Czy możliwa jest ucieczka od polityki historycznej?
Przeciwnicy mówienia o polityce historycznej przeciwstawiają ją rzetelnym badaniom historycznym. Z jednej strony mamy zatem polityków, którzy manipulują historią, z drugiej historyków, którzy metodycznie, bez wpływów zewnętrznych zajmują się nauką. Zdaje się, że takie podejście jest niezwykle naiwne.
Ucieczka od polityki
U jego założenia tkwi przekonanie, że świat dzieli się na działalność polityczną i niepolityczną. Ta pierwsze jest brudna, zła i należy trzymać się od niej z daleka – ta druga jest szlachetna i neutralna. Pierwszą najlepiej zostawić specjalistom, którzy potrafią się w niej poruszać i nie boją się zagrożeń jakie ona niesie – ich nazywamy politykami. Wszyscy pozostali, czyli eksperci, zajmować powinni się swoim dziedzinami.
Podział na politykę i nie-politykę jest podziałem związanym między innymi z myśleniem liberalnym. W myśleniu konserwatywnym, mającym swoje korzenie chociażby w myśli Arystotelesa (jak również w części myśli lewicowej) niemożliwym jest uwolnienie się od polityki. Każde działanie jest działaniem politycznym, bo polityka jest częścią etyki. Poziom prywatny jest podporządkowany poziomowi politycznemu, jest moralnym obowiązkiem każdego człowieka.
Postulowana przez krytyków neutralność jest de facto niemożliwa do uzyskania. Deklaracja, że polityka mnie nie interesuje jest również deklaracją polityczną i działaniem politycznym – świadomym aktem zrzeczenia się swoich praw do współdecydowania o rzeczywistości i kształtowaniu polityki.
Polityka historyczna na każdym kroku
Kluczem do zrozumienia problemu jest odpowiedź na pytanie czym jest polityka historyczna? Krytycy powiedzą, że jest to świadome kierowanie badaniami naukowymi i podporządkowanie ich osiągnięć celom państwa. Historycy staja się więc sługami państwa, zamiast być neutralni.
Oczywiście w taki sposób polityka historyczna również może wyglądać. Ale jest to ekstremalny przypadek. Prawda jest taka, że tak długo jak naukowiec jest finansowo zależny w prowadzeniu badań, tak długo będzie w sidłach polityki historycznej.
Problem stanowi sam przedmiot badań. Historia jako taka jest nauką zanurzoną w niuanse polityczne i wzbudzającą spory. Poza nielicznymi wyjątkami w innych dziedzinach nie dochodzi do tak gorących dyskusji o charakterze politycznym. Ani chemia, ani fizyka czy muzykologia za swój przedmiot badań nie ma tak newralgicznych elementów jak historia. Mówiąc wprost, w badaniach historycznych niezwykle łatwo wpakować się na polityczną minę.
Rozbudowany system finansowania prac historycznych przy pomocy stypendiów i grantów jest przecież również realizacją polityki historycznej. Nie ma w tym nic dziwnego – jeżeli ktoś płaci ma prawo wymagać realizowania jego wizji świata. Jeżeli jest to państwo, to zrozumiałym jest, że realizowanym jest polityka państwa. Jeżeli jest to firma zewnętrzna czy fundacja, to będzie to polityka bliska danemu podmiotowi. Wizja neutralności któregoś z podmiotów jest fikcją. Ewentualną niezależność zapewniłaby samodzielność finansowa i to na takim poziomie, że możliwe byłoby wydawanie książek w dużym nakładzie.
Każda decyzja badawcza historyka jest pewnym działaniem politycznym. Nawet podczas gromadzenia materiałów, kiedy skłania się do szerszego opisania dawnego zagadnienia, w grę wchodzi jego światopogląd. Dobrym przykładem są historycy szkoły krakowskiej, którzy pisali o czasach staropolskich z pewnym konkretnym zbiorem politycznych przekonań. Byli skłonni do dowartościowania tych poglądów, które cenili u współczesnych sobie, a marginalizowali przeciwne. Za sprawa ich sympatii i przekonań znacznie łatwiej o przekłady dzieł z wieku XVI niż XVII. Każdy ze światopoglądów, nawet jeżeli formalnie nie łączy się z daną opcją polityczną, zbliża badacza do pewnego środowiska i pewnych idei. Nie istnieje takie zwierzę jak niezależny badacz, nawet jeżeli będzie całkowicie uniezależniony finansowo.
Historycy muszą pogodzić się, że ich przedmiot badań, nawet jeżeli bardzo tego by chcieli, zawsze będzie częścią polityki historycznej. Decyzja o zajmowaniu się czy nie zajmowaniu się danym tematem już jest pewną deklaracją polityczną. Tak jest z pisaniem o temacie, który jest już opracowany albo ma znaczenie drugorzędne, podczas gdy tematy nieopracowane są ignorowane. Nawet zajmowanie się czymś innym niż historia Polski jest pewnego rodzaju decyzją polityczną (jakkolwiek nie brzmiałoby to brutalnie). Zawsze było tak, że pewne tematy były bardziej eksponowane i doceniane a inne mniej.
Koniec końców w politykę historyczna zaangażowanym się jest tylko przez fakt pochodzenia. Pisanie o czymkolwiek jako polski badacz sprawia, że buduje się polską kulturę, co jest też elementem polityki. Jan Tomasz Gross pisząc swoje książki jako polski badacz (posiadacz polskiego obywatelstwa), również kreował polską politykę historyczną. Nie robił tego natomiast Timothy Snyder, pisząc Skrwawione ziemie. On realizował politykę historyczną USA. Polityka historyczna nie dotyczy bowiem tylko zajmowania bądź nie zajmowania się tematem związanym z danym krajem. Jego prace są odczytywane również jako stosunek Ameryki do Rosji i Europy wschodniej.
Wiara w podział na politykę historyczną i niezależne badania jest raczej naiwna. Nie da się nie brać udziału w polityce – można co najwyżej robić to w sposób świadomy i odpowiednio wytyczać granice własnej działalności.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.