Darowanemu Lwowowi zagląda się w zęby

opublikowano: 2014-03-27, 13:09
wolna licencja
O kuszących ofertach, mydleniu oczu, polityku zwariowanym jak Kapelusznik i potencjalnych korzyściach niekorzystnej propozycji.
reklama

Czy byli państwo kiedyś we Lwowie? Nie wszyscy? Ależ koniecznie proszę to naprawić! To wspaniałe miejsce, jedno z najpiękniejszych polskich miast niezrujnowanych przez wojnę. Przyjemność sprawia już samo przejście się jego uliczkami, a cóż dopiero spędzenie tam dłuższego czasu. Perła, do której chętnie jeździłbym bez paszportu. Ot, wsiadał w samochód lub pociąg i jechał spędzić kilka godzin w jednym z moich ulubionych miejsc. Bez stania długich godzin na przejściu granicznym i konieczności wymiany waluty. Nie wspomnę już nawet o kwestiach przynależności historycznej Miasta pod Wysokim Zamkiem, Jałcie, linii Curzona, arbitralnych decyzjach Stalina i wielu, wielu innych argumentach, które padały już wielokrotnie ze strony orędowników powrotu Lwowa w granice Rzeczypospolitej. Jako że należę do tych ludzi i owszem, chętnie widziałbym Lwów po naszej stronie granicy, powinienem skakać pod sufit, kiedy Władymir Żyrinowski zaproponował naszemu Ministerstwu Spraw Zagranicznych zwrot grodu z lwem w herbie.

Cmentarz Orląt Lwowskich, kaplica i katakumby (autor: Lestat (Jan Mehlich) , opublikowano na licencji Creative Commons Attribution 3.0 Unported).

Tymczasem jakoś nie skaczę.

Mało tego, dziwię się tym, którzy się cieszą, ba: którzy w ogóle się zastanawiają nad tą propozycją. Już tłumaczę, dlaczego.

Przeczytaj też:

Po pierwsze, przyjrzyjmy się okolicznościom złożenia propozycji. Sprawa stała się publiczna we wtorek 18 marca, kiedy z mównicy Dumy Państwowej Władymir Żyrinowski, lider Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji, zaproponował oddanie Polsce Ukrainy Zachodniej, Węgrom obwodu zakarpackiego i Rumunii Bukowiny Północnej. Prowadzący obrady Siergiej Naryszkin w żaden sposób nie uspokoił lidera LDPR. W niedzielę 23 marca do polskiego MSZ wpłynęło pismo od Żyrinowskiego, w którym ponawiał on, tym razem oficjalnie, swoją propozycję.

Zacznijmy od postawienia pytania: „Kim jest Żyrinowski?”. Jest on mianowicie człowiekiem szalonym, z długą listą różnych skandalizujących wypowiedzi. Przytoczmy choćby: żądania terytorialne wysuwane wobec Kazachstanu (przez które jest zresztą aktualnie persona non grata na terenie tego kraju); twierdzenie, że Rumunia jest sztucznym krajem stworzonym przez włoskich Cyganów z ziem ukradzionych Rosji, Bułgarii i Węgrom; żądanie odzyskania Alaski (i osadzenia tam Ukraińców); plany wielkich rosyjsko-wenezuelsko-kubańskich manewrów na Morzu Karaibskim; pomysł atomowego bombardowania Atlantyku, by wywołać powodzie w Wielkiej Brytanii, czy wreszcie sugestię, że Condoleezie Rice przydałaby się, celem zaspokojenia, wizyta w wojskowych barakach. Obama, wybierając dla swojej kampanii hasło „Zmiana”, chyba nie był świadomy, jak prawdziwe zmiany wyglądają…

A teraz Żyrinowski proponuje Polsce, Węgrom i Rumunii rozbiór Ukrainy, do tego czerpiąc z najlepszych wzorców historycznych prowadzenia dyplomacji, czyli proponując nam coś, czego nie posiada. Wierzyć w obietnice takiego człowieka i snuć na ich podstawie jakiekolwiek plany, to jak wierzyć w prognozę pogody, ONZ i możliwość lądowania na Słońcu. Byle w nocy, kiedy ciemno.

Władymir Żyrinowski, nacjonalistyczny polityk rosyjski, wiceprzewodniczący Dumy Państwowej (fot.Jürg Vollmer, opublikowano na licencji Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported)

Ale zaraz, cofnijmy się do 18 marca. Przypomnijmy sobie, że Naryszkin w żaden sposób nie próbował powstrzymać bredni Żyrinowskiego. A Siergiej Naryszkin jest współpracownikiem Putina. Bliskim, według TVN wręcz „jednym z najbardziej zaufanych”. Według „Moscow Times” i Gazeta.ru bliskim do tego stopnia, że uczyli się w jednej grupie w szkole KGB a, jak wiadomo, nie ma nic tak trwałego jak porobione na studiach znajomości. Skoro więc Naryszkin jest tak blisko Putina, można założyć, że oferta Żyrinowskiego złożona była, w najgorszym wypadku, przy milczącej aprobacie Władymira Władymirowicza, w najlepszym zaś, że Żyrinowski przekazuje słowa Putina. W obu przypadkach oznacza to, że zajęcie Lwowa przez Polskę jest zgodne z planami prezydenta Rosji. Co chyba jest jeszcze gorsze.

reklama

Po pierwsze, przyjmijmy hipotetycznie, że spełniło się senne marzenie i Lwów faktycznie wrócił do Macierzy. Pomińmy, na potrzeby tego przykładu, wszelkie problemy wewnętrzne, jakich się w ten sposób nabawiliśmy. Spójrzmy szerzej.

To mniej więcej tak, jakbyśmy w 1935 poszli na współpracę z Rzeszą. Tak, osiągnęliśmy pewne korzyści. Ale postawiliśmy się w sytuacji zależności od potęgi, której kaprys może zadecydować o naszym losie. Bo nie poradzimy sobie sami z Federacją Rosyjską tak, jak nie poradzilibyśmy sobie z III Rzeszą, a przystając na propozycję, odwracamy się plecami do naszych sojuszników po obu stronach Atlantyku, którzy są wprawdzie, delikatnie mówiąc, mocno niedoskonali i nie warto mieć tu jakichkolwiek złudzeń, ale stwarzają jednak mniejsze ryzyko niż Rosja, od siedmiu lat rozbudzająca swoje, chwilowo uśpione, aspiracje mocarstwowe.

Ale skoro teoretyzujemy, to przyjmijmy wariant pełnego sukcesu. Odzyskaliśmy województwa lwowskie, tarnopolskie i stanisławowskie, wykopaliśmy rów między nami a resztą Europy, że o Stanach nie wspomnę, rozsierdziliśmy Ukraińców, którzy zabranie im ziemi w ten sposób potraktowali, zresztą słusznie, jako akt podłej zdrady i wbicie noża w plecy, postawiliśmy państwa bałtyckie w fatalnej sytuacji, ściągnęliśmy na siebie dziesiątki sankcji, bo wprawdzie UE boi się choć pogrozić palcem Rosji, nas jednak bać się nie będzie, wylecieliśmy z NATO i utraciliśmy wszystko, co potencjalnie mogliśmy ugrać u Stanów Zjednoczonych. No, ale mamy Lwów.

Zobacz także:

I sojusz z krajem, od którego nie możemy się doprosić zwrotu wraku samolotu, który oskarżał nas o inspirowanie wydarzeń na Majdanie i szkolenie protestujących, odmawia przekazania 35 tomów akt w prawie Katynia, przeprowadzał manewry wojskowe obliczone na wywarcie na Polskę nacisku i to już dwukrotnie (na Białorusi i w obwodzie kaliningradzkim), nakłada embarga na nasze produkty, usiłuje położyć ręce na naszym odcinku rurociągu jamalskiego, próbował przejąć Zakłady Azotowe Tarnów, czyli również polski rynek nawozów sztucznych, doprawia nam gębę aspiratorów do rangi mocarstwa i straszy nią Ukrainę…

Tak, ta oferta jest tak kusząca i bezpieczna, że nie rozumiem, czemu się jeszcze zastanawiamy.

Józef Beck z Hermannem Göringiem, 1935 r. (fot. Lothar Schaack, ze zbiorów Bundesarchiv, B 145 Bild-F051619-0037, opublikowano na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 3.0 Niemcy).

Ale wbrew pozorom w tej ofercie jest coś, co warto zapamiętać. Coś, czego Moskwa ani razu nie zdementowała, więc, zgodnie z zasadą dyplomacji, że kto nie protestuje, ten popiera, będzie można to w przyszłości wykorzystać. Wiceprzewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowej powiedział bowiem, cytując za tvp.info, że „Łuck, Lwów, Tarnopol, Iwano-Frankowsk i Równe zawsze wchodziły w skład Polski”, zachodnie tereny Ukrainy zaś „zostały sztucznie przekazane centralnej Ukrainie przez Stalina w 1939 roku, tak aby armia hitlerowskich Niemiec była jak najdalej od radzieckich granic”. Jeśli więc faktycznie chcemy coś ugrać, zapamiętajmy te słowa wiceprzewodniczącego Dumy, wygłoszone za aprobatą Władymira Władymirowicza Putina na wypadek, gdyby zdarzyło się coś na razie niemożliwego i mielibyśmy pertraktować w sprawie zwrotu Lwowa.

Polecamy również:

Felietony publikowane w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”.

Redakcja: Tomasz Leszkowicz

reklama
Komentarze
o autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone