Dziennik jako narzędzie porządkowania świata. Rozmowa z Magdaleną Knedler
Marek Teler: Pani najnowsza powieść obyczajowa „Ocean odrzuconych” ma formułę dziennika prowadzonego przez córkę jubilera, Charlotte Annę Seidemann-Aber. Dlaczego zdecydowała się Pani na właśnie taką formę narracji?
Magdalena Knedler: Powiedziałabym, że „Ocean odrzuconych” to powieść obyczajowo-historyczna czy obyczajowo-społeczna. A nawet polityczna. Samo słowo „obyczajowa” jednak nieco upraszcza sprawę i nie komunikuje, czego dotyczy treść. To nie tylko książka, w której staram się odtworzyć styl życia zamożnych wiedeńczyków w pierwszych dekadach XX wieku, lecz także próbuję pokazać, co na ów styl życia wpływało. A wówczas nie dało się żyć w oderwaniu od tego, co na zewnątrz.
Charlotte właśnie to odkrywa – że usiłuje się ją trzymać w złotej klatce, odizolować od rzeczywistości, przede wszystkim od wojny i pogłębiających się w Austro-Węgrzech kryzysów ekonomicznych, społecznych i tożsamościowych. A ona chciałaby żyć naprawdę. Otwiera więc drzwi tej klatki i poznaje prawdziwy świat, ze wszystkimi jego niedoskonałościami, jak również zaczyna pisać dziennik. Bo dziennik pomaga jej wiele rzeczy nazwać i uporządkować. Pozwala nie tylko na pogłębioną introspekcję, ale także na dokładniejsze przyjrzenie się elementom otaczającej ją rzeczywistości i wpisanie ich w narrację. Poza tym Charlotte chce utrwalać. Chce pamiętać. O tym są przecież pierwsze strony tej powieści. Charlotte widzi we śnie siebie jako starą kobietę, która utraciła pamięć. I boi się tej wizji.
M.T.: Na okładce Pani książki znajduje się zdanie: „Dziennika nie prowadzi się dla siebie, lecz po to, by zostać zrozumianym przez innych”. Jak rozumie Pani te słowa i jak je odczytywać w kontekście „Oceanu odrzuconych”?
M.K.: Szczerze mówiąc – nie jestem autorką tego hasła (śmiech). I wszystko zależy od tego, jak patrzymy na dziennik. Czy jest to zamknięty w szufladzie gruby brulion, który ma tylko jednego czytelnika – autora, czy też jest to dziennik pisany z zamiarem jego późniejszej publikacji. I trudno tutaj te rzeczy od siebie oddzielić. Trudno zawyrokować, na ile autor jest szczery w swoich zapiskach, na ile mówi prawdę. A można kłamać nawet w intymnym dzienniku, o czym świadczą choćby memuary Almy Mahler-Werfel [słynąca z urody bywalczyni wiedeńskich salonów – dop. red.], która wielokrotnie mijała się z prawdą i w wielu wypadkach łatwo to zweryfikować. Jest więc chyba dziennik także formą autokreacji. Człowiek stwarza się w nim od podstaw, również siebie i swoje życie wpisuje w ramy jakiejś opowieści. Może właśnie po to, by zostać zrozumianym przez innych?
M.T.: W dwutomowej powieści odwzorowała Pani Austro-Węgry czasów schyłku monarchii Habsburgów i okresu dwudziestolecia międzywojennego. Wymienia Pani wiele postaci historycznych, wiedeńskie tytuły prasowe czy czytane wówczas książki. W jaki sposób zbierała Pani informacje na temat ówczesnych realiów życia?
M.K.: Myślę, że materiał do podobnej powieści każdy autor zbiera tak samo. Gromadziłam więc źródła – opracowania historyczne, polityczne, antropologiczne, a także starałam się dotrzeć do możliwie jak największej liczby tekstów, które powstały w interesującej mnie epoce i miejscu. Czytałam więc biografie, dzienniki, powieści, artykuły prasowe, manifesty polityczne etc. Do tego – oczywiście – dużo czasu spędziłam w Wiedniu, gdzie powstało wiele obszernych fragmentów powieści. Wszystkie miejsca, które opisałam, odwiedziłam w rzeczywistości, chodziłam do muzeów, archiwów, bibliotek, magazynów mebli, salonów jubilerskich, odtwarzałam wygląd miejsc, których już nie ma. Obejrzałam też wiele obrazów i fotografii.
M.T.: Co szczególnie Panią fascynuje w opisywanym w „Oceanie odrzuconych” okresie historycznym?
M.K.: W zasadzie wszystko. Kultura duchowa i materialna. Sztuka, literatura, architektura, muzyka, konwenanse, moda, teatr i rodząca się sztuka filmowa, fotografia, kształtowanie się nowych systemów politycznych, przetasowania na drabinie społecznej... Odkrycia technologiczne, rozwój medycyny, walka o prawa kobiet i w ogóle rodząca się wśród kobiet świadomość, że są równe mężczyznom i tak też powinny być traktowane. Przeraża mnie też to, jak rodziły się wówczas systemy totalitarne – i jak ludzie się im poddawali.
M.T.: Dzięki pomocy Andrzeja Bandkowskiego udało się Pani również perfekcyjnie przedstawić tajniki jubilerskiego warsztatu. Co najbardziej zaskoczyło Panią w czasie spotkania ze specjalistą w tej dziedzinie?
M.K.: Trudno powiedzieć, co mnie szczególnie zaskoczyło. Nigdy wcześniej nie byłam w warsztacie jubilerskim, więc powinnam odpowiedzieć podobnie, jak na pytanie poprzednie – zaskoczyło mnie wszystko. Nie napisałabym wielu scen i nie wykreowała wiarygodnie postaci Charlotte, gdybym nie zobaczyła na własne oczy, jak wygląda praca w takim warsztacie, nie poznała technik jubilerskich, nie dowiedziała się, do czego służą poszczególne narzędzia.
M.T.: Pani pierwsza powieść „Pan Darcy nie żyje” ukazała się w 2015 r., „Ocean odrzuconych” jest już dwunastą pozycją w Pani literackim dorobku. Skąd czerpie Pani inspiracje do swojej twórczości?
M.K.: Inspiracja może przyjść zewsząd. Niekiedy szukam tematów do moich książek, a niekiedy zjawiają się one same. Absolutnie wszystko może być źródłem inspiracji.
M.T.: Za swoje powieści otrzymała Pani nagrodę Emocje 2017 w kategorii „Literatura”. Czy istnieje jakiś przepis na dobrą powieść obyczajową lub kryminalną? Czego Pani zdaniem nie może w niej zabraknąć?
M.K.: Moim zdaniem nie istnieje dobry przepis na żadną powieść. Literatura to nie matematyka, tutaj nie jest tak, że rozpiszemy działanie i musi nam wyjść jeden prawidłowy wynik. To zawsze efekt prób, błędów, poszukiwań i ciężkiej pracy. Nawet jeśli mamy do czynienia z powieścią gatunkową, w której można wyróżnić pewien schemat i charakterystyczne, powtarzające się elementy (których zresztą czytelnik świadomie lub podświadomie oczekuje), to o finale i tak decyduje osobowość i umiejętności twórcy. A zabraknąć nie powinno na pewno treści. Opowieść musi być o czymś.
M.T.: Domyślam się, że ma już Pani w głowie kolejne pomysły na powieści. Czy mogłaby Pani zdradzić pokrótce swoje plany literackie na najbliższy czas?
M.K.: Mam wiele pomysłów i mnóstwo planów, o których moi czytelnicy dowiedzą się już wkrótce.