze i całej książce. Gdyby jej nie było, młodziankowie zeszliby ze sceny po dwóch wejściach, więc jestem jej bardzo wdzięczna.

Postacie pani książki żyją. Ich wizerunek często odbiega od stereotypowej, szkolnej wiedzy na ich temat. Takie było pani zamierzenie?

Tak. To jeden z niewielu celów, jakie sobie stawiam – Czytelniczki mają mieć ochotę iść z Chrobrym do łóżka, albo wiedzieć, dlaczego nigdy go tam nie wpuszczą (śmiech).

Chcę, aby postacie żyły, miały tętno, temperaturę, zapach. Lubię, gdy Czytelnicy wściekają się na bohaterów, że coś zrobili, albo czegoś nie zrobili.

Pani książka dotyka kulisów wielkiej polityki czasów Ottona III i Bolesława Chrobrego. Czy myśli pani, że politykę międzynarodową tamtych czasów można porównać do tej z czasów nam współczesnych?

A pan nie? Zestaw jest wciąż ten sam: władza, bogactwo, wpływy i seks. Zmieniają się proporcje, barwy na sztandarach i ideologie. Ale mechanizm pozostaje ten sam. Jeśli mówię, iż Kościół był jak korporacja, która zmierzała do agresywnego przejęcia rozproszonych firm prywatnych i rodzinnych, to używam tylko współczesnego języka do opisania mechanizmu znanego ludzkości od lat. Jeśli nazywam (w tym samym kontekście) pogan alterglobalistami, to także jesteśmy w stanie zrozumieć analogię i przez to ich walkę. W polityce liczy się charyzma i wpływy. Inspirują mnie postaci, które je posiadały. A z perspektywy tysiąca lat wszystko można odczytać inaczej. To duży dystans.

Zdradzi nam Pani swoje najbliższe plany pisarskie?

Czwarta i ostatnia część cyklu „Północna droga”. Jak domknięcie drzwi, a może raczej otwarcie nowych?

Redakcja: Roman Sidorski

reklama
Komentarze
o autorze
Łukasz Grzesiczak
Łukasz Grzesiczak – rocznik 1981. Absolwent filozofii UJ, próbuje skończyć bohemistykę na UJ. Przygotowuje doktorat o Europie Środkowej w Instytucie Politologii Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie. Pracował jako piarowiec kultury, asystent senatora oraz wydawca on-line w portalu społecznościowym. Czechofil, dziennikarz, recenzent kulturalny – obecnie współpracuje m.in. z tygodnikiem „Przegląd”, czeskim magazynem „Listy”, „Nową Europą Wschodnią”, „Witryną czasopism” i portalem „polis.edu.pl”. Publikował m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Newsweeku”, „GW”, „Dzienniku Zachodnim”, „Twórczości” i „Lampie”. Jego proza ukazywała się na łamach „Pograniczy”. Tłumaczy z języka czeskiego i słowackiego. Uwielbia kawę, domino, Milana Kunderę i The Clash. Bloguje na http://kostelec.blox.pl

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone