Czy w człowieku może tkwić „gen zła”? – wywiad z Maxem Czornyjem
Paweł Czechowski: „Córka nazisty” wyróżnia się tematycznie na tle innych Pańskich książek. Skąd pomysł na taką właśnie problematykę, dotyczącą trudnego i specyficznego rozliczania się z osobistą przeszłością?
Max Czornyj: W moim przypadku proces twórczy nie jest obwarowany żadnymi rygorami. Siadam do pracy i pozwalam się prowadzić fabule oraz bohaterom. Wsiąkam w opowiadaną historię, a przede wszystkim chcę poznać jej dalszy bieg. Z perspektywy czasu dostrzegam jednak bodźce, które mogły mną kierować. Po pierwsze – zamiłowanie do historii. Zapewne to właśnie ono zdeterminowało kolejną moją wędrówkę w przeszłość. Przy kryminalnym „Grobie" również zahaczyłem o II wojnę światową, lecz wtedy chyba nie wybrałem ze studni wyobraźni dość materiału. To powtórzyło się przy „Córce nazisty". Drugą płaszczyzną jest ta psychologiczna. W każdej ze swoich książek poruszam zagadnienia człowieczeństwa, „jestestwa" czy też szeroko rozumianej ludzkiej samoświadomości. To ciekawe tematy i związane z nimi pytania wciąż we mnie kipią.
P.Cz.: Okres II wojny światowej stanowi niesłabnącą inspirację dla wielu współczesnych dzieł kultury. Dlaczego zdecydował się Pan powiązać fabułę swojej nowej powieści akurat z tematyką drugowojenną?
M.Cz.: Jak już wspomniałem, historia to moja pasja. Nie wiedziałem na ile fabuła pisanej powieści przeniesie mnie do przeszłości. Punktem wyjścia było rozliczenie z grzechami przodków oraz z własną świadomością. To pojęcia dość enigmatyczne, lecz nie chcę zdradzać szczegółów lektury. W końcu jej rozwiązanie zaskoczyło nawet mnie.
P.Cz.: Jakby Pan określił rolę, jaką w „Córce nazisty" odgrywa pamięć? Główna bohaterka, Greta, cierpi bowiem na chorobę Alzheimera...
M.Cz.: Pamięć to element świadomości. Abstrahując od eksperymentów, które przeprowadzali nad nią między innymi nazistowscy badacze, nieustannie ciekawi mnie pytanie: „kim tak naprawdę jesteśmy?". Przecież wystarczy choroba, wypadek czy też omsknięcie skalpela w trakcie operacji mózgu, a osoba hojna może stać się skąpcem, introwertyk – ekstrawertykiem i na odwrót. Który z nich jest kim? Czy istnieje w ogóle coś takiego jak osobowość? Te pytania stanowią tło „Córki nazisty".
P.Cz.: Czy w trakcie pracy nad książką śledził Pan losy prawdziwych dzieci prominentnych nazistów? Jak wiadomo, ich stosunek do „dokonań" rodziców bywał skrajnie różny...
M.Cz.: Dokładnie – córka Heinricha Himmlera do ostatnich dni, a zmarła całkiem niedawno, hołubiła ojca. Córka Rudolfa Hössa nie wierzyła w zarzucane mu zbrodnie. Ich przeciwieństwo stanowili na przykład synowie Josefa Mengelego oraz Hansa Franka. Oni przez całe życie starali się odpokutować grzechy ojców. To temat bardzo złożony i trudny. Czy w ogóle mamy moralne prawo oceniać dzieci przez pryzmat ich rodziców? Moim zdaniem nie, ale przecież kontestowanie stygmatyzacji społecznej nawet nie ma sensu. Ona istnieje i będzie istniała.
P.Cz.: Czym jest „gen zła" pojawiający się na kartach książki?
M.Cz.: Z jednej strony to pewna figura retoryczna. Metafora podstaw owego nacechowania dzieci grzechami rodziców. Z drugiej strony zagadnienie analizowane przez naukowców. Dziedziczymy skłonność do chorób, cechy fizyczne, rysy charakteru... Czy możemy dziedziczyć na przykład skłonność do zła? W latach sześćdziesiątych przeprowadzono badania, w których stwierdzono, że dzieci przestępców, które zostały adoptowane przez przykładne rodziny już w wieku niemowlęcym, po latach przejawiały ponadprzeciętną skłonność do łamania prawa. Mimo wzorowej kindersztuby. Obecnie często kontestuje się wyniki tych badań atakując ich metodykę, ale może jednak coś w nich jest?
P.Cz.: Abstrahując od rozwoju fabuły „Córki nazisty" – czy Pana zdaniem istnieje coś takiego jak „gen zła"? Czy niekoniecznie chwalebne dokonania przodków mogą rzutować na kolejne pokolenia?
M.Cz.: Krzyżówki genetyczne potrafią przewidzieć kolor oczu czy włosów. Analizując przodków możemy ocenić statystyczną skłonność do chorób. Często mówimy, że dzieci mają charakter któregoś z rodziców czy dziadków. Zdawałoby się, że podobnie można postrzegać „gen zła". Jednak wtedy należałoby postawić kolejne pytanie. Czy wśród przodków nazistowskich zbrodniarzy byli również zbrodniarze? W ten sposób wchodzimy w ślepą uliczkę prowadzącą nas ku Adamowi, Kainowi i Ewie. A tak daleka historia to już nie pasja ani nauka, a kwestia wiary.