Czytajmy reportaże!
Warto czytać reportaże. Dobry reportażysta to trochę historyk, socjolog i psycholog, a interdyscyplinarność jest obecnie w cenie. Oczywiście nieprędko (jeśli w ogóle) dojdzie do tego, że w przypisach i bibliografiach prac naukowych nazwiska Kapuścińskiego czy Wańkowicza zaczną pojawiać się również w kategorii „opracowania”, a nie tylko „źródła”. Warto jednak, by historycy (i nie tylko oni) zaglądali także do tego typu książek. Na pewno jest im to potrzebne nie mniej, niż konieczne w tej profesji archiwogodziny.
Książka Artura Domosławskiego Kapuściński non-fiction ([moim zdaniem świetna]) wstrząsnęła fanami prozy Cesarza Reportażu. Okazało się, że w wielu miejscach swoich tekstów Kapuściński naciągał, koloryzował bądź po prostu zmieniał fakty. Dla jednych był to zarzut największego kalibru, który wpłynął znacząco na ocenę twórczości pisarza. Inni próbowali sprawę bagatelizować bądź tłumaczyć autora. Po pierwszym wstrząsie przyszła jednak refleksja (do której wzywał zresztą autor biografii) nad całością dorobku Kapuścińskiego, a nie tylko poszczególnymi przeinaczeniami. Ja sam, jako dość wierny czytelnik prozy Mistrza (choć nie roszczę sobie prawa do miana „znawcy”), pozostałem przekonany, że to co pisał, dobrze oddawało otaczającą go rzeczywistość.
Kapuściński był z wykształcenia historykiem. Nie wiemy, jak radził sobie z egzaminami czy pracą magisterką. Całą swoją twórczością pokazał jednak, że dobrze opanował metodę badania przeszłości. Podobno tam, gdzie jedni widzą las, drudzy mają przed oczyma wiele drzew. Wydaje się, że autor Cesarza potrafił równie dobrze opisać losy głodnego Afrykańczyka, jak i poprzez jego przykład pokazać mechanizmy i trudy życia na Czarnym Lądzie. Historycy lubią niepodważalne fakty i konkrety. U Kapuścińskiego nie znajdą ich zbyt wiele. Jeśli jednak chcą zrozumieć, czym była dekolonizacja, rewolucja w Trzecim Świecie czy upadek Imperium, reporter będzie im bardzo pomocny. W jego twórczości jak w soczewce skupiają się problemy charakterystyczne dla wyżej wymienionych zagadnień, a często również historyczne tło tych procesów.
Co oczywiste, opinie i sposób postrzegania świata są w przypadku każdego reportera inne, zależne od jego własnych doświadczeń czy światopoglądu. Wspomniany już Artur Domosławski (ale również inni biografowie reportera czy jego przyjaciele) dość dobrze zarysował ideowy portret Kapuścińskiego. Był on lewicowcem, przez długi okres wierzącym komunistą. To może stawiać pod znakiem zapytania twierdzenie o wartości sądów pisarza. Wiele osób zapyta, dlaczego mamy patrzeć na historię oczami wieloletniego, zaangażowanego w system komunistyczny członka PZPR?
Pytanie można jednak odwrócić: a dlaczego nie? Ideologia, przynależność partyjna, życie towarzyskie czy też świadomość narodowa tworzą schematy poznawcze narzucające nam określone oceny i postawy. Czy jednak dobrym sposobem jest przypisywanie autorom łatek politycznych i ocena ich dorobku na tej tylko podstawie? Czy studia nad historią powinny ograniczać się do trwania w okopach jednej „słusznej” szkoły? Rzecz jasna nie trzeba przyjmować poglądów Kapuścińskiego jak dogmatu, ale czy w naszej nieszczęsnej rozpolitykowanej rzeczywistości chociaż chwilowe odejście od klisz ideologicznych nie wyjdzie nam wszystkim na dobre?
Warto czytać Kapuścińskiego z jeszcze jednego powodu. Często narzekamy na polskie media i polskich polityków, że zajmują się drugorzędnymi tematami i kiszą się w swoim polskim sosie. Wystarczy spojrzeć na działy zagraniczne polskich dzienników i czasopism, by potwierdzić ten pogląd. Nasze horyzonty sięgają jedynie granic Europy (często tej bliższej), Rosji i USA. Czasem dowiemy się czegoś o Chinach, na inne zakątki świata zwracamy uwagę jedynie przez chwilę, gdy wybuchnie tam jakaś wojna lub rewolucja bądź nastąpi klęska żywiołowa.
Ryszard Kapuściński rzadko zajmował się Polską, przynajmniej bezpośrednio – wiadomo np., że Cesarz był inspirowany rządami Edwarda Gierka. Sporadycznie (i to raczej w wywiadach) poruszał kwestie europejskie czy mówił o sytuacji Stanów Zjednoczonych. Gdy zajmował się Związkiem Radzieckim, to jeździł też nieco dalej na wschód niż do Wilna, Kijowa, Smoleńska, Moskwy i Petersburga – na Kaukaz i Ural, do Workuty czy nad wysychające Morze Aralskie. Podróżował po Afryce, Ameryce Południowej, Bliskim Wschodzie – tam, gdzie również (a może przede wszystkim) toczyła się historia drugiej połowy XX wieku. Obserwował i opisywał to, co się tam działo. Cały świat patrzy teraz na Iran i obawia się nowego konfliktu nad Zatoką Perską. Na ile opis rewolucji islamskiej zawarty w Szachinszachu dobrze oddaje specyfikę tego kraju? Na ile można lepiej poznać odległe od nas kraje, czytając książki Mistrza, jego uczniów (żeby wymienić tu chociażby Wojciecha Jagielskiego lub Artura Domosławskiego) czy innych wybitnych reporterów starszego i młodszego pokolenia?
Czytajmy reportaże. To one zaciekawiają, uczą, bawią, prowadzą do własnych wniosków i refleksji. Jeśli są dobre, pokazują nie tylko teraźniejszość, ale i przeszłość. Przybliżają kraje, o których na co dzień nie mówi się w telewizji. Podobno reportaż umiera, nie opłaca się współczesnym koncernom medialnym – jest zbyt drogi i nie daje szybkich newsów. Może jednak nie warto skazywać go na zapomnienie?
Nie odstawiajmy też Ryszarda Kapuścińskiego na półkę fiction. Nadal sporo się można od niego dowiedzieć...
Zobacz też
- Artur Domosławski — „Kapuściński non-fiction” (recenzja).
Redakcja: Roman Sidorski