Dziesiąty Jarmark Świętojański w Krakowie nadchodzi wielki krokami
Dziś przedstawiamy dziesięć ciekawostek z życia żaków w dawnym Krakowie.
#1
W 1364 r. król Kazimierz Wielki powołał do istnienia Akademię Krakowską, ale fundamenty pod jej siedzibę na Kazimierzu zostały zmyte przez powódź. Wykłady przypuszczalnie odbywały się na Wawelu i ustały po śmierci króla. Dopiero w 1400 r. akademia została odnowiona (wraz z brakującym wydziałem teologicznym) staraniem królowej Jadwigi Andegawenki, przyszłej świętej, która umierając przeznaczyła na ten cel wszystkie swoje kosztowności. Klejnoty i drogie suknie zostały zlicytowane na publicznej licytacji na krakowskim rynku. Do zebranej kwoty wdowiec po Jadwidze, król Władysław Jagiełło, dorzucił od siebie sumę brakującą do kupienia pierwszego budynku uniwersyteckiego.
#2
Dzielnica uniwersytecka mieściła się w wiertelu (kwartale) garncarskim, na gruntach wykupionych od Żydów. Wykładowcy (profesorowie) mieszkali w Collegium Maius (Większym), gdzie mieściły się także lektoria czyli sale wykładowe, oraz (magistrzy) w Collegium Minus (Mniejszym) przy ówczesnej przeczni(cy) Żydowskiej albo inaczej zaułku Żydów (Vicus Iudeorum - dziś ul. Jagiellońska), zaś studenci vel scholarze alias żacy – w kilku bursach w większości rozmieszczonych w sąsiedztwie.
#3
Od samego początku miasto i władze uniwersyteckie (formalnym zwierzchnikiem Akademii jako jej kanclerz był biskup krakowski, ale zarządzał uczelnią rektor i on sprawował jurysdykcję, także nad szkołami parafialnymi) miały ze studentami problemy (odnotowane choćby w mowach rektorskich). Uczęszczali na wykłady, ale nie wpisywali się do metryk uniwersyteckich, a tym samym nie wnosili stosownych opłat, nie szanowali mistrzów, spotkawszy na ulicy rektora nie kłaniali mu się i nie zdejmowali kapturów lub czapek, nie uważali na wykładach, nie przykładali się do służby pomocniczej przy mszy, wymykali się z kościoła przed jej końcem, nie dawali ofiar, zadawali się z Żydami, po ćwiczeniach zamiast do bursy biegli do karczmy, woleli mieszkać na stancjach prywatnych niż społem w bursach.
#4
Przymus mieszkania w bursach (ówczesne akademiki) dotyczył nie tylko studentów uniwersytetu, ale także uczniów szkół parafialnych, którzy ucząc się przede wszystkim podstaw łaciny mieszkali przy szkołach, ale utrzymać musieli się sami. Ci tzw. scholares mendicantes, czyli mendyki albo mendycy, mieli pozwolenie, by dwa razy dziennie, w południe i przed wieczorem, żebrać po domach w obrębie swoich parafii (stąd utrwalony w literaturze i ikonografii obraz ubogiego żaczka z kubkiem na zupę przyczepionym do paska). Wcale nierzadkie przekroczenie granicy parafii powodowało awantury i bójki między żakami. Dorabiali sobie także chodzeniem w święta po mieście lub najbliższych wioskach ze śpiewami (np. w okresie Bożonarodzeniowym).
#5
Ogół scholarzy odpłatnie i obowiązkowo mieszkał i stołował się w bursach. Jedną z najstarszych była bursa ufundowana przez Jana Isnera na rogu Wiślnej i Gołębiej. Bursa ta dzieliła się na bursę Bogatych (Divitum - od frontu) i Ubogich (Pauperum – pierwotnie dla biednych studentów z Litwy i Rusi) na zadzi czyli od tyłu. Biedacy mieli mniejsze i nieogrzewane izdebki, opłacane z pieniędzy wnoszonych przez zamożniejszych studentów. W XV w. kardynał Oleśnicki (w ramach ekspiacji za nieodbytą pielgrzymkę do Ziemi Świętej) ufundował okazałą bursę Jeruzalem (mniej więcej tam, gdzie dziś Collegium Novum) dla 100 studentów, która miała 50 izb, izbę seniora, bibliotekę, kuchnię i kaplicę. Prawnicy mieli bursę Grochową (Pisarum), a Węgrzy osobną bursę przy Brackiej (potem zajęta przez Niemców). Bursarzy pilnował senior danej bursy, m.in. nadzorując naukę bursarzy, respektowanie zakazu hałasowania, „waletowania”, posiadania broni oraz wspólne posiłki. Posiłki jadano wspólnie w przerwach między wykładami - o 11 i o 6 wieczorem, łyżkę i nóż każdy musiał mieć własne.
#6
Zarówno wykładowców (w większości duchownych) jak scholarów obowiązywał stosowny ubiór: skromny, czarny, w przypadku studentów na wpół duchowny. Składał się z trepków zamiast butów, koszuli, obcisłych spodni i kaftana z rękawami, na który zakładano przewiązaną w pasie sukienną tunikę podobną do sutanny, pierwotnie dość długą, potem krótszą. Ale nie przejmowali się tym i wdziewali modne w renesansie, pstrokate szaty (bogaci cenne szuby podbite futrem) i wielkie „na kształt bocianich gniazd” kapelusze. Nie wolno im było nosić broni, a jednak ją nosili i posługiwali się nią nader sprawnie. Strój odświętny, wymagany także przy egzaminach, stanowiła toga vel tabard oraz biret – dla bakałarzy czworoboczny, dla magistrów – okrągły. Rok akademicki zaczynał się w październiku, kończył we wrześniu i dzielił na dwa półrocza (zimowe po św. Łukaszu 18.X. i letnie po św. Marku 24.III.), bez wakacji (rekompensowało to dużo dni świątecznych, wolnych od zajęć). Studiowali wyłącznie mężczyźni.
#7
W 1417 r. wybuchła podobno wielka awantura, gdy w rzekomym żaczku Jakubie rozpoznano studentkę Nawojkę w męskim przebraniu. Pochodziła ponoć z Wielkopolski i była córką rektora szkółki parafialnej. Nie ukarano jej surowo, gdyż śledztwo wykazało, że przez 2 lata była bardzo pilną studentką i zachowywała się wzorowo, a swoje przestępstwo tłumaczyła miłością do wiedzy. Rektor Mikołaj Sołtysa ulitował się nad dziewczyną i zamiast haniebnego usunięcia z miasta skierował ją jedynie do klasztoru, by tam nauczała nowicjuszki. Z czasem podobno została matką przełożoną.
#8
Wykłady zaczynały się wcześnie rano (i trwały zazwyczaj do przerwy południowej), czasem jeszcze przy świecach. Profesorowie wykładali z katedry, studenci siedzieli na słomie (chyba że sami przynieśli sobie stołki) – ławki w lektoriach pojawiły się dopiero w XVII w. – słuchali i robili notatki. Repetytoria przeprowadzali magistrzy w bursach. Studenci zawsze lubili zabawę. Między 8 a 21 sierpnia odbywała się beania czyli otrzęsiny. Żacy wówczas okupowali niemal wszystkie piwnice-piwiarnie (czasem także bursy czy domy prywatne), skąd dobiegały dzikie wrzaski beanów „otrząsanych” przez starszych kolegów. Beanus oznaczał bowiem nie tylko nowicjusza przed przyjęciem do korporacji, ale także nieokrzesańca, grubianina, gamonia. Toteż należało go ogładzić, czesząc grabiami zamiast grzebienia albo wielką warząchwią nalać mu oleum do pustego łba przez ucho, albo ociosać rzeźnickim toporem, albo ogładzić na bruśle... Niewyczerpana była pomysłowość dręczycieli. Na dodatek trzeba było podjąć prześladowców poczęstunkiem, jednak za sumę nie większą (i tak bardzo znaczną) od pół florena, co regulowało prawo i obyczaj. Ale trud i ekspens opłacały się, bo kto odbył otrzęsiny, należał odtąd do studenckiej braci na dobre i na złe. Zaś nazwanie kogoś beanem było najgorszą obelgą. Z powodu awantur i pijaństwa za czasów króla Zygmunta Starego w 1511 r. otrzęsiny zostały zakazane.
#9
Rozzuchwalona młodzież szkolna z upodobaniem ścierała się z pachołkami miejskimi, uganiając się za nimi nawet po dachach kamienic, cierpieli także przypadkowi przechodnie. Głośne stało się śmiertelne postrzelenie zecera przez zabawiających się pistoletami dwóch studentów: Jerzego Dąbrowskiego i Walentego Walawskiego, których sąd rektorski za ten wybryk skazał na... tydzień karceru, czyli aresztu w podziemiach Kolegium Większego. Próżno stanowczy rektor Walenty Fontana, chlubny wyjątek, pod koniec XVI w. w głos biadał i wzywał do opamiętania: „O nieszczęsny wieku młodzieńczy, nie ma występku bez ciebie i zbrodni pomimo ciebie. Kto popełnił nierząd? Młodzież. Kto mord? Młodzież! Kto gwałt? Młodzież!”. Oprócz drabów miejskich ulubionym obiektem napastliwości scholarów i żaków szkół parafialnych byli oczywiście Żydzi, dopóki nie zaczęli opłacać się haraczem zwanym kozubalcem. Kozubalec (od kozuba, łubianego pudła, w którym przynoszono podarki proboszczowi lub zbierano należną daninę) – była to danina (rzekomo na przybory szkolne dla ubogich żaków) płacona przez Żydów rektorowi i żakom Akademii oraz 11 nadzorowanym przez nią szkołom parafialnym, usankcjonowana ponoć przez króla Batorego. Z czasem przerodził się on w prostackie wymuszanie pieniędzy od Żydów pod byle pretekstem najczęściej w pobliżu głównej bramy Miasta Żydowskiego na Kazimierzu obok szkoły kanoników regularnych (ul. Józefa 13) przy kościele Bożego Ciała. Dopiero w 1780 r. Hugo Kołłątaj, reformując zapyziały uniwersytet, zlikwidował kozubalec.
#10
W Polsce, inaczej niż w innych krajach, pogromów innowierców nigdy nie inspirowały ani do nich nie podżegały oficjalne władze państwowe. Warto o tym pamiętać. Jednak studenci wywoływali nie tylko burdy. Kiedy w listopadzie 1587 r. pod Kraków podeszły wojska arcyksięcia Maksymiliana Habsburga, kontrkandydata Zygmunta III Wazy do polskiego tronu, władze uniwersyteckie, lękające się niełaski Habsburga w wypadku jego zwycięstwa, zabroniły studentom udziału w obronie miasta, którą kierował hetman Jan Zamojski. Studenci, prędcy do bitki i z bronią obeznani, nie posłuchali zakazu i pomogli odeprzeć najazd, stając tak dzielnie, że zdobyli na wrogach bęben z godłami cesarskimi i wielki sztandar, który ozdobił potem librarię (bibliotekę) Kolegium Większego. I o tym też warto pamiętać.
Między 14 a 16 czerwca 2019 organizatorzy zapraszają na jubileuszową, dziesiątą już edycję Jarmarku Świętojańskiego. Tuż pod Wawelem spotkają się pasjonaci, którzy przybliżą nam atmosferę renesansowego Krakowa, skupiając się zwłaszcza na codziennym życiu mieszkańców. Organizatorami imprezy są Miasto Kraków i Krakowskie Biuro Festiwalowe.