Dawajcie kasę Niemcy, czyli czy warto denerwować sąsiadów?
Zobacz też: Operacja Ostra Brama
Od internetowej epoki dinozaurów, czyli jeszcze na pewno przed 2008 rokiem, po sieci krążył obrazek przedstawiający konturową mapę Polski opatrzoną napisem „granice absurdu”. Lata mijały, a w tej kwestii niewiele się zmieniło: Rzeczpospolita naprawdę bywa źródłem wydarzeń absurdalnych. No bo jak inaczej określić pomysł miłościwie nam panującego obozu politycznego, by przypomnieć Niemcom, że winni są nam odszkodowania za II wojnę światową? Ale po kolei.
1 sierpnia, w rocznicę powstania warszawskiego TVP Info wyemitowało klip nawołujący Niemców do przeproszenia za II wojnę światową. W materiale przywołano kolejne grzechy niemieckie: że wybrali Hitlera w wyborach, że budowali obozy zagłady, że mordowali, że ich firmy bogaciły się na wojennych zbrodniach… Nie sprecyzowano tylko, czy przeprosić mają 90-letni weterani, 20-latkowie urodzeni wiele lat po wojnie czy może Angela Merkel z rządem. Ale najpewniej chodzi o cały naród niemiecki, wszystkie możliwe pokolenia.
Dzień później poseł PiS Arkadiusz Mularczyk złożył w Biurze Analiz Sejmowych wniosek o ekspertyzę, czy istnieje możliwość ściągnięcia od naszego zachodniego sąsiada reparacji wojennych za wojnę z lat 1939-1945. Teraz zastanówmy się: czy to ma sens?
Dla Polski nie ma to sensu najmniejszego. Byłbym niesamowicie zdziwiony, gdyby Niemcy oddały nam za wojnę choćby jednego eurocenta… a może i starego feniga. I to niezależnie od tego, czy działoby się to pod wpływem ich nagłej dobrej woli, czy pod butem prawa międzynarodowego. Nierealne jest dla mnie zmuszenie RFN do wypłacania pieniędzy za II wojnę światową. Jedyne, co w tym konflikcie zyskamy, to chłodne relacje z naszym największym partnerem gospodarczym.
W zasadzie rząd Polski nie przedstawił oficjalnego stanowiska w tej sprawie. Od strony Niemiec pojawiła się już wstępna odpowiedź, że zrezygnowaliśmy z reparacji w 1953 r. – a konkretnie zrobił to uchwałą rząd PRL. Teraz wystarczy się wykłócać, czy to było pod naciskiem ZSRR, czy dotyczyło tylko NRD, czy obecne Niemcy to spadkobierca NRD czy RFN, czy już zadośćuczynili i tak dalej…
To wszystko jest logicznym działaniem tylko dla obozu władzy, który bardzo mocno podkreśla politykę historyczną, przy okazji ucząc Polaków, ze Niemcy (ale też np. Rosjanie) są „fe”. Takie szafowanie niechęcią jest bardzo wygodnym narzędziem politycznym i wykorzystywanie go jest dosyć przykre. Żeby była jasność – Niemcy ponoszą pełną odpowiedzialność za II wojnę światową, za zamordowanych ludzi, zrujnowane miasta, grabieże i inne zbrodnie. Pytanie tylko, ile można rozpamiętywać dawne konflikty? Czy należy dzisiejszych Niemców ponownie obarczać za zbrodnie dziadków? Niemców, którzy noszą nie tylko takie imiona jak Hans, ale też Ahmed czy Miroslav, a jeszcze ich rodzice nie urodzili się w tym kraju?
Ale to tylko jedne z wielu pytań dotyczących naszej polityki historyczno-zagranicznej. Nie tylko na Zachodzie możemy natrafić na konflikty. Na stulecie odzyskania niepodległości ma zostać wprowadzony nowy paszport. Zdobić go mają różne motywy historyczne – na pewno będzie wśród nich Cmentarz Orląt Lwowskich, prawdopodobnie w wyniku głosowania do książeczki trafi też Ostra Brama w Wilnie. Wzbudziło to oburzenie ze strony Litwy i Ukrainy, no bo jak to tak – te miejsca są przecież na ich terytorium.
Bądźmy szczerzy: mimo, że Lwów i Wilno nie leżą obecnie w granicach Polski, to z historią naszego kraju są ściśle związane i nic już tego nie zmieni. Dbanie o tego typu dziedzictwo nie jest niczym złym i nie musi się od razu wiązać z jakąś „repolonizacją” tych miejsc, której być może obawia się Kijów i… właśnie Wilno. Z polityką historyczną wobec nas ze strony Litwy i Ukrainy – ostatnio zwłaszcza od tej drugiej – bywało bardzo źle. Nie wiem jednak, czy to dobry powód, byśmy też musieli słać im kuksańce, zamierzone lub nie. Protesty w sprawie wychwalania Bandery popieram całym sercem, natomiast nie uważam za szczególnie konieczne dotykanie drażliwych kwestii przez takie głupoty, jak strony wizowe w paszporcie. No i myślę też w taki sposób – co by było, gdyby Niemcy w nowym paszporcie umieściły Danzig, Breslau i Stettin…
Na szczęście ostatnio zdarzyła się sytuacja, co do której nie mam żadnych wątpliwości. W trakcie meczu Legia Warszawa – FK Astana polscy kibice przygotowali nietypową oprawę przedstawiającą SS-mana (bez głowy, bez twarzy) celującego pistoletem w dziecko. Całości dopełnił napis po angielsku „W czasie powstania warszawskiego Niemcy zabili 160 000 osób. Tysiące z nich były dziećmi”.
I to się ceni. Dla mnie nie jest to żaden wydumany atak w stronę niemiecką, a pewne przedstawienie historii (choć, zastrzec trzeba, że nieprecyzyjne). Ważne upamiętnienie, o które dzisiejsze Niemcy nie powinny oburzać się w żaden sposób, choć na pewno może się to wydać prowokacyjne. Do tego jest to upamiętnienie, o którym piszą gazety z całego świata. Ale i ja jeszcze o sprawie napiszę, bo UEFA już szykuje karę…
W każdym razie, oto cały sens takich „akcji historycznych”. Dopóki chodzi w Polsce o upamiętnienie i (powiedzmy) zgodność faktów, to warto działać, tworzyć, głosić. Jeśli jednak chodzi o to, żeby dopiec sąsiadom, to szczerze odradzam. Dojdziemy w końcu do takiej sytuacji: Niemców i Rosjan nie lubimy, bo wojna i zabory. Litwinów za lituanizację, Ukraińców za Banderę, Słowaków bo pomagali Niemcom. Białorusinów w sumie też nie lubimy, bo Łukaszenka. Do Czechów nic nie mamy, ale za to oni nas nie zniosą, bo operacja „Dunaj”.
Warto pamiętać i dyskutować, nie warto toczyć wiecznych sporów o historię tam, gdzie nie trzeba. W międzywojniu Polska nawiązała poprawne stosunki tylko z dwoma sąsiadami: Rumunią i Łotwą (Węgier tu nie liczę). Dziś z tymi państwami nie mamy nawet granicy.
To też do przemyślenia.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz