Dagmara Dworak - „Kromka Chleba” - recenzja i ocena
Boguś z tym chlebem [z przedszkola] zawsze przychodził do domu i mówił, że jest tak najedzony, że aż go brzuch boli. Wiedziałyśmy, że to nieprawda. Chciał nas tym chlebem obdarować. Kochane dziecko.
Czytelnik, zapoznając się z jednostkowymi losami Polaków skazanych na głodową egzystencję na syberyjskich terenach Związku Radzickiego, pozostaje bezradny. Przede wszystkim wobec rozmiaru tragedii, która dotknęła naszych rodaków ponad 70 lat temu. Można napisać, że każde wspomnienie dotyczące Sybiru jest powtarzalne. Bo przecież za każdym razem pojawiają się te same wątki: nagła deportacja, długa podróż, głód i zimno, mordercza praca, amnestia, (długi) powrót do Polski lub emigracja. Czy jest sens wydawania kolejnych wspomnień, które wciąż będą przedstawiać dobrze już opisaną historię?
Efekty odmrożeń często były potworne, na trwałe okaleczały ciała zesłańców. Mróz wżerał się w ciało aż do kości. Odmrożenia dotykały też i nas – dzieci. Odmrożone palce rąk i nóg leczyliśmy potem wszyscy – ja i moje siostry, ojciec oczywiście również – jeszcze przez ładnych kilka lat po wojnie.
„Kromka Chleba”, zredagowana i uzupełniona historycznym komentarzem przez Dagmarę Dworak, przedstawia zesłańcze losy rodzeństwa Danuty (ur. 1932) i Bogusława (ur. 1936) Żukowskich. Przed 1939 rokiem, rodzeństwo zamieszkiwało, wraz z dwiema siostrami miejscowość Hajnówka na obrzeżach Puszczy Białowieskiej. Głową rodziny był Leonard Żukowski, były legionista oraz leśnik w Lasach Państwowych. Jego żoną była Sylwestra, która opiekowała się dziećmi oraz rodzinnym domem.
Narracja Danuty i Bogusława rozpoczyna się od przedstawienia ułamków wspomnień z okresu beztroskiego dzieciństwa oraz przedstawienia historii własnej rodziny. Wybuch wojny, diametralnie zmienił ich styl życia. Takie wartości jak honor, uczciwość czy wierność wpojonym ideałom zostały poddane najcięższym próbom. Okres syberyjskiego zesłania, który w przypadku rodzin Żukowskich trwał sześć lat, pozostawił na ich duszy i ciele trwałe rany, które nigdy do końca się nie zagoiły. Powróciwszy do Polski, po kilku wcześniejszych nieudanych próbach, rodzeństwo osiedliło się wraz z ojcem na Ziemiach Odzyskanych.
Ojciec podjął wtedy ryzykowną decyzję. Podał do spisu nieprawdziwe informacje, a po powrocie do domu powiedział Jadzi, że ma mniej lat i żeby tak w szkole wszystkim mówiła. Zrobił to po cichutku … ale ja to słyszałam i bardzo się zdziwiłam, dlaczego Jadzia ma kłamać?! Przecież tata sam zawsze mówił, że kłamać nie wolno. Na to, że odmłodził też naszego Bogusia, chcąc chronić mamę, nie zwróciłam uwagi … tak byłam przejęta, że Jadzia na prośbę tatusia kłamie, i na dodatek idzie jej to nadzwyczaj gładko…
Danuta i Bogusław w chwili zesłania byli małymi dziećmi, które w jednej chwili zostały pozbawione dzieciństwa. Zabawę z rówieśnikami zastąpiła ciężka praca. Dziecięcą radość, przejmujący głód. Słodycze i zabawki, choroby i straszliwe zimno. Czytając przeplatającą się wspomnienia tych dwojga „kwiatów polskich na wygnaniu” czytelnik nie jest sobie nawet w najmniejszym stopniu wyobrazić skali ich dramatu. Ich relacja, która de facto jest dziecięcym spojrzeniem na tragizm zesłania, od pierwszych chwil powoduje w czytelniku głębokie wzruszenie.
Nie raz, czytając „Kromkę chleba” musiałem przerywać lekturę, ponieważ plastyczność opisów oraz wyzierający z każdej strony dramat, zmuszały mnie do refleksji oraz zadania sobie pytania „dlaczego?”. Bądźmy szczerzy, suche statystki nigdy nie wzruszają. Dopiero poznanie „wielkiej historii” z perspektywy pojedynczych ludzi, którzy dzielą się swoimi emocjami i troskami pozwala na „zrozumienie” problemu. Piszę tutaj celowo słowo „zrozumienie” w cudzysłowie, bo czy współczesny Polak i Polka żyjący od tak dawna w pokoju potrafi wyciągać jakiekolwiek głębsze wnioski płynące z relacji Danusi i Bogusia?
I pewnego dnia, właśnie 1 Maja, jeden jedyny raz podczas całego pobytu na Syberii widziałem lukrowane pierniki, a raczej jeden taki piernik (…) Pokazał mi go Wołodia. Gdybym nie widziała na własne oczy, tobym nie uwierzyła! Lukrowany piernik! Dla nas, zwykłych dzieci, było to absolutnie nieosiągalnego.
„Kromka chleba” była dla samej autorki, próbą rozliczenia się z przeszłością swojej rodziny. W końcu jeden z bohaterów, Bogusław jest jej rodzonym ojcem. Ona sama doskonale pisze we wstępie, że „jako córka sybiraka twierdzę, że ich trauma tkwi w nas, ich dzieciach, czy tego chcemy, czy nie”.
Po lekturze wspomnień rodzeństwa, pozwolę sobie napisać więcej – ta trauma tkwi w całym naszym narodzie – ponieważ nadal do końca nie przerobiliśmy dramatu tysięcy sybiraków. Nie odpowiedzieliśmy na wiele trudnych pytań. Zmierzam tutaj m.in. do ciekawego wątku, który pojawia się na końcu książki, który dotyczy różnych dróg, jakimi Polacy pragnęli dostać się do Polski. Oddajmy głos Bogusławowi:
Kiedy słyszę krytykę Związków Patriotów Polskich, to się zżymam. To prawda, że związek założyli polscy komuniści. Jednak tylko on organizował wyjazdy repatriacyjne zesłańców do Polski. Co miał zrobić Polak niekomunista? Jaki miał wybór? Zgłosić się i mieć szansę powrotu do kraju czy obrazić się na organizację odpowiadająca za repatriację, bo jest komunistyczna, i na zawsze zostać na zesłaniu?
Wspomnienia Danuty i Bogusława to niezwykle interesujące i zastanawiające świadectwo dwójki dzieci, które pomimo drastycznych przeżyć, próbowały w pełni przeżyć swoje dzieciństwo. Dlatego tym bardziej ich relacja jest warta uwagi. Świat zesłania i ludzkich tragedii, widzianych oczami dzieci jest niezwykle poruszający. Do książki dołączony jest również ogromnie ciekawy film DVD z wyprawy Bogusława na Syberię szlakiem dawnej zsyłki, wzbogacony relacjami obojga rodzeństwa i archiwalnymi materiałami z epoki. A czym jest tytułowa „Kromka chleba”?
Czego nauczył mnie Sybir? – powtórzył pytanie, a po chwili jakby chciał szybko pozbyć się wspomnień, wyrzucił z siebie: - Szacunku dla ciężkiej pracy, szacunku dla drugiego człowieka i… szacunku dla kromki chleba.
Zachęcam do lektury!