Dość gier tych?
Słowa te napisał czternastego czerwca jeden z uczestników forum.histmag.org i... wywołały one istną burzę. Chciałbym więc tym krótkim tekstem odnieść się do tej sprawy. Propozycja budzi bowiem we mnie zarówno obawy, jak i... nadzieje. Zacznę od tych pierwszych.
Patriotyzm na siłę?
Roman Giertych podkreśla, iż „Polacy powinni lepiej znać historię Polski niż powszechną”. Nie potrafię nie przyznać mu w tym racji. Tym niemniej obawiam się, że może to być kolejny krok – obok wprowadzenia tzw. „wychowania patriotycznego” – do próby wtłaczania młodym Polakom miłości ojczyzny na siłę. To może wzbudzać skojarzenia z powrotem metod praktykowanych za czasów minionego ustroju. Być może podobna inicjatywa zostałaby odebrana inaczej, gdyby Ministrem Edukacji nie była osoba kojarzona z nacjonalistycznym rozumieniem słowa „patriotyzm”. Oprócz ścisłej treści wypowiadanych słów zwracamy również uwagę na ich kontekst, jak i na osobę, która je wypowiada.
Poważnym krokiem do tyłu nazwałbym również projekt likwidacji przedmiotu „wiedza o społeczeństwie”. Historyk nie jest politologiem – i vice versa. Naturalnie zdaję sobie sprawę z tego, że w realiach szkoły historyk często wykłada również WOS. Tym niemniej przedmiot nauki o społeczeństwie w ramach historii Polski z pewnością zostałby zepchnięty na margines. A przecież przeciętny Jan Kowalski powinien mieć podstawową wiedzę, która pozwoli mu odpowiedzieć na pytania: Po co chodzi się na wybory? Jak funkcjonuje nasze państwo? Czym jest Unia Europejska? Ta wiedza jest potrzebna chociażby po to, by móc ten ostatni z wymienionych organów rzeczowo krytykować. Czyżby ministerstwo chciało uczynić z uczniów półanalfabetów w tej dziedzinie?
Pozwólcie działać!
Największy bolączką w nauczaniu historii nie jest chyba nawet zbyt mała ilość godzin tego przedmiotu w szkole (choć prywatnie uważam, że tego przedmiotu jest w wielu szkołach zbyt mało). Problem leży w czymś innym. Przeciętny nauczyciel ma bardzo małą motywację do tego, by stać się KIMŚ dla swoich podopiecznych, by – obok zwykłego wtłaczania im wiedzy historycznej, która i tak pewnie szybko się ulotni – zachęcić ich do własnych poszukiwań, pogłębiania wiedzy. Winić za to należy:
a) niskie pensje (wielu nauczycieli idzie więc do pracy w innych zawodach),
b) nadmierną biurokratyzację (nauczyciel godzinami siedzi wypisując papierki, zamiast się dokształcać i zająć swoimi uczniami),
c) fakt, że uczniowi w szkole wolno coraz więcej (a nauczyciel skrępowany jest nieraz bzdurnymi przepisami, które często nie pozwalają mu skutecznie interweniować np: wobec grupy rozrabiaków na lekcji).
Jak wynika z moich obserwacji, potwierdzonych zdaniem redakcyjnych kolegów – znaczna część studentów historii nie widzi przyszłości w pracy historyka. Szczytem ambicji staje się dla nich zmywanie garów w irlandzkich knajpach. Czy tak być powinno?
To trzeba zmienić!
Stąd i moja nadzieja na to, że rząd zajmie się również – obok projektów „ideologicznych” – powyżej wskazanymi bolączkami oświaty. Projekt Romana Giertycha daje nam przynajmniej okazję do poważnej społecznej dyskusji o polskim szkolnictwie i... o roli oraz sposobie nauczania historii w szkołach. Jakie będą jej efekty i czy nie utoną w politycznych przepychankach? Czas pokaże. Wierzę, że w przeciwieństwie do czasu rządów lewicy, problem ten zostanie potraktowany poważnie. A może raczej chciałbym wierzyć?