Damian K. Markowski – „Ostatni dzień Hanaczowa” – recenzja i ocena
Damian K. Markowski – „Ostatni dzień Hanaczowa” – recenzja i ocena
Damian K. Markowski jest doktorem nauk humanistycznych w zakresie historii, pracownikiem Biura Upamiętniania Walk i Męczeństwa. W kręgu jego zainteresowań badawczych znajduje się sowietologia, ze szczególnym uwzględnieniem losów polskich Kresów. Czytelnicy znają go z takich prac, jak Płonące Kresy. Operacja „Burza” na ziemiach wschodnich II Rzeczypospolitej, Anatomia strachu. Sowietyzacja obwodu lwowskiego 1944-1953. Studium zmian polityczno-gospodarczych oraz Dwa powstania. Bitwa o Lwów 1918. Tym razem sięgnął po temat, który jest tak niesamowity, że aż wydaje się fikcją.
Hanaczów obecnie nie istnieje, choć ślady osadnictwa na jej terenie sięgają V i IV w. p.n.e. Bronił szlaku solnego z Podkarpacia, stał na trasie szlaków tatarskich, w 1642 r. na dżumę zmarło prawie 60 procent ludności, ale zawsze jakoś udawało się jego mieszkańcom kontynuować jego historię. W II Rzeczypospolitej wieś należała do powiatu przemyślańskiego województwa tarnopolskiego. Kres historii Hanaczowa nadszedł 2 maja 1944 r. Jednak wcześniej doszło w nim do niesamowitych wydarzeń.
Od 1942 r. mieszkańcy Hanaczowa, z inicjatywy Kazimierza Wojtowicza, udzielili schronienia kilkudziesięciu Żydom oraz zorganizowali sieć pomocy dla kilkuset uciekinierów z gett i obozów ukrywających się w okolicznych lasach. Takie zaplecze dało asumpt do stworzenia żydowskiej partyzantki, na czele której stanął Abram Baum ps. „Bunio”, a w jego szeregach znalazł się między innymi Leopold Kleinmann (Kozłowski) wybitny pianista, kompozytor i dyrygent, ostatni przedstawiciel przedwojennych polskich klezmerów. Połączyli oni z czasem swoje siły z hanaczowskim oddziałem AK. Spowodowało to, że w czasie ataków UPA w lutym i kwietniu 1944 r. Wtedy to Polacy i Żydzi stawili ramię w ramię bohaterski opór przeważającym siłom ukraińskim odnosząc zwycięstwo, pomimo częściowego zniszczenia wsi. Jednak dopiero atak 2 maja 1944 r. 2 kompanii SS, żandarmerii i Gestapo ze wsparciem 3 czołgów, działa szturmowego i granatników doprowadziło do zrównania Hanaczowa z ziemią. Na szczęście większość ludności cywilnej zdążyła się do tego czasu ewakuować, a partyzanci zdołali się ukryć.
Damian K. Markowski opowiada złożone i tragiczne dzieje Kresów z wielkim szacunkiem oraz czułością. Prowadzi czytelnika przez swoje poszukiwania, dzieląc się każdym przeżyciem, jak spotkanie ukraińskiego zbrodniarza wojennego, a dziś sympatycznego staruszka, który bardzo chętnie dzielił się z polskim badaczem wspomnieniami z dumą pokazując miejsce, gdzie znajdował się masowy grób. Narrację przeplata wspomnieniami świadków, starając się jak najdokładniej odmalować ten wieloetniczny obraz, który bezpowrotnie rozsypał się w 1939 r.
Nie tylko ciężar gatunkowy tematu powoduje, że książkę czyta się dość trudno. Bardzo dużo w niej ludzi, faktów i relacji, które mieszają się tak samo, jak przedwojenna ludność Kresów. Jednak warto znaleźć kilka spokojnych godzin żeby oddać się niesamowitej podróży w czasie oraz poznać i zrozumieć ten fenomen: partyzanckie braterstwo broni Żydów i Polaków. Ludzi, którzy za wszelką cenę starali się obronić swoje miejsce na ziemi. Wieś, w której mogli żyć niezależnie od tego, co ideologie o nich mówiły.
Zdecydowanie polecam tą wymagającą lekturę. Takie fakty, jak polsko-żydowska obrona Hanaczowa nie przebijają się zbyt często w dyskusjach historycznych. Dlatego warto je znać i wykorzystywać.