David McCullough – „Pionierzy. Ludzie, którzy zbudowali Amerykę” – recenzja i ocena
David McCullough – „Pionierzy. Ludzie, którzy zbudowali Amerykę” – recenzja i ocena
David McCullogh to jeden z najwybitniejszych amerykańskich historyków i pisarzy. Autor ma szerokie spektrum zainteresowań, a tematyka jego książek obejmuje praktycznie całą historię USA. Jego najnowsza praca traktuje o jednym z największych przedsięwzięć, z jakim musiało się zmierzyć amerykańskie państwo – zasiedlenie Terytorium Północno-Zachodniego.
Na mocy pokoju z Wielką Brytanią w 1783 r. nowo powstała amerykańska republika uzyskała tereny należące do Korony na wschód od Missisipi i zachód od gór Allegheny. Był to piękny łup, na który łakomym okiem zerkano już przed wybuchem wojny o niepodległość. Za czasów kolonialnych Korona blokowała parcie na zachód, po 1783 roku ta bariera zniknęła. Pojawiła się kwestia, co teraz ruszyć.
Uproszczeniem byłoby stwierdzić, że cel został osiągnięty dzięki wysiłkom osadników z Nowej Anglii. O ile nie można im odmówić zasług, od początku mieli poparcie większe lub mniejsze swojego rządu – to w 1787 r. uchwalono słynne Nortwest Ordinance, dokument, który stał się podstawa prawną do działań osadników jak i kamieniem milowym dla ukształtowania się przyszłych stanów.
Czytając „Pionierów” można odnieść zupełnie inne wrażenie. Wszystko wskazuje na to, że to zapał i wiara wielebnego Manasseha Cutlera w połączeniu ze zdolnościami gen. Rufusa Putnama doprowadziły do tego wielkiego sukcesu. Ten ostatni uchodzi za „Ojca Terytorium Północno-Zachodniego”. Właśnie ogromny entuzjazm w połączeniu z aktywnymi działaniami doprowadziły do sukcesu.
Nic bardziej mylnego – McCullogh wskazuje głównych bohaterów swojej książki, jednak nie pozwala im działać w próżni. Oddaje im należny hołd, ale jednocześnie odsłania kulisy wielkiej polityki. Jednak autor przyjął inny sposób opowieści – „Pionierzy” to niemalże dobra powieść historyczna – z tym wyjątkiem, że nią nie jest. Poprzez losy i czyny poszczególnych bohaterów przedstawia powstanie i rozwój pierwszego osadniczego eksperymentu kolonialnego nowej republiki.
Autor oparł się na zbiorach dokumentów oraz archiwaliów wytworzonych przez głównych bohaterów książki. To nie tylko korespondencja, oficjalne dokumenty, lecz także listy oraz… kazania, jak w przypadku Cutlera. Dla McCullogha każde zachowane słowo jest źródłem wiedzy, poznania czy bazą do interpretacji. Oczywiście korzysta on również z dorobku poprzedników zajmujących się tym tematem, jednak to nie umniejsza wartości jego badań.
McCullogh stara się również, aby książka nie była suchą relacją akcji osadniczej. Dzięki skrupulatnym badaniom przedstawia szereg co oryginalniejszych postaci, jak choćby były wiceprezydent Aron Burr (niezwykła persona, trzeba przyznać) oraz ich wpływ na życie mieszkańców przyszłego Ohio. Pokazuje postępowe idee, dziś uznane za normalność, ale w ówczesnych czasach wręcz rewolucyjne. Można powiedzieć, że budowano w Ohio zręby nowoczesnego społeczeństwa.
Książkę czyta się świetnie, jej lektura zajęła mi co prawda cały dzień – ale to wszystko dzięki kilku czynnikom: wolnemu dniu oraz znakomitej lekturze i sprawnemu przekładowi. Można mieć drobne uwagi do tłumaczenia – ostatnimi czasy zauważyłem, że każdy tłumacz słowo charge tłumaczy się wciąż jak „szarża”. To ostatnie słowo zarezerwowane jest tylko do uderzeń kawalerii, w innym kontekście (na co trzeba zwracać uwagę) to po prostu: ”atak”, „uderzenie”. Śmiało, to nie grzech.