„Dlaczego należy uczyć o Holokauście?” – red. J. Ambrosewicz-Jacobs, L. Hońdo – recenzja i ocena
Praca pod redakcją Jolanty Ambrosewicz-Jacobs oraz Leszka Hońdo w swoim pierwotnym założeniu miała być zbiorem esejów z opisem instytucji, które dysponują narzędziami edukacyjnymi w procesie uczenia o Holocauście. O napisanie esejów zostali poproszeni specjaliści z różnych dziedzin, m.in.: filozof, antropolog, historyk literatury, psycholog, dziennikarz, etnograf, teolog, historyk kultury, politolog, nauczyciel szkoły średniej, a także historycy i socjologowie. Ta ciekawie zapowiadająca się interdyscyplinarna książka ma jednak jeden zasadniczy mankament: jest zdecydowanie zbyt jednostronna.
Już ze wstępu Jolanty Ambrosewicz-Jacobs można wywnioskować, że następujący proces „odpolszczania” m.in. Auschwitz-Birkenau jest procesem bardzo ważnym ze względu na fakt, że na terenie tego kompleksu obozowego zginęło relatywnie więcej Żydów niż Polaków. Na postawione przez autorkę pytanie: Czy fakt, że „tylko” 75 000 Polaków zginęło w Auschwitz, a prawie milion Żydów, powoduje pomniejszenie znaczenia obozu w Oświęcimiu dla Polaków?, czytelnik otrzymuje następującą odpowiedź: Auschwitz to miejsce-symbol ludobójstwa ważny dla całej ludzkości, dla Polaków szczególnie, gdyż na miejsce Holokaustu i Zagłady Romów hitlerowcy wybrali ziemie polskie właśnie. Jest to dość nietypowa odpowiedź, sugerująca, że dla Polaka Auschwitz powinien być ważnym symbolem tego, że hitlerowcy wybrali teren koszar nad Sołą jako węzłowy punkt tzw. Ostatecznego Rozwiązania. Nie ma nawet cienia wspomnienia o fakcie, że Auschwitz w swym założeniu miał być terenem koncentracji i eksterminacji Polaków, którzy sprzeciwiali się niemieckiemu porządkowi na ziemiach polskich.
Z projektem utworzenia państwowego obozu koncentracyjnego w koszarach oświęcimskich wystąpił inspektor policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa ([Inspekteur der Sicherheitspolizei und des Sicherheitsdienstes-Sipo u. SD]) SS-Oberführer Arpad Wigand. Wigand argumentował konieczność utworzenia obozu przepełnieniem więzień Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, co miałoby jakoby utrudniać, a nawet w przyszłości uniemożliwić policji bezpieczeństwa właściwe wykonywanie jej zadań.
Za owym enigmatycznym stwierdzeniem o właściwym wykonywaniu zadań policji bezpieczeństwa stoi działalność o charakterze zastraszająco-represyjnym w stosunku do ludności polskiej. Kolejnym argumentem były alarmujące doniesienia o coraz bardziej wzmagającym się i rosnącym w siłę ruchu oporu na terenie Śląska i Generalnej Guberni. Pociągało to za sobą możliwość wystąpienia masowych aresztowań. W związku z ogromną falą aresztantów zachodziła realna groźba, że przepełnione więzienia i dotychczas działające obozy koncentracyjne nie będą w stanie pomieścić wszystkich „wrogów Tysiącletniej Rzeszy”. O tym ani słowem nie wspomina się we wstępie do pracy „Dlaczego należy uczyć o Holokauście”.
Jednym ze składników omawianej książki jest esej Ireneusza Krzemińskiego „W świetle późniejszej historii”. Autor omawia w nim zagadnienie Zagłady Żydów poprzez pryzmat wydarzeń marca 1968 roku i, co ciekawsze, stawia niemalże znak równości pomiędzy wyrzuceniem z Polski w 1968 roku obywateli pochodzenia żydowskiego, a zorganizowanym przez hitlerowców masowym mordem na Żydach. Co prawda nie sposób nie zgodzić się z autorem eseju, że zorganizowana nienawiść może stać się (a najczęściej właśnie się staje) wstępem do ideologii mordu, jednak Krzemiński nie porusza jeszcze jednego aspektu wydarzeń 1968 roku. Część społeczeństwa winiła wtedy Żydów za wprowadzenie w Polsce komunizmu. Pamiętała gorliwy udział komisarzy, sędziów i prokuratorów pochodzenia żydowskiego, którzy brali udział w mordach procesowych na żołnierzach i przywódcach polskiego Podziemia Niepodległościowego. Można tutaj wspomnieć choćby autora książki „Walczyłem, żeby żyć” Franka Bleichmanna, który tuż po wojnie był gorliwym krzewicielem komunizmu nie znającym litości dla żołnierzy Armii Krajowej i innych związków niepodległościowych. Bleichmann wyemigrował z Polski właśnie na fali wydarzeń marcowych.
Krzemiński, jako socjolog, powinien rozpatrzyć w sposób obiektywny stan ówczesnego społeczeństwa. Nie można tutaj zapominać o rozpętywanym momentami na siłę antysemityzmie. Gros antyżydowskich manifestacji skupiała ludzi, którzy kompletnie nie mieli pojęcia, o co właściwie władzy ludowej chodzi. Wykorzystano w dużym stopniu niezrozumienie tzw. „mas pracujących” oraz powielono tkwiący od wieków w społeczeństwie stereotyp Żyda-krwiopijcy. Nie można powiedzieć, że taki owczy pęd nie stałby się punktem wyjścia dla krwawej „rozprawy” z wrogiem. Jednak nie można zapominać o wszystkich aspektach społecznych nastrojów w tym czasie.
Warte odnotowania jest, że w podsumowaniu swojego eseju Krzemiński pisze rzecz może najważniejszą: Chodzi o to, aby pamięć o żydowskiej Zagładzie przyniosła uczucie wspólnoty, a nie rywalizacji o to, kto tak naprawdę „bardziej się nacierpiał”. Ten postulat zrozumienia dla prawdy, a nie liczenia kropel wylanej krwi jest jak gdyby głosem rozsądku po liczbowym porównaniu ofiar Auschwitz, jakiego dokonała we wstępie Jolanta Ambrosewicz-Jacobs.
Kolejny esej, nad którym warto się zatrzymać to „Uczmy wszystkiego od początku” Bohdana Michalskiego. Jest to tekst bardzo wyważony, nawołujący do wzajemnego poznawania historii, aby obie strony – Polacy i Żydzi – umieli spojrzeć na siebie wzajemnie jako na ofiary rasistowskiej i skrajnie nacjonalizacyjnej ideologii. Zastanawia również zdanie wypowiedziane przez autora: Innymi słowy, nie sądzę, aby upowszechnienie wiedzy o Holokauście wyeliminowało antysemityzm!. Jak słusznie zauważa, w demokratycznych krajach wciąż występują przypadki niechęci, a nawet nienawiści dla danych narodów, grup etnicznych czy religijnych. Wiedza o Holocauście ma po prostu służyć nauczeniu wrażliwości, zmusić do analizy etycznej, do refleksji nad człowieczą naturą i mechanizmami, jakie w niej zachodzą.
Michalski jako właściwie jedyny zwraca uwagę na zaszufladkowanie obu stron. Dla Żyda tylko inny Żyd jest ofiarą, a Polak to krwawy oprawca, milczący pomocnik nazistowskiej zbrodni. Wspólna nauka historii obu narodów pozwoli Żydom w Polaku zobaczyć ofiarę, a Polakom uświadomić, że nie wszyscy Polacy podczas II wojny światowej to „Sprawiedliwi wśród Narodów Świata”. Jakże ważne jest tutaj podsumowanie eseju słowami: Uczmy nasze dzieci wszystkiego od początku, nie ważne czy są one Polakami, czy Żydami.
Stanisław Krajewski, autor eseju „Uczyć wszędzie, a szczególnie w Polsce!”, w obrazowy i bardzo dosadny sposób wyjaśnia, dlaczego Auschwitz stało się symbolem czytelnym dla całego świata. Wskazuje na środki, jakimi posłużyli się naziści do osiągnięcia swego celu, a więc zbudowanie fabryk śmierci, gdzie niczym z taśmy produkcyjnej otrzymywali produkt ostateczny: fizyczną eliminację podludzi. Jak słusznie zauważa Krajewski, dla Zachodu druzgoczące było odkrycie, że „zwyczajny” antysemityzm, ten pojawiający się w każdym kraju odruch niechęci dla Żydów, mógł stać się punktem wyjścia do zbiurokratyzowanego, systemowego fizycznego niszczenia niechcianych członków społeczeństwa. Wprawiły w przerażenie masy ludzi, którzy wzięli czynny udział w Ostatecznym Rozwiązaniu, a także masy, które obojętnie przyglądały się zabijaniu. Zmusiły wiele osób do postawienia niewygodnych pytań, m.in. o zachowanie Kościoła podczas Zagłady czy też o odpowiedzialność za mordy dokonane przez nazistów.
W tym eseju, który chyba jako jedyny wychodzi poza ramy stosunków Polacy – Żydzi, a przenosi się na szerszą przestrzeń „krajów cywilizowanych”, pewnym zgrzytem jest jedno enigmatyczne stwierdzenie:
Jednak możemy docenić czyny „sprawiedliwych” tylko wtedy, gdy będzie się uczyć o kontekście ich działalności, pokazywać, dlaczego wymagała bohaterstwa. Przezwyciężyć trzeba było nie tylko strach przed bezwzględnością niemieckiego okupanta, ale często też przed niechęcią polskiego sąsiada.
Brakuje tutaj wyjaśnienia, czym była spowodowana czasami owa niechęć. Nie wspomina się ani słowem, że Polska była jedynym okupowanym krajem, w którym za podanie Żydowi choćby kromki chleba groziła kara śmierci. Jeśli chcemy wyjaśniać wszystkie aspekty stosunków polsko-żydowskich w okresie Zagłady, trzeba wspomnieć, że owa „niechęć polskiego sąsiada” była czasami spowodowana strachem przed niemieckimi represjami, jakie mogły spotkać całą najbliższą okolicę w razie odkrycia ukrywanego Żyda.
Jakże odmienny w swej wymowie jest esej ojca Stanisława Obirka SJ „Długi cień Bełżca”. Jest to najbardziej wyważony z esejów zamieszczonych w zbiorze. Autor wspomina w nim o dwóch ważnych kwestiach. Jedną z nich jest, podnoszona również w innych esejach, sprawa mordu w Jedwabnem 10 lipca 1941 roku. Zostaje tutaj zostawiona sprawa szczegółowych ustaleń – którą Obirek pozostawia historykom – a cała sprawa zostaje sprowadzona do zacytowania rabina Jacoba Bakera z Jedwabnego, który mówił, że za mord w Jedwabnem oczekuje on po prostu szczerej skruchy. I przytoczenia fragmentu wywiadu tegoż rabina dla „Rzeczpospolitej”:
Wierzę, że choć nie ma już Żydów w Polsce, to o tej naszej przyjaźni nie wolno zapominać. Trzeba ją, wykazując dobrą wolę po obu stronach, utrzymywać i umacniać. Jestem przekonany, że nawet ze świadomością tego, co się stało w Jedwabnem, jest to możliwe.
Ojciec Obirek w tych właśnie słowach widzi punkt wyjścia dla „jedynie sensownej formy (tzn. pozwalającej na odkrycie sensu głęboko ukrytego w tragedii Holokaustu) mówienia o tym, co wydarzyło się ludzkości w czasie II wojny światowej. Bo Holokaust to nie jest tylko tragedia narodu żydowskiego, to jest dramat nas wszystkich i wszyscy jesteśmy za niego odpowiedzialni”. Te słowa autora eseju oraz wspomnienie o cmentarzysku Bełżca, gdzie obok sześciuset tysięcy Żydów zostało zamordowanych półtora tysiąca chrześcijan, zmuszają do pogłębionej refleksji. Po raz chyba pierwszy w książce „Dlaczego należy uczyć o Holokauście?” podkreśla się równość w śmierci i odpowiedzialności.
Równie budujący w swym szerszym spojrzeniu na Holocaust jest esej Stefana Wilkanowicza, który przestrzega przed oddzieleniem Zagłady Żydów od innych dramatów ludzkości. Postuluje, aby wszystkie zagłady były podstawą do budowania szerokiej solidarności ludzi przeciw przemocy, pogardzie i nienawiści.
Ze wstępu Jolanty Ambrosewicz-Jacobs można wywnioskować, że cała książka poświęcona jest zagadnieniom Zagłady tak Żydów, jak i Romów. Tutaj czeka czytelnika jednak pewne rozczarowanie. Z osiemnastu esejów zawartych w książce zaledwie dwa traktują o tragedii Sinti i Roma, którzy według tej samej co Żydzi ideologii zostali skazani na śmierć.
Cała książka „Dlaczego należy uczyć o Holokauście?” jest zapewne pozycją, która powinna się pojawić na polskim rynku księgarskim. Zastanawia jednak, czy książka ta swoją ogólnością nie dopomaga niejako w mówieniu o „polskich obozach koncentracyjnych”? Wszak pewne zastosowane w treści uogólnienia (co ważniejsze zostały przedstawione w niniejszym tekście) wskazują, że książka ta jest skierowana do osób, które już tą tematyką się zajmowały. Brak jest osadzenia treści w szerszym kontekście historycznym. Czytelnikowi zagranicznemu trzeba byłoby chociaż pokrótce przedstawić warunki panujące na okupowanym terytorium oraz na ziemiach polskich wcielonych do III Rzeszy. Nie zaszkodziłoby wskazanie, że teren kompleksu obozowego Auschwitz-Birkenau znajdował się na terenach, które właśnie zostały potraktowane jak ziemie niemieckie, którym należy się wcielenie do Tysiącletniej Rzeszy. Warto tutaj zaznaczyć, że książka ta ukazała się w takiej samej treści w języku angielskim.
Wyjaśnienie zarządzeń władz okupacyjnych o karach śmierci nałożonych na wszystkie osoby pomagające w jakikolwiek sposób Żydom nie zostało dostatecznie przedstawione. Byłoby wtedy możliwe inne spojrzenie na fakt uczestniczenia (czynnego lub biernego) ludności polskiej w Zagładzie Żydów. Nie należy zapominać, że nie wszyscy czerpali zyski z Zagłady, niektórzy chcieli po prostu, aby ich rodziny przetrwały wojnę. Nie czyni to tych osób całkowicie niewinnymi, jednak przesuwa ciężar odpowiedzialności w zupełnie inne rejony – nie tak łatwo definiowalne.
Na wiele aspektów książki „Dlaczego należy uczyć o Holokauście?” można spojrzeć w inny sposób. Wyniki ankiet na temat kwestii żydowsko-polskiej w trakcie II wojny światowej, przeprowadzanych wśród uczniów polskich szkół, potwierdzają tylko zły stan polskiej edukacji. Przecież równie bzdurne odpowiedzi można uzyskać na tematy związane tylko i wyłącznie z historią Polski. Ciągle zmieniane i coraz bardziej okrajane programy nauczania nie pomagają w zrozumieniu jakiegokolwiek aspektu historii, a co dopiero tak złożonego jak Holocaust.
Autorom książki zabrakło pewnego wyważenia. Rzucając oskarżenie „odżydzania” historii i kultury polskiej, szafując poglądem o ingerencji ideologii politycznej w świadomość i wiedzę Polaków, nie zauważyli oni jednej rzeczy. W swojej książce przeważnie potępiają w czambuł polską wizję historii, proponując w zamian jej żydowską wersję. Nie pokazują oni trzeciej drogi – wspólnej dla Polaków i Żydów. Jest to równie szkodliwe, co przemilczenie przez lata wkładu Żydów w historię Polski oraz ofiar poniesionych w trakcie „ciemnej nocy okupacji”.
Obu narodom – tak żydowskiemu, jak i polskiemu – potrzeba wspólnego dochodzenia do prawdy. Ważne jest, abyśmy wspólnie potrafili wskazać winnych, Żydów i Polaków. Należy wspólnie rozmawiać o tym, co spotkało nasze narody podczas II wojny światowej. I osadzać te wydarzenia w szerokim kontekście zbrodni, jakie po dziś dzień mają miejsce na całym świecie. Nie ma ofiar mniej lub bardziej ważnych. Są ludzie, którzy zginęli w starciu ze zbrodniczymi ideologiami, stworzonymi przez innych ludzi. I o tym zdaje się zapomnieli autorzy esejów w książce „Dlaczego należy uczyć o Holokauście?”.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska