Do czego potrzebny jest Prezydent? Dwugłos redakcyjny

opublikowano: 2015-05-19, 10:48
wolna licencja
Zbliżamy się do finiszu kampanii prezydenckiej. Zastanówmy się jednak, do czego w Polsce służy Prezydent? Czy jest potrzebny? Zapraszamy do lektury naszego dwugłosu publicystycznego.
reklama

Michał Przeperski (redaktor działu „Recenzje”, redaktor naczelny Histmag.org 2012-2014): Po co nam te wybory?

Gabriel Narutowicz, pierwszy Prezydent RP.

Przyznam, że nie mam jasności do czego w Polsce służy Prezydent. A jeszcze trudniej jest mi zrozumieć dlaczego wszyscy obywatele muszą go wybierać. Najwyższy czas z tym skończyć.

Od roku 1990 Prezydent Rzeczpospolitej Polskiej jest wybierany w głosowaniu powszechnym. Dzięki temu cieszy się on silnym mandatem do wykonywania swoich obowiązków. W końcu został wybrany przez ogół politycznej wspólnoty, a nie przez parlament, gdzie łatwiej o krótkotrwałe kompromisy i gdzie nieustannie toczą się polityczne gry. Sęk w tym, że Prezydent nie ma większych możliwości wykorzystania swojego mandatu. To w premier skupia w swoich rękach kluczowe nitki władzy.

To powoduje, że w wyborach prezydenckich obserwujemy obecnie konkurencję pomiędzy dwoma politykami z drugiego szeregu. Liderzy nie chcą już ścigać się o fotel Prezydenta. Oczywiście Bronisław Komorowski stał się pewnym symbolem po 5 latach sprawowania swojej funkcji – podobnie było z Lechem Kaczyńskim. Jednak ani jeden ani drugi nie byli realnymi liderami swoich formacji politycznych. Andrzej Duda również takim liderem nie jest.

Więcej, w historii Polski też tak bywało. Prezydent Gabriel Narutowicz był szerzej nieznany gdy został głową Rzeczpospolitej w grudniu 1922 r. Liderami nie byli też Stanisław Wojciechowski i Ignacy Mościcki (Bolesław Bierut jest tu specyficznym wyjątkiem, dlatego zostawmy go na marginesie). Sytuacja zmieniła się w 1989 r., gdy Prezydentem wybrano Wojciecha Jaruzelskiego. Jego rola była jednak szczególna – miał być gwarantem interesów władz komunistycznych w warunkach transformacji. Wszyscy ci politycy wybrani byli z woli parlamentu, co ustanawiało czytelną hierarchię pomiędzy nimi a sejmem oraz rządem.

Wojciech Jaruzelski, pierwszy Prezydent RP po transformacji ustrojowej (fot. Andrzej Barabasz (Chepry), opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0)

Pierwszym prezydentem wybranym w wyborach powszechnych został w grudniu 1990 r. Lech Wałęsa. To był niekwestionowany lider. Charyzmatyczna postać z pierwszego szeregu polskiej polityki. Podobnie było z Aleksandrem Kwaśniewskim, który piastował urząd Prezydenta w latach 1995-2005. Obaj grali w swoich obozach politycznych pierwsze skrzypce. Ale na tym koniec. Konstytucja uchwalona w 1997 r. zabrała Prezydentowi większość uprawnień wykonawczych. Instytucja Prezydenta stała się niejasną hybrydą – ani silny Prezydent jak we Francji, ani reprezentacyjny – jak w Niemczech. Lub też, jak kto woli, ani słaby jak w Konstytucji marcowej z 1921 r., ani silny jak w Konstytucji kwietniowej z 1935 r.

Dlatego też zastanówmy się – czy powszechne wybory prezydenckie mają sens? Generują jedynie bezsensowne koszty i stwarzają okazję do promocji polityków z drugiego szeregu, którzy zupełnie niespodziewanie zostają pasowani do rangi mężów stanu. Nie mam wątpliwości – czas skończyć z powszechnymi wyborami prezydenckimi.

Tomasz Leszkowicz (redaktor naczelny Histmag.org): Zwyczaje też są ważne!

Są w Europie państwa, w których funkcjonuje monarchia – rządzące tam dynastie są dobrze zakorzenione w historii, reprezentują realną ciągłość, są też „swoje” (a na pewno oswojone). Polacy nie mają takiej sytuacji (niektórzy wstawiliby tu słowo „szczęścia”) – od ponad 200 lat nad Wisłą nie rządził „nasz” monarcha (epizod Aleksandra I czy księcia warszawskiego Fryderyka Augusta traktuje właśnie jako epizod), ostatni wiek Królestwa nie należy do najświetniejszych epok w naszej historii, nie mamy też rodzimej dynastii (Wettynowie, choć bez wątpienia zacni i podobno związani z Polską, są słabym wzorcem do odwołań). Mamy więc Prezydenta, który w sposób unowocześniony musi zastąpić monarchę.

reklama
Lech Kaczyński, Prezydent RP w latach 2005-2010 (fot. Archiwum Kancelarii Prezydenta RP, opublikowano na licencji GNU Licencji Wolnej Dokumentacji, w wersji 1.2)

Konstytucja z 1997 r. nadaje Prezydentowi RP szereg kompetencji – związanych ze strażą prawa, reprezentacją na arenie międzynarodowej, Siłami Zbrojnymi itp. Nie ma on w nich pełni władzy, może pełnić uzupełnienie Rządu bądź też jego kontrę, według zasady checks and balances. Różnie ocenia się polskie doświadczenia w tym zakresie – zwolennicy tzw. „przede wszystkim skutecznego rządu” podnoszą, że Prezydent jako hamulcowy raczej przeszkadza niż pomaga, pogrążając politykę w chaosie. Aż prosi się o to, by przypomnieć, że zasada kompromisu i docierania stanowisk była złotą regułą demokracji szlacheckiej w jej najlepszym okresie, do którego podobno tak chętnie się odwołujemy.

Prezydent jest jednak symbolem ciągłości państwowej, reprezentantem szerokich grup społecznych. Z punktu widzenia portalu, w którym publikuje te słowa, nie można nie wspomnieć o roli głowy państwa w polityce wobec przeszłości (polityce historycznej, pamięci czy jakkolwiek jej nie nazwiemy) – ostatnie 10 lat, choć wzbudzały dyskusje co do jej treści, pokazały, jak ważne jest to zjawisko. Nie można lekceważyć roli Prezydenta właśnie jako symbolicznego łącznika Narodu/społeczeństwa, kogoś, kto ma być kimś więcej, niż tylko urzędnikiem podpisującym ustawy. I na podstawie tego, jak wypełnia ten obowiązek, powinien być oceniany.

Ostatnia kampania wyborcza, w związku z założeniem, że Bronisław Komorowski ma zwycięstwo w kieszeni (które okazało się błędne – nad nudą wygrała polityka), była raczej próbą sił przed wyborami parlamentarnymi i elementem testowania środowisk, wypróbowywania nowych liderów itd. Jest to jednak wyjątek w skali naszych wyborów prezydenckich – przecież 20, 15, 10 i 5 lat temu do rywalizacji rzeczywiście startowali liderzy partyjni i politycy doświadczeni, nie będący takimi naturszczykami jak wielu kandydatów istotnych środowisk politycznych. Problemem jest to, że wchodząca do Polski postpolityczność, zblokowana fatalnym duopolem POPiS, psuje pewne idee i konwencje, które powinny obowiązywać nas w demokracji. Pracować powinniśmy więc nad zwyczajem, bo on również jest istotny w polityce.

Bronisław Komorowski, aktualny Prezydent RP (fot. Michał Koziczyński, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Polska)

Różni publicyści, mniej lub bardziej „oświeceni” i często przeze mnie szanowani i lubiani, pod wpływem „tej strasznej kampanii”, a już szczególnie debaty telewizyjnej „1 z 10”, nawoływali do wprowadzenia wyborów głowy państwa przez parlament. Na czym ma polegać wartość takiego prezydenta? Jaki ma mieć mandat społeczny, kiedy jego wybór będzie zależny nie od milionów, a od kilkuset parlamentarzystów z różnych partii i frakcji. Jak ma być on „swój”, skoro komu jak komu, ale w obecnym kryzysie zaufania wobec polityki to właśnie partiom politycznym ufamy najmniej? Prezydent wybierany przez parlament staje się co najwyżej urzędnikiem. Podobnym jak Rzecznik Praw Obywatelskich, Główny Inspektor Ochrony Danych Osobowych czy członek Rady Polityki Pieniężnej. Można zażartować i postawić pytanie – czy według oficjalnej precedencji Prezydent powinien być przed czy po GIODO? Bo idąc dalej żartobliwym i złośliwym tonem, wiadomo, że za Prezesem IPN, który jako „nadzorca teczek” ma realny wpływ polityczny.

Prezydent jest istotną częścią systemu politycznego. Jedni chcieliby w Belwederze widzieć „naszego” Baracka Obamę czy Władymira Putina. A przecież modele prezydentury i zadań spełnianych przez nią są różne, co pokazało 25 lat istnienia III RP.

Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.

reklama
Komentarze
o autorze
Tomasz Leszkowicz
Doktor historii, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego. Publicysta Histmag.org, redakcji merytorycznej portalu w l. 2006-2021, redaktor naczelny Histmag.org od grudnia 2014 roku do lipca 2017 roku. Specjalizuje się w historii dwudziestego wieku (ze szczególnym uwzględnieniem PRL), interesuje się także społeczno-polityczną historią wojska. Z uwagą śledzi zagadnienia związane z pamięcią i tzw. polityką historyczną (dawniej i dziś). Autor artykułów w czasopismach naukowych i popularnych. W czasie wolnym gra w gry z serii Europa Universalis, słucha starego rocka i ogląda seriale.
Michał Przeperski
(ur. 1986), doktor historii, pracownik Instytutu Historii Nauki PAN. Od stycznia 2012 do czerwca 2014 redaktor naczelny Histmaga. Specjalizuje się w dziejach Europy Środkowej w XX wieku, historii dziennikarstwa i badaniach nad transformacją ustrojową. Autor m.in. książek „Gorące lata trzydzieste. Wydarzenia, które wstrząsnęły Rzeczpospolitą” (2014) i „Nieznośny ciężar braterstwa. Konflikty polsko-czeskie w XX wieku” (2016). Laureat nagrody „Nowych Książek” dla najlepszej książki roku (2017), drugiej nagrody w VII edycji Konkursu im. Inki Brodzkiej-Wald na najlepsze prace doktorskie z dziedziny humanistyki (2019). Silas Palmer Research Fellow w Stanford University (2015), laureat Stypendium im. Krystyny Kersten (2015), stypendysta Funduszu Wyszehradzkiego w Open Society Archives w Budapeszcie (2019). Kontakt: [email protected]

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone