Daniel Koreś: Józef Szostak to jedna z najbardziej fascynujących postaci Wojska Polskiego II RP, naznaczona tragicznym piętnem Powstania Warszawskiego
Natalia Pochroń: Choć postać Józefa Szostaka nie jest dziś może powszechnie znana, jest on obecny w dyskursie naukowym – już w 1986 roku ukazała się pierwsza część jego wspomnień, kilka lat temu zostały one ponownie wydane pod Pana redakcją, teraz obszerna biografia. Co takiego ciekawego jest w postaci Szostaka?
Daniel Koreś: Dużo, to bardzo ciekawy życiorys. Był człowiekiem, który już od najmłodszych lat podjął walkę o Polskę – jako osiemnastolatek wstąpił do Legionów Piłsudskiego i walczył w ich szeregach z zaborcami o odrodzenie ojczyzny, później wziął udział w wojnie z Rosją bolszewicką. Kiedy nastał pokój, zdał egzaminy do Wyższej Szkoły Wojennej, piął się po szczeblach kariery – był oficerem z obiecująco zapowiadającą się karierą zawodową.
No i przyszła II wojna światowa. Szostak nie wycofał się jednak w cień – działał w konspiracji, uczestniczył w podejmowaniu wielu ważnych decyzji, objął najwyższe stanowiska w Armii Krajowej. Niestety, w powojennej Polsce przyszło mu za to zapłacić wysoką cenę.
Z wielu powodów jest to więc niezwykle ciekawa postać. Jego życiorys jest w pewien sposób nietypowy w porównaniu z historią innych postaci z jego epoki, przez co jest również tak fascynujący.
Wspomniał Pan o dobrze zapowiadającej się karierze Szostaka. Początkowe lata jego życia to wręcz podręcznikowy przykład ścieżki zawodowego oficera II Rzeczpospolitej – służba w Legionach, edukacja w Wyższej Szkole Wojennej, dowódcze funkcje w sztabie 2 Dywizji Kawalerii czy wreszcie służba w Oddziale III Sztabu Głównego Wojska Polskiego. Na ile był to wynik jego zdolności, a na ile owoc bliskiej znajomości z Wieniawą-Długoszowskim, który słynął z faworyzowania „swoich” ludzi?
Wielu dowódców lubiło faworyzować zaufanych sobie ludzi, Wieniawa jednak rzeczywiście miał do tego pewną słabość – zdarzało się, że promował osoby o słabym charakterze, bez większej charyzmy czy umiejętności. A że utrzymywał bliskie relacje z Józefem Piłsudskim – najważniejszą osobą w II Rzeczpospolitej – miał też rozległe wpływy i dużą moc sprawczą.
Szostak jednak z tego nie korzystał, a na pewno nie w sposób świadomy. Był człowiekiem niezwykle ambitnym. Nie uznawał protekcji i sam, jako dowódca, wyraźnie się jej wystrzegał. Wszystko, do czego doszedł, było wynikiem jego talentu i ciężkiej pracy.
A doszedł daleko – tuż przed wojną przez trzy lata służył w Oddziale III Sztabu Głównego. Jaka była jego rola w polskim planowaniu operacyjnym przed 1939 rokiem?
W Oddziale III Operacyjnym Sztabu Głównego Szostak znalazł się przede wszystkim dzięki swojemu byłemu nauczycielowi akademickiemu z Wyższej Szkoły Wojennej – płk. dypl. Józefowi Jakliczowi, który jesienią 1935 roku objął obowiązki szefa Oddziału III i kompletował zaufaną ekipę oficerską. Po śmierci Piłsudskiego Sztab Główny WP, decyzją gen. dyw. Śmigłego-Rydza, odzyskał pozycję „mózgu armii”, jego pozycja znacząco wzrosła.
W tym też czasie zaczęto realizować plan modernizacji Wojska Polskiego. Chodziło tu zarówno o rozbudowę armii, jak i o przygotowanie planów mobilizacyjnych i planów operacyjnych na wypadek wojny z Trzecią Rzeszą i Związkiem Sowieckim. Józef Szostak początkowo zajmował się tymi drugimi planami, dotyczącymi zagrożenia ze wschodu. Wiosną 1939 roku, jako jeden z najbardziej doświadczonych oficerów, został przydzielony do grupy zachodniej, zajmującej się opracowaniem planu na wypadek wojny z Niemcami.
Dziś te plany postrzega się głównie przez pryzmat klęski wrześniowej. Jaka była ich rzeczywista wartość? Czy można było lepiej przygotować Polskę na wojnę z dwóch stron?
Wszyscy oficerowie i politycy zdawali sobie wówczas sprawę z tego, że atak z dwóch stron będzie wojną z góry przegraną, że Polska nie ma szans w takim starciu. Nie rozważali więc takiej opcji. Zajmowali się wojną wyłącznie z jednym lub z drugim przeciwnikiem. Dlatego pakt Ribbentrop-Mołotow był dla Polski taką katastrofą – bo nie była ona w stanie walczyć z dwoma przeciwnikami na raz. Czy jednak można było przygotować się lepiej?
Tu trzeba sobie powiedzieć, czym jest w ogóle planowanie operacyjne. Wiązało się ono z opracowaniem planów transportu i przemieszczania się wojsk z garnizonów, ich koncentracji w wybranych rejonach, skąd miały wyjść na wskazane przez Naczelnego Wodza linie walki czy obrony, wszelkimi pracami inżynieryjnymi i wieloma innymi specjalistycznymi, ale i technicznymi kwestiami. W dużej mierze była to mocno planistyczna i papierkowa praca – i tym właśnie zajmował się Szostak.
Z tego względu nie wiem, czy można było przygotować te plany lepiej. To, co udało się dokonać jemu i ludziom, z którymi współpracował, i tak miało unikalny charakter w skali Polski, ale i innych krajów europejskich. Jakby nie patrzeć, byliśmy kompleksowo – z teoretycznego punktu widzenia – przygotowani do wojny ze Związkiem Sowieckim. Plany na wypadek konfliktu zbrojnego z Trzecią Rzeszą zaczęto przygotowywać niestety zbyt późno, przez co nie były one kompletne – uważano, że to Sowieci są większym zagrożeniem.
Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie sięgnij po książkę „W cieniu wyroku na miasto. Pułkownik dyplomowany Józef Szostak „Filip” (1897-1984). Biografia szefa Oddziału III i szefa operacji KG AK”!
Na pewno można było – i należało – poprawić kwestię uzbrojenia wojsk. Bez silnej obrony przeciwlotniczej, zdolnej chronić choćby linie czy węzły kolejowe, ciężko było zyskać jakąkolwiek przewagę. Do tego trzeba byłoby ściągnąć sprzęt z zagranicy, ale jego na rynku po prostu nie było, a polski przemysł nie osiągnął takich możliwości, żeby w pełni zaspokoić potrzeby Wojska Polskiego. Ale to zupełnie inny temat.
Na wojnę Szostak wyruszył jako dowódca 13. Pułku Ułanów. Jak sprawdził się w tej roli?
To dość skomplikowana kwestia. Szostak był dowódcą szczebla taktycznego, więc realizował polecenia dowódcy brygady. 13 Pułk Ułanów, którego był dowódcą, stanowił część Wileńskiej Brygady Kawalerii, ta z kolei wchodziła w skład północnego zgrupowania Armii „Prusy”. Gen. Stefan Dąb-Biernacki, który stanął na jego czele, był niestety słabym dowódcą i swoimi działaniami zaprzepaścił szanse podległego związku operacyjnego na odegranie poważnej i pozytywnej roli w kampanii polskiej.
Kluczowe znaczenie miała kryzysowa noc z 9 na 10 września 1939 roku, gdy Wileńska Brygada Kawalerii otrzymała rozkaz przeprowadzenia improwizowanego forsowania Wisły w bród – bez odpowiedniego przygotowania, środków do przeprawy. Było to bardzo skomplikowane zadanie i niestety zakończyło się rozproszeniem brygady. Choć pułk w całości przeprawił się za Wisłę, Szostakowi nie udało się go skoncentrować i do końca kampanii walczył on w dwóch zgrupowaniach. Jego wina była jednak stosunkowo niewielka – główna odpowiedzialność leżała po stronie dowódcy brygady, który podjął taką decyzję.
To był jednak krytyczny moment. O tym, że Szostak faktycznie miał talent dowódczy, najlepiej świadczą ostatnie dwa tygodnie kampanii polskiej dowódcy 13 pułk. Najpierw, w oderwaniu od wyższych dowództw, przeprowadził skomplikowany długi marsz, by połączyć się z Grupą Operacyjną Kawalerii gen. Andersa. Następnie dołączył do oddziałów Armii „Modlin” i 18 września stoczył walki z niemiecką 3 Dywizją Pancerną (Kampfgruppe Ehlermanna), zadając jej największe straty w sprzęcie, jakie poniosła w 1939 roku. To wszystko pokazało, że sprawdził się jako dowódca, miał ku temu odpowiednie zdolności – po prostu zaistniałe warunki nie pozwoliły mu ich w pełni pokazać.
W konspiracji chyba nie sprawdził się najlepiej?
Na pewno się do niej nie garnął. Nie była to jednak tylko jego „przypadłość” – przypominał w tym większość zawodowych oficerów Wojska Polskiego, którzy nie potrafili i też chyba nie do końca chcieli przestawić się mentalnie. Przyzwyczajeni byli do tego, by stawać naprzeciwko wroga z otwartą przyłbicą, konspiracja wymagała zaś chowania się, działania w ukryciu. Uważali, że to wbrew ich zasadom, dlatego wielu z nich nie zmieniło podejścia i nie do końca odnajdywało się w nowych dla nich metodach walki. Podobnie było z Szostakiem, który początkowo ukrywał się w majątkach ziemskich u różnych zaprzyjaźnionych mu osób. We wspomnieniach pisał, że podejmował różne próby kontaktu z konspiracją, ale trudno zweryfikować tę wersję – w każdym razie nic z nich nie wyniknęło.
W 1941 roku postanowił jednak skontaktować się z kierownictwem Związku Walki Zbrojnej.
Tak. Czy zrobił to z własnej woli, czy też krok ten był sprowokowany apelem Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego, wzywającego wszystkich ukrywających się oficerów Wojska Polskiego do zaangażowania się w działania konspiracyjne? Tego nie wiadomo. Wiadomo jednak, że ostatecznie skontaktował się z kierownictwem ZWZ i ze względu na swoje kompetencje i doświadczenie sprzed 1939 roku został skierowany do Oddziału III Operacyjnego sztabu konspiracyjnej armii kierowanego przez płk. dypl. Stanisława Tatara, przybierając pseudonim konspiracyjny „Filip”. Najpierw miał być jego zastępcą, w 1943 roku przejął zaś z jego rąk szefostwo Oddziału Operacyjnego w dowództwie armii Polskiego Państwa Podziemnego.
Już po tej krótkiej opowieści można wywnioskować, że Józef Szostak miał niezwykle interesujący życiorys. Tytuł Pana książki sugeruje, że główny akcent w jego biografii położył Pan na jego udział w Powstaniu Warszawskim. Dlaczego?
Z wielu powodów. Najważniejszy? Moim zdaniem – i podziela je wielu badaczy – Powstanie Warszawskie jest jednym z najważniejszych, o ile nie najważniejszym wydarzeniem w historii Polski w XX wieku. To jedna z najtragiczniejszych kart w dziejach naszego kraju. Mimo tego jest niedostatecznie opisana.
W jakim sensie? Powstało wiele publikacji poświęconych Powstaniu Warszawskiemu, praktycznie każdego roku ukazują się kolejne.
Tak, literatura dotycząca tego zrywu rzeczywiście jest obszerna, ale wciąż mamy problem z całościowym spojrzeniem na to wydarzenie. Weźmy chociażby militarną stronę Powstania Warszawskiego. Oprócz kilku monografii, które powstały już dawno i były tylko wznawiane nie pojawia się w zasadzie nic nowego. No może z wyjątkiem znakomitej, syntetycznej pozycji Leona Andrzeja Sowy, Kto wydał wyrok na miasto? Podobnie rzecz wygląda, jeśli chodzi o przyczyny zrywu. Wiele publikacji, na których się opieramy, powstało jeszcze w czasach komunistycznych, okresowo są one wznawiane, czasem uzupełnia się je o pojedyncze informacje czy aneksy – i to tyle.
Zainteresował Cię ten temat? Koniecznie sięgnij po książkę „W cieniu wyroku na miasto. Pułkownik dyplomowany Józef Szostak „Filip” (1897-1984). Biografia szefa Oddziału III i szefa operacji KG AK”!
Paradoksalnie więc, mimo mnogości publikacji poświęconych Powstaniu Warszawskiemu, mamy dość dużą lukę badawczą. Nowe książki opierają się często na wspomnieniach lub w zasadzie powtarzają wcześniejsze ustalenia i nie wnoszą nic nowego. Dlatego uważam, że wciąż jest co badać i co pisać o tym zrywie.
Jeśli chodzi o samego Szostaka – Powstanie Warszawskie było szczytowym okresem jego kariery – na krótko przed jego wybuchem stał się praktycznie trzecią osobą w Komendzie Głównej Armii Krajowej. Dlatego też ten powstanie zajmuje szczególne miejsce w jego życiorysie.
W historiografii określa się czasem Szostaka mianem „jastrzębia” w Komendzie Głównej AK, wspierającego ideę jak najszybszego wywołania powstania, bez względu na warunki i możliwości, walki do samego końca. Słusznie?
Moim zdaniem nie. Ten pogląd, wyrażony przez nieżyjącego już historyka Jana Ciechanowskiego, opiera się tak naprawdę na relacji jednej osoby, płk. dypl. Janusza Bokszczanina, i to w dodatku nieprzychylnej Szostakowi. Nie sposób więc na tej podstawie wyciągnąć jednoznacznych wniosków.
To, czy powstanie powinno wybuchnąć, czy nie, nie budziło w zasadzie większych wątpliwości – praktycznie cała Komenda Główna AK zgadzała się z tym, że musi do tego dojść. Kwestią kluczową było pytanie kiedy. Szostak był przeciwnikiem zbyt wczesnego i nieprzemyślanego rozpoczynania działań, bez zaistnienia odpowiedniego położenia operacyjnego na froncie niemiecko-sowieckiem. Sam przy tym wyrażał się głównie o militarnych warunkach niezbędnych do tego, by powstanie miało jakikolwiek sens.
W sprawy polityczne się nie angażował. Między 20 a 25 lipca, wiele osób z Komendy Głównej AK prowadziło aktywne „konsultacje” polityczne w prawach powstania. Szostak był poza tym.
Mimo początkowej izolacji Szostak mocno zaangażował się w konspirację. Jak potoczyły się jego losy po wojnie?
Niezbyt dla niego przychylnie. Szostak był wierny swoim poglądom i nieprzejednany w swojej postawie – nie godził się na jakąkolwiek współpracę z prześladowcami – jak określał nowe władze. Na własne oczy obserwował, jak funkcjonariusze bezpieki bezpodstawnie wtrącają polskich działaczy do więzień, reżyserują rozprawy sądowe i zasądzają wyroki wobec niewinnych osób. Sam padł ofiarą tych praktyk. Twierdził, że nie chce mieć nic wspólnego z takim systemem. To oczywiście miało swoje konsekwencje.
Pod koniec lat czterdziestych znalazł się na celowniku organów bezpieczeństwa, które mocno interesowały się jego sanacyjno-akowską przeszłością. W efekcie kilka lat spędził w różnych aresztach śledczych bezpieki i w celach więziennych. W 1955 roku odzyskał wolność, ale nie spokój ducha. Miał problemy ze znalezieniem pracy. Pozbawiono go emerytury wojskowej, przez co wiódł skromne, niemal biedne życie. Nie raz spotykał się z większymi bądź mniejszymi szykanami.
Robił, co mógł, by walczyć o dobre imię i honor – zarówno swoje, jak i swoich dowódców i przyjaciół, choćby Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, który w komunistycznej propagandzie stał się synonimem birbanctwa i hulaszczego trybu życia. Szostak walczył z tym i innymi stereotypami, pisał polemiczne artykuły, działał w różnych – oczywiście nieformalnych – środowiskach kombatanckich.
Pod koniec życia zaangażował się też politycznie – razem z Leszkiem Moczulskim jego syn Wojciech stworzył pierwszą partię polityczną w warunkach konspiracyjnych, czyli Konfederację Polski Niepodległej, oczywiście opozycyjną wobec PZPR i dyktatu jednej partii w PRL u. Kiedy ona powstała – w 1979 roku – Szostak był już jednak w podeszłym wieku, więc nie angażował się szczególnie w jej działanie. Wspierał swoim autorytetem działania KPN ale był już schorowany i jego działania o charakterze opozycyjnym trudno określić inaczej niż o wymiarze symbolicznym. Najlepiej świadczy o tym fakt, że bezpieka nie odnotowywała go wówczas w swoich raportach, nie uznawała go za większe zagrożenie.
Dość gorzka historia. Jaką najważniejszą lekcję pociąga za sobą postać Szostaka?
Na pewno głębokiego patriotyzmu i służby dla kraju, do samego końca. To cecha, która charakteryzowała w zasadzie wszystkich ludzi związanych z obozem piłsudczyków. Nawet długo po zakończeniu wojny Szostak kierował się zasadą, którą Piłsudski wpajał swoim podkomendnym – że ojczyzna jest najważniejsza. Dla niego służba Polsce była rzeczą nadrzędną. No i wierności swoim zasadom. Szostakowi przyszło zapłacić za to wysoką cenę. Z najściślejszego grona elity, do którego zaliczał się w II Rzeczpospolitej i w czasach konspiracji, po wojnie znalazł się na marginesie życia publicznego, żył w biedzie. Mimo tego wolał to, niż sprzeniewierzenie się swoim zasadom. Pozostał im wierny do końca.
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Instytutu Pamięci Narodowej.