Czy lewica przegrała historię?
Sebastian Adamkiewicz w tekście Historyczna lewa noga wskazywał na potrzebę wprowadzenia do narracji historycznej lewicowego punktu widzenia. Jego teza jest prosta: lewica (bardzo szeroko rozumiana) przegrała batalię o historię. De facto można to sprowadzić do tezy, że wszędzie mówi się o żołnierzach wyklętych, milczy zaś o Polskiej Partii Socjalistycznej. Jednym z przejawów tego jest sposób, w jaki upamiętnia się Święto Niepodległości. Brakuje w nim bowiem stosownego uhonorowania chociażby takiej postaci jak Ignacy Daszyński, który niewątpliwie miał wielkie zasługi dla odzyskania niepodległości, a można uznać go za zapomnianego.
Historia według lewicy
Nie jest jednak tak, jak widziałby to Sebastian, że nie ma w polskiej dyskusji o przeszłości „lewej nogi”. Podział na prawicową i lewicową wizję historii jest bardzo arbitralny, ale nie tak niemożliwy do określenia. Z zasady jest to albo podejmowanie pewnych tematów albo pisanie o innych w konkretny sposób.
Bałamutnym jest stwierdzenie, że lewica nie ma głosu w mówieniu o historii. Nie trzeba sięgać po Jana Tomasza Grossa aby sfalsyfikować tę tezę. W 2014 roku bestselerem była Prześniona rewolucja Andrzeja Ledera, wcześniej ludzie zaczytywali się w Fantomowym ciele króla Jana Sowy i kontynuacji tej pracy zatytułowanej Inna Rzeczpospolita jest możliwa, nie wspominając już o innych pozycjach takich jak Miasta Śmierci Mirosława Tryczyka czy książki Krytyki Politycznej poświęcone rewolucji 1905 roku lub polskiej tradycji socjalistycznej.
Oczywiście, państwowe czynniki po wyborach w 2015 rok sprzyjają innym narracjom, ale nie można mówić, że w Polsce lewica mówiąc o historii nie może się wypowiadać. Może i ma ku temu różne środki – zarówno mainstreamowe, jak i bardziej niezależne.
Wykluczeni
Problem leży zupełnie gdzieś indziej. W Polsce lewica sama wykluczyła się z mówienia o historii. Dlaczego? Od XIX wieku w Polsce istniały dwie narracje lewicowe. Pierwsza, ciążąca ku komunizmowi (czy wręcz komunistyczna), odcinała się od tradycji patriotycznych na rzecz internacjonalizmu. Druga, nie rezygnującej z lewicowej optyki, godziła ją z patriotyzmem. Najprościej można to pokazać na przykładzie II RP, gdzie toczyła się walka między KPP a PPS – pierwsza wiernie służyła wizji, w której nie było miejsca dla niepodległej Polski, druga w wojnie roku 1920 wzywała do oporu przeciwko bolszewikom.
Dramatem polskiej lewicy jest PRL, kiedy tradycja PPS została bezlitośnie zamordowana i przez wiele lat była praktycznie pozbawiona reprezentacji. W przeważającej większości współczesna polska lewica ma korzenie w tradycji internacjonalistycznej. Sojusz Lewicy Demokratycznej było spadkobiercą Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a lewicowi działacze pokroju Adama Michnika czy Jacka Kuronia sięgali raczej nie ku PPS, a ku PPR (z czym obydwaj się nigdy nie kryli). Dla władającej PRL PZPR nie było większego przeciwnika niż polska lewica patriotyczna. Poza kilkoma renegatami pokroju Józefa Cyrankiewicza mało który z przedstawicieli elity dawnego PPS zgłosił swój akces do komunizmu. Woleli, podobnie jak reszta dawnych środowisk politycznych, pozostać na Zachodzie.
Dla tej tradycji, post-PZPR-owskiej na poziomie ideologicznym, nie było miejsca na patriotyzm. Jego miejsce zajmował albo internacjonalizm, albo kosmopolityzm. Patriotyzm bowiem niebezpiecznie zbliżał się ku nacjonalizmowi. Lewica najpierw więc sama odcięła się od przeszłości, a potem zaczęła cierpieć z braku jej uwzględniania. Prawda bowiem jest taka, że dla części lewicy przez wiele lat Ignacy Daszyński był równie niewygodny, jak dla narodowców.
Kilka lat temu polska lewica odkryła, że nie może być już kosmopolityczna. Owocem tego była nieco kuriozalna czerwona książeczka SLD, w której na przekór faktom chciano pożenić SLD i z PPR i z PPS. Wyszło to przede wszystkim niedorzecznie. Prawda jest bolesna: lewica patriotyczna, np. pokroju „Nowego Obywatela”, została zepchnięta na margines i w pewnym momencie było jej bliżej do środowisk „prawicowych” niż do mainstreamu lewicowego.
Jak należy odpowiedzieć na pytanie o to, czy polska lewica przegrała historię? Niestety twierdząco. Stało się to w dużej mierze dzięki jej własnym działaniom. Ignacy Daszyński nie został odpowiednio uczczony przez ćwierć wieku III Rzeczpospolitej. Fakt, że dzisiejsze rządy prawicy nie kwapią się aby oddać mu hołd stanowi margines. Szczególnie, że lewica miała naprawdę wiele okazji, aby upomnieć się o oddanie mu stosownego szacunku.
Felietony Pawła Rzewuskiego ukazują się na łamach Histmag.org co dwa tygodnie w środę.
Artykuły publicystyczne w naszym serwisie zawierają osobiste opinie naszych redaktorów i publicystów. Nie przedstawiają one oficjalnego stanowiska redakcji „Histmag.org”. Masz inne zdanie i chcesz się nim podzielić na łamach „Histmag.org”? Wyślij swój tekst na: [email protected]. Na każdy pomysł odpowiemy.